Pierwszy raz jest tylko raz

dankaI całe szczęście. Żyjemy w przeświadczeniu, że ten pierwszy raz będzie cudowny i niezapomniany. Ale z doświadczeń wielu kobiet (mężczyzn także) wiem, że rzeczywistość w tej kwestii skrzeczy. Wbijają nam do głowy, że pierwszy pocałunek, pierwsze sam na sam, pierwsze małżeństwo, smak pierwszego szampana itd. to jest to, co na zawsze zapamiętamy. Tylko czy rzeczywiście z najlepszej strony?



Było do kitu? Jak to możliwe, innym się udało, a mnie nie? Nikt się do tego nie chce przyznać. Przeanalizowałam to na spokojnie. I zdałam się na doświadczenie tych, których cenię. Podzwoniłam, popytałam... Oto wyniki mojej całkowicie subiektywnej i może dlatego – niezwykle szczerej sondy. Pierwszy pocałunek. Zgodnie z książkowymi opisami oraz scenami w filmach powinno być nieziemsko. Pocałunek otwiera drogę do miłosnego raju z wybrankiem, z którym w zespoleniu ust się premierowo rozprawiczamy.

A tymczasem... posłuchajcie. Renata: – Było okropnie. Wyszłam z tego pierwszego pocałunku podrapana, bo zarost mojego chłopaka haratał moją szyję i policzki. Bałam się, że zginę, bo ukochany przeszkolony przez kolegów postanowił zaatakować językiem okolice moich migdałków. Rzęziłam, a on myślał, że z rozkoszy. To, że sama go pogryzłam (koleżanki mówiły, że to wskazuje na moją namiętność), było niczym wobec szaleństwa, które rozgrywało się w moich ustach.

Po latach pękaliśmy ze śmiechu na wspomnienie tego pocałunku. I sprawdziliśmy, że wychodzi nam już dużo lepiej... Pierwszy raz, czyli seks. Oczekiwania jak wyżej. Wykonanie – podobnie. Sceny z filmów, na których kamera albo dyskretnie odjeżdża w niebo, albo kochankowie spleceni rzężą z rozkoszy – trzeba włożyć między bajki. Posłuchajmy mężczyzny. Jarek: – Miałem 17 lat i nie mogłem się doczekać.

Marzyłem, żebyśmy z moją dziewczyną wreszcie stracili dziewictwo. Do dzisiaj wstydzę się na samą myśl o tym, co się stało. Cały akt, od rozsznurowywania trampek i zdjęcia jej stanika (jak ja walczyłem z tym zapięciem!) po wielki finał, trwał niecałe 10 minut. Ujmę to tak: ledwo się zaczęło, a już było po wszystkim. Wokół nas zaległa głucha, krępująca cisza.
Chciałem się zapaść pod ziemię.

Ona wzięła wreszcie sprawy w swoje ręce i z kolejnymi razami wybrnęliśmy z erotycznego impasu. Ale w to, że inicjacja zawsze jest przepustką do nirwany i nieba, nigdy nie uwierzę.
Pierwsze wspólne mieszkanie. Nikt nikogo nie uprzedził, że to upragnione gniazdko z ukochaną osobą okazuje się nieraz grobowcem uczuć. Posłuchajmy Oli: – Nagle każdy kąt naszego mieszkania był pułapką. Łazienka, bo on nie spuszczał klapy od sedesu, nie mył wanny, a ja kąpałam się za długo.

Sypialnia, bo kiedy chciałam czytać, on chciał spać. A kiedy zaczynaliśmy się kochać – zawsze dzwonili z jego pracy. Kuchnia, bo nigdy nie zmywał. A jeśli robił zakupy, to wybierał piwo, chipsy i żółty ser, czyli to, czego ja nie brałam do ust. Przedpokój, bo zanim dotarłam do pokoju, musiałam pokonywać labirynt z jego butów, a on nigdy nie mógł znaleźć wolnego wieszaka na swoją kurtkę. Oczywiście to wszystko wywoływało konflikty.

Nauka kompromisu jest bolesna, ale na szczęście z czasem staje się on możliwy. Nigdy więc nie uwierzę w opowieści, jak to wspaniale jest razem zamieszkać i zobaczyć ukochanego, kiedy rano nieprzytomny drapie się bezwiednie po tyłku, bo zapomniał, o co prosiłam go od kilku dni. Na szczęście po to jest to pierwsze wspólne mieszkanie, żeby kolejne były coraz lepsze.

No i clou programu: pierwsze wspólne święta u rodziny wybranka. – Było to jednocześnie nasze zapoznanie – wspomina Robert. – Moja narzeczona liczyła na wyrozumiałość swoich rodziców, ale się przeliczyła. Teść nie ukrywał rozczarowania, że studiuję niepraktyczną filozofię. Teściowa nie lubiła brunetów, a nie muszę mówić, jaki miałem kolor włosów, kiedy miałem jeszcze włosy. Brat mojej dziewczyny uosabiał wszystko, czego dla niej pragnęła rodzina – był wesołym wojakiem, domatorem i dzieciorobem. Gdyby teściowie mieszkali bliżej nas, na pewno nasze małżeństwo by nie przetrwało. Szczęśliwie dla mojej przyszłej żony, ja byłem sierotą.

Listy do Danki
fot.shutterstock.com

reklama
Źródło: Wróżka, nr 11/2016
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl