Jan Kiepura: wyśniona, wymarzona miłość

Co wieczór, mówiłam: „Nienawidzę go, nie cierpię”. A moja matka na to: „Jesteś w nim po prostu zakochana” – tak Mártha Eggerth wspominała początki znajomości z Janem Kiepurą. Znajomości, która zamieniła się w wielką miłość.

Otoczony tłumem kobiet śpiewał, stojąc na stole, na berlińskim balu sylwestrowym w 1933 roku. Jednak to wcale nie ta scena utkwiła Márcie Eggerth najbardziej w pamięci. Wspominając tamtą zabawę, na której przedstawiono ją królowi tenorów, opowiadała: „Kiepura uścisnął mi dłoń, ale nie był to zwykły, konwencjonalny uścisk. Tak przynajmniej mi się wówczas zdawało”. 

Jak wyglądały początki znajomości Márthy Eggerth z Janem Kiepurą?

 

Mártha, węgierska aktorka i śpiewaczka, miała wówczas 22 lata, Jan Kiepura był o 9 lat starszy i już wtedy cieszył się ogromną popularnością. Znaleźli się na tym samym balu, bo oboje zatrudniała wytwórnia filmowa UFA, organizująca zabawę. Chyba tylko jej się zdawało, że podczas życzeń została obdarzona specjalnym rodzajem czułości. Gdy spotkali się na planie filmu „Dla Ciebie śpiewam”, otoczony wianuszkiem wielbicielek Kiepura nie nawiązał ani słowem do tamtej miłej chwili. „Nie dostrzegał mnie” – snuła wspomnienia Mártha jako już starsza pani. „Powiedział nawet, że skoro przyszedł z Opery Wiedeńskiej i La Scali, to nie będzie śpiewać w duecie z tą małą Márthą Eggerth. Z tą małą! Byłam wściekła na niego. Co wieczór, przychodząc do domu, mówiłam matce: „Nienawidzę go, nie cierpię”. A moja matka na to: „Jesteś w nim po prostu zakochana”.

Ale choć miała wrażenie, że Jan nie zwraca na nią uwagi, to okazało się, że bardzo dyskretnie zerkał w jej stronę i na swój sposób ją wyróżniał. W filmie partnerowały mu trzy aktorki, z każdą miał scenę pocałunku. Mártha była trzecia. Po nakręceniu sceny z dwiema pierwszymi Kiepura, w trosce o swoje gardło, biegł do garderoby, by je wypłukać płynem odkażającym, w obawie przed wirusami. Gulgotał przy tym i pluł, wspominała śpiewaczka. Gdy całował Márthę, przedłużył tę scenę ponad wyznaczony czas i zapomniał o rytuale płukania gardła.

reklama

Flirtował, adorował, czarował... 

 

Jan Wiktor Kiepura, chłopak z Sosnowca, należał do szczęściarzy. Zamarzył o sławie, zrobił oszałamiającą karierę na scenach operowych i operetkowych świata, także filmową. Oprócz pięknego głosu dostał od losu zmysł do interesów oraz charyzmę zjednującą mu życzliwych ludzi. Nie tylko zgromadził, ale wciąż pomnażał ogromny majątek. Kobiety za nim szalały, a on nie pozostawał obojętny na ich wdzięki. Przystojny, elegancki, szarmancki flirtował, adorował, czarował – niczym w swoim wielkim przeboju – i brunetki, i blondynki.

Kiedy występował, jego wielbicielki mdlały, wpadały w histerię, próbowały się wedrzeć na scenę. A w Budapeszcie jedna z nich z nadmiernej ekscytacji nawet… ugryzła go w łydkę. Zazdrośni amanci oraz mężowie zakochanych w nim pań najchętniej utopiliby go w łyżce wody. Cała Warszawa aż huczała o incydencie w modnej cukierni, kiedy to jeden z nich, wściekły na narzeczoną flirtującą z Kiepurą na jego oczach, zwymyślał śpiewaka publicznie od szczeniaków i łotrów spod ciemnej gwiazdy, a artysta w odpowiedzi wysłał zazdrośnikowi sekundantów. Krew jednak się nie polała, bo narzeczony, ochłonąwszy, „uchylił się od dania satysfakcji”.

Jan korzystał z życia pełną gębą, ale uczuciowo jakoś nie mógł się ustatkować. W liście zwierzył się przyjacielowi: „Mam wszystko: sławę, pieniądze, mercedesy, entuzjazm tłumów wielotysięcznych, kobiety, kochanki, odznaczenia, zaszczyty, wszystkie domy Europy otwarte, wszystkie panny z otwartymi rękoma i... rozłożonymi nóżkami czekają na mnie […] słowem wszystko mam, co do szczęścia trzeba, lecz szczęśliwym nie jestem. […] Pragnę szczerze i wiernie, i do szaleństwa kochać, ale nie znajduję duszy, którą by kochać warto i którą by Bóg wyposażył jednocześnie i w mózg, i w piękną duszę!”.

 

Na ten temat

  • „Obawiam się, że jestem dla pana zbyt wysoka". – „Proszę się nie martwić, sprowadzę panią do swojego poziomu". Tak wyglądała pierwsza rozmowa Katharine Hepburn i Spencera Tracy'ego. I początek wyjątkowej miłości dwóch największych indywidualności Hollywood.
  • „Wyszłam za mąż, zaraz wracam" napisała Maria Czubaszek. Ale w swoim drugim małżeństwie wytrzymuje już 30 lat.

Ukochane Jana Kiepury: Panna Guga i Zofia

 

Pierwsza miłość dopadła go jeszcze w czasach młodości. Obiektem westchnień była tajemnicza panna Guga, zwana też Zionkiem lub Mizikiem, której tożsamości nie udało się ustalić biografom artysty. Po raz pierwszy wspominał o niej w liście do matki w sierpniu 1920 roku, pisanym z Torunia, z wojska, do którego zgłosił się na ochotnika. Jednak uczucie było wyboiste. Już dwa miesiące później, w październiku, Jan przebywający na kursie artylerii morskiej w Grudziądzu skarżył się Mietkowi Szafrudze: „Jestem zły na Gugę, że nic nie pisze od pewnego czasu. Ma rację, dobrze robi. Nie będziemy sobie nawzajem zawracać głowy”.

Dwa lata później nastąpił ostateczny kryzys. W papierach Jana zachował się list z marca 1922 roku, a więc z czasów, kiedy teoretycznie studiował w Warszawie prawo, a praktycznie, w tajemnicy przed ojcem, pobierał lekcje śpiewu solowego u słynnego profesora Wacława Brzezińskiego. Tak pisał do Gugi: „Mizik, doprowadzasz mnie do wściekłości i radzę, bądź ostrożna, byś nie przebrała miary”. List nie został wysłany, ale od tamtej pory Guga zniknęła z korespondencji Kiepury.

Już jako sławny śpiewak, występujący na największych scenach Europy, w 1928 roku spotkał Zofię Batycką, córkę lwowskiego adwokata. Poznali się na wakacjach w Truskawcu. Ona miała 20 lat, była olśniewająco piękna, studiowała w Szkole Głównej Handlowej i pragnęła zostać aktorką. Sześć lat starszy i niemal pół głowy niższy Jan adorował ją na zabój, a rodzice obojga spodziewali się, że lada moment zabrzmi marsz Mendelssohna.

Niestety związek zaczął się chwiać. Kiepura dużo w tym czasie koncertował i był w ciągłych rozjazdach. Zofia zaś zdobyła tytuł Miss Polonia, co mocno przewróciło jej w głowie. Spodobał się jej wielki świat, którego Jan był częścią i postanowiła się w nim zadomowić. A że jego kontakty ze światem filmu otworzyłyby jej drzwi do kariery aktorskiej, zaczęła nalegać na jak najszybsze małżeństwo. Przyciśnięty do muru Jan powiedział jednak „nie” i zerwał zaręczyny. Obrażony papa Batycki nie omieszkał zrugać korespondencyjnie nie tylko niedoszłego zięcia, ale i bogu ducha winnego Franciszka Kiepurę. Wypomniał też bujne życie Jana i jego niedopasowanie – syna prostego piekarza – do zacnej mieszczańskiej rodziny.

Źródło: Wróżka nr 3/2017
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl