Ukłucie na wagę życia

Kiedy Magda się urodziła, nie było żadnych powodów do niepokoju. Zaczęła siadać wcześniej niż inne dzieci, rosła, przybierała na wadze. Teresa i Roman Szyckowie byli dumni i szczęśliwi jak wszyscy młodzi rodzice. Nikt nie miał pojęcia, jakie los zgotował im wyzwanie.

Ukłucie na wagę życia - Zaniepokoiłam się dopiero wówczas - wspomina Teresa - gdy Magda już powinna była zacząć trochę mówić. Ale są dzieci, które mówią później niż rówieśnicy. Widziałam też, że stojąc w łóżeczku, dziwnie się odchyla, ale najbardziej przerażało mnie to, że nie szuka z nami kontaktu. Dotyk ją denerwował, nie chciała się przytulać, tak spontanicznie, z miłością. Ani wychodzić z łóżeczka. Myśleliśmy, że trudno jej pokonać szczebelki, więc je wyjęliśmy. Ale ona nadal się bała. I płakała w nocy. Podejrzewaliśmy, że to kolki. Zaprowadziłam ją do pani profesor, która zresztą już nie żyje.

"Proszę się uspokoić, wyrośnie z tego", usłyszałam. Na wszelki wypadek jednak zaleciła badania. Niby wszystko było w porządku: tarczyca i metabolizm... Ale ja nadal się denerwowałam, matka czuje, kiedy z dzieckiem jest coś nie tak. Wpadłam na pomysł, by zaprowadzić Magdę do psychologa. Od razu dostrzegł nieprawidłowości w rozwoju. I się zaczęło... Teresa milknie na chwilę. Trudno jej wracać do początków tej drogi przez mękę rozpaczy, załamania, strachu i... nadziei. Bo nadzieję ma się zawsze

Na błąd w diagnozie, na poprawę, na to, że "samo minie" i pewnego dnia Magda powie: "mamo", "tato". Magda ma 18 lat, ale wygląda na 12. To z powodu niskiego wzrostu, małych rączek i stóp, dziecinnej buzi, na której przeżycia nie zostawiły żadnego śladu. Nie mówi. I ten nieobecny uśmiech... To objawy dziwnej, mało znanej choroby genetycznej, nazywanej fachowo syndromem Retta. To coś w rodzaju autyzmu, któremu towarzyszą objawy uboczne, chociażby właśnie te małe dłonie i stópki. I odchylanie ciała do tyłu, chodzenie na palcach jak baletnica, bez stawiania na ziemi całej stopy.

Białystok. Mieszkanie w bloku. Czysto, cicho, przez ekran telewizora przelatują "Złotopolscy". Matka szykuje kolację, ojciec zagłębiony w książce, dziewczynka siedzi na kanapie, uśmiechając się do swoich myśli. Normalna rodzina. Normalny dom. Gdyby nie fakt, że dziewczynki zupełnie nie obchodzi, co się wokoło dzieje, a telewizor nie przyciąga jej uwagi. Że za chwilę kładzie głowę na poduszce i chce spać. Nie reaguje na fakt, że przyszedł ktoś obcy, że robi zdjęcia. Żyje we własnym świecie, który otacza zaklęty krąg... A i tak jest przecież o niebo lepiej niż było. Do niedawna nie reagowała na rodziców, nie korzystała z toalety, wymagała karmienia. Nieustannie była pobudzona. Krzyczała, a nikt nie wiedział, dlaczego.

reklama

- W Centrum Zdrowia Dziecka - opowiada Roman Szycko - powiedzieli nam, że powinniśmy pójść do psychoterapeutki. Ta z kolei bardzo nam współczuje i mówi, że powinniśmy pomyśleć o jakiejś szkole życia, o oddaniu Magdy do zakładu opiekuńczego... Z Magdy nie wolno było spuścić oka. Wiecznie niespokojna, nie przesypiająca nigdy całej nocy, próbowała rodzicom przekazać coś płaczem, ale co?  Do tego, że choroba córki jest prawdopodobnie zespołem Retta, doszedł sam Roman, ślęczący nad licznymi podręcznikami. Lekarze tylko tego nie wykluczyli.

- Dawano nam wszystko, czego chcieliśmy: skierowania na badania, recepty, zasiłek pielęgnacyjny. Takie doraźne działania - mówi Teresa. - Ale kiedy usiłowaliśmy wydobyć od lekarzy coś więcej - autorytatywną diagnozę, jakieś stwierdzenie dające chociaż cień szansy na wyzdrowienie dziecka, odwracali wzrok. Ze wszystkim zostaliśmy sami.

Sami musieli szukać wyjścia. Znalazł je Roman.


Z zawodu inżynier elektryk, pracował wtedy w teatrze jako oświetleniowiec. Postanowił jednak zrezygnować z pracy. Teresa bardzo bała się zostawać sama z krzyczącym nieustannie dzieckiem, więc zdecydowali: ona będzie zarabiać na dom, on zajmie się Magdą. - Postanowiłem udowodnić, że opiekując się chorą córką można w miarę normalnie żyć - wspomina. - Zrozumiałem, że muszę ponieść ofiarę. Wie pani, czym jest dla mężczyzny w sile wieku zamknięcie się w domu, rezygnacja z pracy? Czułem jednak, że warto. Zainteresował się niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Analizując różne objawy i przypadki, doszedł niebawem do wniosku, że jest dla Magdy ratunek: akupunktura!

Może Magdę stymulować na tyle, by pomóc jej chociażby w opanowaniu fizjologii. Problemem w zespole Retta są na przykład zaparcia. No i siusianie w majtki. Dziewczyna chodziła cały czas w pampersach. Nie potrafiła utrzymać szklanki z napojem w ręce. Każdą czynność życiową trzeba było wykonywać za nią. Ale najgorszy był ten częsty, rozpaczliwy płacz. Dlaczego? Roman pomału doszedł do wniosku, że pewnie coś córkę boli! Tylko co? Przecież w świetle badań lekarskich była całkiem zdrowa... - Taka ironia losu: zdrowe, ciężko chore dziecko - uśmiecha się smutno Roman Szycko. O akupunkturze niewiele wtedy wiedział. Ściągnął więc do domu mnóstwo książek, stając się jakby zaocznym uczniem profesora Garnuszewskiego. Przy okazji znalazł opis metody powiązanej z akupunkturą - RYODORAKU. Opracował ją światowej sławy japoński profesor Yoshio Nakatani.

Stan energetyczny każdego organu można określić, przykładając w ściśle określonych punktach na przegubach rąk i na stopach czujnik, który z wyglądu przypomina długopis. Po przetworzeniu wyników pomiarów za pomocą specjalnego programu komputerowego otrzymujemy graficzny obraz tego, jak funkcjonują trzustka, wątroba, płuca, serce. Okazało się, że chociaż wyniki badań przeprowadzonych przez medycynę konwencjonalną były w normie, to żaden organ wewnętrzny Magdy nie wykazywał równowagi energetycznej! Wszystkie meridiany były zablokowane, a zatem związane z nimi organy miały za mało energii albo za dużo. Organizm dziewczynki domagał się wewnętrznej harmonii. Roman zaczął go więc stymulować impulsami elektrycznymi z generatora. Codziennie rano, wieczorem i wtedy, gdy Magda wykazywała większy niepokój.

Nauczył się fizjologii i anatomii jak lekarz. Najpierw odkrył, że Magda ma stan zapalny wątroby - wyrównał więc energię w meridianie wątroby. Tak samo w nerkach. Z pęcherzem poszło najtrudniej. Niby organ dziecka osiągał homeostazę, ale bóle wracały. Gdy Magda krzyczała, wiadomo było, że miernik RYODORAKU wykaże znowu nadmiar energii, szczególnie w meridianie pęcherza moczowego. Roman zdecydował ponownie, że będzie szukać pomocy u lekarzy.

- Nigdy nie zapomnę słów specjalisty urologa: "Mogę państwu tylko współczuć". Ani tego, że ten "specjalista", zanim zaczął nam współczuć, "przeoczył" badanie bakteriologiczne moczu. Przypadkiem oddałem mocz Magdy na posiew. Okazało się, że jest zakażony gronkowcem, co wywołuje stan zapalny i silne bóle. Nic dziwnego, że córka tak krzyczała! Obraz RYODORAKU nie kłamał. Odniosłem pierwsze małe zwycięstwo.

Antybiotyki uśpiły gronkowca, ale Magda nadal siusiała w nocy do łóżka. W dzień wszystko było w porządku, nawet zaczęła sama chodzić do toalety i sama robiła siusiu. A w nocy wszystko powracało. - Intuicja podpowiedziała mi, że musi być jeszcze inna przyczyna tego stanu. Zbadałem więc miejsce, w którym spała pod kątem promieniowania geopatycznego. Okazało się, że Magda spała na ciekach wodnych! Noc niweczyła wysiłki dnia. Przenieśli łóżko w inny koniec pokoju i moczenie nocne ustąpiło. To był wielki dzień, gdy można było zabrać Magdzie pampersa!

- Zdarzyło się to 18 lutego i zawsze będę tę rocznicę obchodził uroczyście, bo wstąpiło w nas jakby nowe życie - wspomina Roman. - Tylko rodzice, którzy mają niepełnosprawne dziecko, wiedzą, ile problemów stwarza nieopanowana fizjologia.
Roman Szycko zamyśla się na chwilę: - Chore dziecko zmienia całe życie... Odwróciła się od nas nawet rodzina - mama, siostra. Może ludzie bali się, że będziemy oczekiwali pomocy?

Dziś Magda kontroluje swoje potrzeby, sama je i pije. Potrafi dać znak, kiedy czegoś potrzebuje, nadstawia buzię do pocałunku. Jest zupełnie inna, gdy ciało ma naprawdę zdrowe. A psychika? Nie wiadomo, jakie myśli kryją się w jej głowie. Ani jak zapalić w niej światło. Może kiedyś nastąpi cud? Jakiś wstrząs spowoduje, że nagle zaskoczy wszystkich i siebie samą...

Sława Romana rozeszła się po Białymstoku.


Ludzie widząc, jakie efekty osiągnął w leczeniu własnego dziecka, proszą go często, by pomógł także im. Elektroakupunkturą można leczyć właściwie wszystko, poza nowotworami. Można też postawić właściwą diagnozę. Roman konsultuje się z lekarzami. Wielu z nich zainteresowało się wynikami, jakie osiągnął w leczeniu Magdy. Namawiają go, by opisał jej przypadek w medycznym periodyku. Porządkuje więc materiały. Chce się podzielić z innymi swoją kilkuletnią pracą.

Teresa nie boi się już opieki nad córką, więc pewnie Roman wróci do pracy, spróbuje od nowa znaleźć swoje miejsce jako elektryk. Nie będzie to łatwe po takiej przerwie. - Ale i tak uważam, że mam wiele szczęścia, a właściwie wiem, jak sobie szczęście zorganizować, więc i z tym się uporam - mówi z całkowitym przekonaniem. I póki co, spotyka się, kiedy tylko potrzeba, z rodzicami dzieci chorych na syndrom Retta.


Joanna Wiernik

Fot. Autorka

Źródło: Wróżka nr 12/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl