Promienna skandalistka

Była pierwszą kobietą, która prowadziła katedrę na paryskiej Sorbonie i która wyruszyła na front, by stworzyć laboratoria radiologiczne dla rannych żołnierzy. Równie odważnie stanęła do walki z całym Paryżem, by bronić swojego prawa do miłości...

Promienna skandalistka Kiedy ogląda się w encyklopediach całego świata zdjęcia Marii Skłodowskiej-Curie, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z kobietą pozbawioną emocji, naukowcem o wnikliwym spojrzeniu i chłodnym racjonalnym umyśle. Osobą, której kobiecość zagubiła się gdzieś pośród fizyczno-chemicznych laboratoriów. Nic bardziej błędnego. Owszem, Maria Curie była wybitnym fizykiem, doskonałym organizatorem i utalentowanym wykładowcą. Naukowcem, którego dokonania w dziedzinie badań nad radioaktywnymi pierwiastkami zadziwiły świat. Nigdy jednak nie przestała być kobietą. Kobietą, która w obronie miłości potrafiła rzucić na szalę całe swoje życie.

W swoim mężu Piotrze Curie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Było to ogromne i pełne namiętności uczucie z obu stron. On, dyrektor Miejskiej Szkoły Fizyki i Chemii był gotów rzucić wszystko dla swojej studentki i pojechać z nią do dalekiej Polski. Ona gotowa była dokonać zdrady narodowej i pozostać nad Sekwaną. Pobrali się 26 lipca 1895 roku. Razem wychowywali córki, prowadzili dom, pracowali i wreszcie razem odebrali Nagrodę Nobla. Po tym wspólnym sukcesie, uwolnieni od trosk materialnych mogli pozwolić sobie na spokojną pracę i wygodne życie.

Piotr rezygnując z własnych planów badawczych, gotów był nadal pracować nad badaniami Marii. Ona zrezygnowała ze starań o wymarzoną pracę na paryskiej Sorbonie, by nie narażać męża na kłopoty w zdominowanym przez mężczyzn światku francuskiej nauki, który na zbyt przebojowe kobiety patrzył niechętnym okiem. Już dawno uważano, że Maria – jak ujął to jeden z dziennikarzy „L’intransigeant” – „wykazała brak umiaru, który nie jest właściwy jej płci”. Tak czy inaczej w imię miłości gotowi byli do wzajemnych poświęceń. Kiedy 19 kwietnia 1904 roku Piotr Curie zginął pod kołami rozpędzonego wozu, świat Marii się zawalił. Przez pierwsze dwa lata częściej widywano ją nad grobem męża niż w laboratorium. Do końca życia pisała swoje dzienniki w formie listów do Piotra.

Wielu, którzy sądzili, że Maria nigdy nie otrząśnie się z żałoby po mężu, wiosną 1910 roku przeżyło nie lada zaskoczenie. Oto na jednym z wieczorów towarzyskich u swoich znajomych, państwa Borel, Maria Curie pojawiła się dziwnie odmłodzona. „Zamiast czarnej sukienki – relacjonował później Marguerite Borel – miała na sobie białą suknię z różą przypiętą w talii. Usiadła, milcząca jak zwykle, ale było w niej coś, co przywodziło na myśl wiosnę, która powoli kruszy lody”. Być może tego właśnie wieczora rozpoczął się burzliwy romans między Marią a wybitnym fizykiem Paulem Langevinem.

reklama

Maria i Piotr Curie fot. East News/Roger ViolletOboje znali się od lat, najprawdopodobniej Paul podkochiwał się w Marii już wcześniej, ale do tej pory nie łączyło ich nic prócz głębokiej przyjaźni. Oboje byli w związkach i zdawało się, że tak już zostanie. Los zdecydował jednak inaczej. Piotr zginął, a małżeństwo Paula rozpadało się. Wiosną 1910 roku oboje gotowi byli budować swoje życie od nowa. Niestety, ten sam los, który sprawił, że odnaleźli się po latach, sprawił, że swoją miłość musieli ukryć przed światem.

Wynajęli małe mieszkanie w centrum Paryża i spotykali się tam co jakiś czas. Żona Paula, Jeanne Langevin, wprawdzie głosiła wszem i wobec, że oprócz nienawiści nic już jej z mężem nie łączy, nie chciała jednak dać mu rozwodu. Paul bojąc się, że żona zabroni mu widywania się z dziećmi, które bardzo kochał, pozostawał głuchy na nalegania Marii, by wyprowadzić się z domu. Kiedy Jeanne Langevin zorientowała się, że nie jest już jedyną kobietą w życiu męża, wynajęła detektywa. Ten włamał się do mieszkania kochanków i wykradł listy, które Paul i Maria pisali do siebie i najprawdopodobniej z czystego sentymentu przechowywali w swoim gniazdku. Jeanne mając w ręku pełną czułości korespondencję, przystąpiła do ofensywy.

Najprawdopodobniej szantażowała męża, żądając od niego coraz więcej pieniędzy. Pewnego dnia do całej sprawy wtrąciła się też teściowa fizyka, widząc, że i ona może na tym nieźle zarobić. Kiedy Paul stanowczo odmówił okupu, poszła do redakcji dziennika „Le Journal” i opowiedziała tam wzruszającą historię o cierpieniach swojej córki, której Maria Curie chce zabrać męża i tragicznym losie dzieci Paula, pozbawionych ojca. Następnego dnia w Paryżu wybuchł skandal. Oto, zdaniem dziennikarza „Le Journal”, zarozumiała i bezwzględna kobieta z obcego kraju, która tak wiele zawdzięcza Francji, wdarła się bezwzględnie w życie szczęśliwego małżeństwa, by uwieść, omamić i porwać z niego Paula, nie bacząc przy tym na łzy żony i niedolę nieszczęsnych dzieci.

Na dodatek Jeanne Langevin, kiedy Paul po kolejnej awanturze wyprowadził się z domu, podała sprawę do sądu, oskarżając męża o cudzołóstwo. Sprawa zrobiła się głośna, a dzienniki całej Francji z rozkoszą rzuciły się na tak „nośny” temat. Gazety, w walce o nakład, nie przebierały w środkach, a to, co pisano o romansie naukowców, dawno już przestało mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.

Wybitnym fizyk Paul LangevinPod domem Marii zbierały się tłumy oburzonych mieszkańców Paryża i domagały wydalenia z kraju „przybłędy”, by nie mogła rozbijać francuskich rodzin. W całym rozgardiaszu opinii publicznej umknęła wiadomość o przyznaniu Marii Skłodowskiej-Curie kolejnej Nagrody Nobla, tym razem z chemii. I oto Maria wszystkich zadziwiła. Wbrew oczekiwaniom i radom przyjaciół nie schowała się w kąt, aby przeczekać, aż sprawa przycichnie, ale odważnie stanęła do walki o prawo kobiety do miłości. Do swoich adwersarzy na uczelni i Francuskiej Akademii Nauk wysłała list, w którym uświadomiła im, że jej życie osobiste to jedno, a nauka drugie. Mogą krytykować i analizować jej teorie naukowe, ale jej życie prywatne nie będzie przedmiotem zebrań naukowych! Do prasy natomiast wysyłała listy, w których systematycznie prostowała kłamstwa, które na jej temat wypisywano i domagała się zamieszczania sprostowań, grożąc sądem i odszkodowaniami za zniesławienie.

Robiła to w kraju, w którym nadal w mocy był Kodeks Napoleoński przewidujący za pojedynczy akt niewierności ze strony małżonki karę od trzech miesięcy do dwóch lat więzienia, a niewiernemu małżonkowi grożący jedynie karą grzywny i to tylko wtedy, gdy przyprowadził kochankę do domu. Po raz pierwszy w historii „męskiej prasy” kobieta groziła sądem dziennikarzom, którzy uważali, że ruch feministyczny niszczy kraj. Była na tyle „zarozumiała”, by twierdzić, że kobieta ma takie samo prawo do miłosnych spotkań z kochankiem, jak mężczyzna z kochanką.

Odważyła się nawet w oddzielnym liście skarcić Komitet Noblowski, kiedy jego przedstawiciele zaczęli sugerować, by nie pojawiła się na uroczystości wręczenia jej nagrody! I co w tym wszystkim najciekawsze, swoją batalię o uszanowanie praw kobiety do miłości wygrała i w końcu uciszyła nękającą ją prasę. W kilka lat później wybuch I wojny światowej przysłonił wszystko, a pełna poświęcenia postawa Marii na froncie w walce o życie i zdrowie rannych wzbudziła niekłamany dla niej podziw. Sama Maria jednak nigdy nie potrafiła określić, co wymagało od niej większej odwagi: batalia na froncie o wolność Francji czy bitwa z antyfeministyczną opinią publiczną.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 2/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl