W wigilijny wieczór architekt Edwin Drood idzie nad rzekę. Zbliża się data jego ślubu. Ale nie jest szczęśliwy… Tak zaczyna się kryminał Charlesa Dickensa. Jego zakończenie pisarz podyktował… z zaświatów.
Z Różą Edwin Drood ma pobrać się z woli rodziców. Zostali zaręczeni jeszcze w dzieciństwie, ale dziś swoje uczucia ulokowali gdzie indziej. Postanawiają więc zerwać zaręczyny. Ale jak powiedzieć o tym światu? W wiktoriańskiej Anglii, gdzie żyją, nie jest to proste. O tym wszystkim Drood rozmyśla podczas spaceru nad rzeką. Nigdy się jednak nie dowiemy, jaką podjął decyzję. Oto bowiem znika. Następnego dnia w rzecznym mule zostają znalezione jego zegarek i spinka do mankietu. Ciała jednak nie ma. Czy Edwin Drood został zamordowany? W miasteczku żyją przynajmniej trzy osoby, które miały ochotę to zrobić.
Tak zaczyna się „Tajemnica Edwina Drooda”, ostatnia książka Charlesa Dickensa. Zaczął ją pisać u szczytu sławy, jako najukochańszy pisarz Anglików i autor 14 powieści. Był to jego pierwszy kryminał. W 1870 r. angielska powieść detektywistyczna dopiero się rodzi. Pierwsza – „Kamień księżycowy”, autorstwa przyjaciela Dickensa, Williama Collinsa – wyszła zaledwie dwa lata wcześniej i odniosła gigantyczny sukces. Anglicy zachwycili się nowym typem literatury. Nic dziwnego, że Dickens również postanowił napisać kryminał. „Tajemnica Edwina Drooda” zaczęła się ukazywać w częściach w kwietniu 1870 r. Czytelnicy byli zachwyceni. Spodziewali się nowej „Opowieści wigilijnej”, tyle że bardziej mrocznej. I to dostali: niepokojąco tajemnicze postaci, intrygująca fabuła, w której aż roi się od niejasności i niedomówień, a wszystko osnute opiumowym dymem i podlane duszną atmosferą epoki wiktoriańskiej. Niestety, nigdy nie mieli się dowiedzieć, co przytrafiło się Droodowi nad rzeką. Po ukazaniu się sześciu z dwunastu zaplanowanych części, Dickens nagle zasłabł w swoim domu. Następnego dnia już nie żył. Sekret dalszych losów swojego bohatera zabrał do grobu.
Kiedy minęła żałoba po śmierci ukochanego pisarza Anglików, wróciło pytanie: „Ale co z Droodem?”. Opublikowane sześć części zdążyło już rozgrzać do czerwoności ciekawość czytelników. Kryminał był wtedy nowością. Arthur Conan Doyle, twórca Sherlocka Holmesa, miał 11 lat, a Agaty Christie nie było jeszcze na świecie (urodzi się dopiero za 20 lat). Poza powieścią Collinsa, czytelnicy nie mieli okazji do snucia własnych spekulacji na temat, kto i dlaczego zabił, i konfron- tować ich z nowymi faktami pojawiającymi się wraz z rozwojem fabuły – co tak cenią wielbiciele kryminału. Nic więc dziwnego, że niejednego kusiło podjęcie tropu zarysowanego przez Dickensa. Pojawiła się nawet plotka, że „Tajemnicę Edwina Drooda” dokończy William Collins. Ale ten się tego nie podjął. Gazety aż pękały od spekulacji na temat losów Drooda. Typowano zabójców, sugerowano, że bohater upozorował samobójstwo i uciekł. Zawarte w tytule słowo „tajemnica” miało sugerować, że Drood… nie padł ofiarą morderstwa. I nagle sensacja. Trzy lata po śmierci Dickensa „Tajemnica Edwina Drooda” ukazuje się drukiem. W całości! W dodatku z przedmową pisarza. Wyjaśniał on zdumionym czytelnikom, że… nie mógł zostawić swego ostatniego dzieła w połowie. Kończy je więc z zaświatów.
„Oddaję w ręce publiczności tekst, którego każde słowo pojawiło się na papierze wyłącznie za pośrednictwem ziemskich rąk, użytych przeze mnie tak, jak operator używa urządzenia, które transmituje słowa przez tysiące mil za pomocą elektryczności” – pisał w przedmowie Dickens. Dalej wyjaśnia, że ziemskie ręce, które spisały jego słowa, należą do Thomasa Powera Jonesa, drukarza z amerykańskiego miasta Brattleboro w stanie Vermont, który niedawno zaczął karierę jako medium. Według słów samego Jonesa, który dodał własną przedmowę, Dickens przemówił do niego podczas jednego z seansów spirytystycznych. I nakazał mu spisać wszystko, co podyktuje. Po kilku miesiącach pracy, gdy było już 1200 stron zapisanych drobnym maczkiem, książka została ukończona. Wydano ją w Ameryce pod tytułem „The Mystery of Edwin Drood Complete: Part Second of the Mystery of Edwin Drood”.
W Anglii zawrzało. Spirytyzm był wtedy bardzo modny, w seansach uczestniczyło mnóstwo znanych osób. Dlaczego więc Dickens – jeśli rzeczywiście postanowił dokończyć swoją powieść z zaświatów – wybrał medium za oceanem? W dodatku Thomasa Jonesa, który w mediumizmie dopiero raczkował i… nie ukończył nawet podstawówki. Dlaczego nie wybrał kogoś bardziej godnego? – pytano w Anglii. Co ciekawe, mało kto posądzał Jonesa o oszustwo. Spora część Anglików uznawała całą sprawę za autentyczną. Dickens interesował się duchami, był członkiem założonego w 1862 r. stowarzyszenia The Ghost Club (Klub Duchów), pierwszej w Anglii zorganizowanej grupy badaczy zjawisk paranormalnych. W jego książkach aż roiło się od duchów, podejrzewano, że sam może mieć zdolności paranormalne. Choć wierzył w spirytyzm, często wyśmiewał jednak przekazywane podczas seansów teksty. Pisał, że duchy słynnych ludzi podejrzanie często robią kompromitujące błędy ortograficzne.
Tak czy tak, książka się ukazała. Zachwytu nie wzbudziła. Krytykowano fabułę, zarzucano nieprawdopodobieństwo, choć oczywiście nikt nie znał prawdziwych zamiarów Dickensa. I pewnie nigdy już ich nie poznamy. Zachowały się wprawdzie notatki pisarza – robił je do każdego planowanego rozdziału powieści drukowanej w częściach – niestety, w przypadku „Drooda” są one wyjątkowo nieczytelne. Pełno w nich znaków zapytania, jakby pisarz sam niczego jeszcze nie był pewien. Następne lata przyniosły nowe, mniej lub bardziej udane zakończenia „Tajemnicy Edwina Drooda”. Najsłynniejsze napisali Arthur Conan Doyle, Raymond Chandler i Gilbert Keith Chesterton. Do dziś powstało blisko 200 zakończeń powieści (także sztuki teatralne, filmy i musicale). Kino fascynuje się „Droodem” już ponad sto lat, w 2012 roku BBC nakręciło miniserial.
Za najbardziej udaną uchodzi książka „Sprawa D., czyli zbrodnia rzekomego włóczęgi” dwóch włoskich pisarzy: Carla Fruttera i Franca Lucentiniego z 1989 roku. Próbują w niej rozwiązać tajemnicę zniknięcia Edwina Drooda przy pomocy detektywów z najsłynniejszych powieści kryminalnych. W ich powieści na kongres do Rzymu przyjeżdżają Sherlock Holmes, Herkules Poirot, komisarz Maigret, Philip Marlowe, Lew Archer, Porfiry Pietrowicz (ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego) i ksiądz Brown, czyli najsłynniejsi literaccy detektywi świata. Rozwiązując kolejne łamigłówki, znajdują wreszcie odpowiedź. Wielu miłośników Dickensa uważa, że ich pomysł jest najlepszym rozwiązaniem od czasu propozycji przedstawionej przez zmarłego w I połowie XX w. Chestertona. Ale zapewne nie ostatnim. Wokół „Drooda” wciąż bowiem coś się dzieje. W 2015 r. Muzeum Charlesa Dickensa w Londynie zorganizowało wystawę pod hasłem „A Dickens whodunnit: Solving the mystery of Edwin Drood” (Kryminał Dickensa: Rozwiązywanie tajemnicy Edwina Drooda), poświęconą ostatniej powieści Dickensa i jej do dziś nierozwiązanej zagadce. „Tajemnica Edwina Drooda” okazała się więc jeszcze bardziej tajemnicza, niż zamierzył to jej twórca.
Korzystałam m.in. z: Wendy S. Jacobson „The Companion to The Mystery of Edwin Drood”, A Hankering after Ghosts: Dickens and the Supernatural, tomruffles.blogspot.com
Ewa Dereń
fot.: SHUTTERSTOCK
dla zalogowanych użytkowników serwisu.