Widzę jasno jasnego psa

Widzę je, bo mają duszę

Tamto zdarzenie przekonało Jackowskiego, że między szukaniem człowieka a psa nie ma różnicy. – Jeśli zakładamy, że dusza istnieje, to muszą ją mieć także zwierzęta – mówi dziś. – Widzę je, bo mają duszę. Ja przynajmniej w to wierzę. Myliłem się: nie chodzi o świadomość, gdzie się jest, ale o to porozumienie z duszą.

Takie wytłumaczenie pozwala zrozumieć, dlaczego Jackowski widzi też martwe zwierzęta. A zdarza się to często.

Czy jasnowidz pomoże odnaleźć psa?...– Jakiś czas temu znalazłem w centralnej Polsce psa myśliwskiego. Z wizji wynikało, że nie żyje. Zobaczyłem, że jest taki – Jackowski szuka słów – pokąsany i ciało leży obok strumyka czy rowu melioracyjnego. Wskazałem miejsce około 4,5 kilometra od zabudowań. I rzeczywiście znaleźli je tam.

Pies z Gdańska zrobił sobie norę w tartaku. Psa z Bydgoszczy ktoś przygarnął. Ale jak znaleźć błąkające się zwierzę? To bardzo trudne.
– Wizja jest poczuciem czegoś bardzo niejasnego, jakiegoś momentu, na którym się koncentruję – Jackowski usiłuje ubrać w słowa to, co nieuchwytne. – Nawet jeśli moje wizje są sensowne, to nim właściciel dojedzie na miejsce, pies może zniknąć. Z kotami jest jeszcze trudniej. Zdaniem jasnowidza to dlatego, że choć są oswojone, to równocześnie wciąż pozostają dzikie. Jackowskiemu nigdy nie udało się znaleźć żadnego kota.

Poszukiwanie zwierząt oferuje wielu innych jasnowidzów. Jeden z nich to Tomasz Gocłowski. W jego mieszkaniu jest przyjemnie chłodno, choć za oknem rozpętała się burza. Szumi klimatyzacja, unosi się zapach kadzidła.

reklama

– To trochę jak gra losowa – opowiada o poszukiwaniu zwierząt. – Raz się trafi, raz nie. Ale wiele osób mimo ryzyka niepowodzenia chce skorzystać z mojej pomocy. Zazwyczaj szukam psów i kotów, lecz mam też na koncie żółwia czy krowę.

Mówi, że w Warszawie trudno wskazać psa, bo nawet jeśli zaznaczy promień dwóch kilometrów, może to oznaczać kilka bloków i setki mieszkań. – Ale wskazałem trzy psy, które były w schronisku na Paluchu – opowiada z uśmiechem Gocłowski. – W tej chwili szukam kota i psa. Pies zaginął 18 kwietnia z podwórza na Śląsku. I nawet dwa razy wskazałem identycznego zwierzaka, ale okazało się, że to inny pies. Cóż, bywa i tak…

Dla powodzenia poszukiwań duże znaczenie ma czas. Im sprawa starsza, tym trudniej. – Mniej więcej do pół roku od zaginięcia udaje mi się znaleźć zwierzaka – zapewnia Gocłowski.

Sara się już nie znajdzie

Krzysztof Jackowski poprosił Agnieszkę o zdjęcia Sary i Fiodora, a także kilka akcesoriów: obrożę, smycz. Nie zadawał wielu pytań. Była zdziwiona, że nie chciał wiedzieć, jak i kiedy zaginęły jej zwierzęta ani jakie miały charaktery. Niestety, stwierdził, że jeden z psów nie żyje. Najprawdopodobniej Sara. Zginęła jeszcze pierwszego dnia, czyli w Wigilię. Drugi nadal się gdzieś błąka i jest szansa na odnalezienie go.

Po dwóch godzinach Agnieszka otrzymała mapkę z zaznaczonym obszarem poszukiwań. Jackowski powiedział, że może tam być jakieś stare gospodarstwo i wokół niego należy szukać. Ale psa nie udało się odnaleźć. Śnieg zasypał zamarznięte jezioro. Chodzili wokół niego kilka godzin. I nic.

Na wszelki wypadek mąż Agnieszki pojechał tam już następnego dnia. Był na miejscu o siódmej rano. Tak wypatrywał choćby najmniejszego śladu, że nie zauważył, jak kruchy jest lód. Nagle załamał się pod nim. Jakimś cudem udało mu się wydostać z lodowatej wody i dotrzeć do samochodu. – Mogła się wydarzyć tragedia o wiele większa, mogłam stracić męża… – napisała Agnieszka na forum następnego dnia.

Dziś ma dwa nowe psy, ale wciąż mówi o Fiodorze i Sarze z ogromną czułością. Ciągle za nimi tęskni i… nie żałuje, że trafiła do Jackowskiego: – Było warto. Przynajmniej mam czyste sumienie, że zrobiłam naprawdę wszystko, co mogłam. Dzięki jasnowidzowi mogę spać spokojnie.

Tarot na ratunek

Z całego dnia 27 października 2009 roku Agnieszka Cwynar-Sołdańska z Redy nie może odżałować dziesięciu minut. Zostawiła wtedy swoją west highland white terrierkę przed przedszkolem. Wydawało się, że przez tak krótki czas nic złego się nie stanie. Ale kiedy wyszła, Dagi nie było. Zaczęła ją wołać, zaglądała na pobliskie podwórka. Pusto.

Czy jasnowidz pomoże odnaleźć psa?...Daga miała 2,5 roku i była ukochanym psem całej rodziny. Łagodna pieszczocha. Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania. Agnieszka zaangażowała w nie całą swoją energię. Robiła to nie tylko dla siebie, ale i dla córki. Pięcioletnia Julianna nie potrafiła się otrząsnąć po tym wydarzeniu. Budziła się w nocy i z płaczem pytała o psa. Na widok obcych samochodów pytała z trzęsącą się brodą: – A czy ktoś mnie też może zabrać tak jak Dagę?

Agnieszka też zwróciła się do Krzysztofa Jackowskiego. Ale uważa, że jego informacje nic nie dały. Potem inny jasnowidz pokazał jej na mapie jakąś wioskę koło Wejherowa. Nie znalazła tam jednak żadnych śladów psa. Najgorsza według Cwynar-Sołdańskiej była jasnowidzka, która opowiadała jej jakieś niestworzone rzeczy.

– Że byliśmy obserwowani, że maczał w tym palce jakiś bogaty facet, że to było na zlecenie – opowiada, nie kryjąc irytacji. – Wreszcie znajoma mojej cioci postawiła tarota i… każde jej słowo się sprawdziło! Powiedziała: „Pies jest u rodziny z dziećmi. Mieszka najprawdopodobniej niedaleko miejsca zaginięcia, z drugim psem. I ma już inne imię”.

Pod koniec marca zadzwonił telefon. Agnieszka podniosła słuchawkę i usłyszała niemal dosłownie słowa z tarota. Okazało się, że pani, która zadzwoniła, widziała ich psa na filmiku zamieszczonym na Youtube. Powiedziała, że suczka mieszka teraz na osiedlu strzeżonym i opisała, gdzie się ono znajduje. Jej właściciele to rodzina z dwójką dzieci. Jest tam jeszcze jeden dorosły west.

Pojechali pod wskazany adres. Obserwowali osiedle. Nie zadzwonili do drzwi, bo wyglądało na to, że pies został skradziony. Już pierwszego dnia na podwórzu spotkali dziewczynkę z czworonogiem. Towarzyszący jej westik – niestety, nie była to Daga – miał w uchu tatuaż.

Agnieszka spisała numer i zamieściła na kilku forach internetowych. Wcale się nie zdziwiła, gdy zgłosiła się do niej właścicielka. Okazało się, że pies był poszukiwany. Zginął niemal w tym samym czasie co Daga. Pojechały po niego razem z policją. Udało się go odzyskać, ale niestety Dagi już tam nie zastali. Być może złodzieje zorientowali się, co się święci i zdążyli się jej pozbyć. Jedno jest pewne: jeszcze kilka dni wcześniej suczka u nich był była. Poszukiwania nadal trwają. Agnieszka zamierza jeszcze raz poprosić wróżkę o postawienie tarota.

Ewelina ze Starachowic również walczyła o psa. 24 listopada w pobliskich Ratajach skradziono jej biszkoptową labradorkę. Razem z nią zniknął przygarnięty kundelek Atos. Poszła wtedy do niewidomej wróżki w Starachowicach, która już raz pomogła odnaleźć zwierzę jej rodzinie. – Mojej szwagierce, która miała włamanie do domu, najpierw opisała dokładnie, gdzie mieszka, całą okolicę i okoliczności zaginięcia psa. Aż ciarki po krzyżu chodziły, jak się tego słuchało. A potem przepowiedziała, że zwierzak znajdzie się po trzech dniach. Sprawdziło się.

Ewelinie wróżka powiedziała, że Atos wróci za tydzień. I wrócił. W poniedziałek rano zadzwonił jakiś mężczyzna, że pies się znalazł. Niestety, ciągle brak wieści o labradorce. Ewelina ciągle na nią czeka. Jak wszyscy, którzy kochają zwierzęta, nie traci nadziei, że i ją uda się odnaleźć.

Epilog

Po kilku tygodniach od wizyty Agnieszki Palecznej-Turek u jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego mieszkaniec osiedla, który trafił na ogłoszenie o poszukiwaniu Sary i Fiodora, przyszedł do niej z istotną informacją. W Wigilię jeden z okolicznych myśliwych zastrzelił nieopodal w lesie dużego psa. Drugiego nie zdołał, bo zwierzak uciekł…

Agniesza Cwynar-Sołdańska zgłosiła się do lokalnej telewizji, gdzie ukazał się materiał o zaginięciu Dagi. Filmiki zamieściła na stronie forum osiedla, na którym przez jakiś czas mieszkała skradziona suczka. I zadzwonili ludzie, którzy ją widzieli. Nowi opiekunowie psa dostali go od złodziei. Tych samych, których wskazał tarot. Dzięki kartom po 21 miesiącach Daga wróciła do domu.


Konrad Piskała
fot. shutterstock.com


Psy szukają psów PSY SZUKAJĄ PSÓW


W Stanach Zjednoczonych są niezwykłe psy, które szukają zaginionych zwierząt. Szkoli je specjalna organizacja Missing Pet Partnership (www.missingpetpartnership.org). Nauka trwa 12-18 miesięcy. Zaczyna się ją od tego, że pies-uczeń obserwuje, jak inny pies znika mu z pola widzenia. Ten widok prowokuje go do gonienia swojego kumpla i do użycia nosa, by go odnaleźć, jeśli zniknie mu z oczu. Dalsze szkolenie polega na wprowadzaniu utrudnień. Pies musi nie tylko nauczyć się podążać za zapachem zwierzęcia, ale również ignorować woń innych czworonogów. I iść nawet takim śladem, który ma już kilka dni i biegnie w zróżnicowanym, trudnym terenie.

Takie szkolenie jest wyczerpujące nie tylko dla psa, ale także dla przewodnika, który biegnie za nim, trzymając koniec długiej linki, czasem przez wiele kilometrów, i to nierzadko przez zbocza i zarośla. Największa szansa na wytropienie uciekiniera jest wtedy, gdy ratownik z psem zostanie wezwany w ciągu kilku godzin. Mogą wtedy wskazać kierunek ucieczki, miejsca, w których poszukiwany zatrzymywał się na odpoczynek, a tym samym zawęzić obszar poszukiwań.

Psa nauczonego podążania za zapachem konkretnego Azora czy Maksa da się też wyszkolić, by tropił inne zwierzęta, które mogą pokonać duże dystanse, takie jak konie, fretki czy koty. Szukanie tych ostatnich polega na sygnalizowaniu przez psa obecności każdego zauważonego kota. Jeśli nie jest to ten właściwy, pies dostaje komendę, by kontynuował pracę.

Dobrze wyszkolone psy potrafią podjąć ślad pozostawiony nawet dwa tygodnie wcześniej, o ile tylko panuje sprzyjająca pogoda. Zapach najdłużej utrzymuje się przy niezbyt wysokiej temperaturze, dużej wilgotności i słabym wietrze.

Do takiego szkolenia najlepiej nadają się psy, które lubią innych przedstawicieli swojego gatunku i nie zachowują się agresywnie ani wobec nich, ani ludzi czy kotów. Rasa ma znaczenie drugorzędne, gdyż praktycznie każdy pies nadaje się do pracy węchowej. Istnieją jednak rasy o szczególnie wrażliwym węchu, a za prawdziwego mistrza pośród nich uważany jest bloodhound.

Aby zostać ratownikiem zaginionych zwierząt, pies musi zdać egzamin, podczas którego nie może zgubić śladu przez trzy kilometry wytyczonej przez egzaminatorów trasy, która wiedzie częściowo przez miasto, a częściowo przez teren zielony. Dla utrudnienia są na niej przynajmniej trzy ostre zakręty, a ślad wcale nie jest świeży i mocno pachnący, bo kładzie się go całą dobę przed egzaminem. Na to zadanie pies ma półtorej godziny, a przewodnik nie może mu pomóc,
bo sam nie wie, którędy wiedzie ślad.


Magda Urban, Fundacja Psia Wachta

Źródło: Wróżka nr 9/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl