Dotyk skały

 XeniaW przypadku Joanny wszystko zaczęło się niewinnie, od spotkania na łyżwach dawno niewidzianego kolegi, od jego opowieści o tym, jak super jest wspiąć się na szczyt ściany.

U Xeni zaczęło się od licealnych wypraw ze znajomymi ze szkoły na podkrakowskie skałki. Wtedy w Polsce wspinało się jeszcze niewiele kobiet. Sama już nie wie, kiedy skała, droga do niej i przez nią przestały być sposobem na spędzenie wolnych chwil, a zaczęły zagarniać wszystkie wolne chwile.

– Nie wiesz, kiedy zaczynasz się uzależniać – mówi Xenia, która dziś w krakowskim klubie Korona uczy wspinaczki dzieci i młodzież. – Pewnego dnia budzisz się i zamiast myśleć o tym, że powinnaś wreszcie dokończyć doktorat z lingwistyki, planujesz kolejną trasę w kolejnych skałach. O nowej drodze, o tym, jak ją pokonać, jesteś w stanie myśleć tygodniami. Ta droga musi być trudniejsza od poprzedniej, a skała bardziej niedostępna niż te, które wcześniej przebyłaś.

JoannaNa samym początku skała jest tylko duża. Kobieta, choćby była wyposażona w najlepszy sprzęt, czuje się przed nią nieco bezbronna. Na tym etapie dobrze jest się wyposażyć w… bardziej doświadczone kobiety. A tych z każdym rokiem jest więcej. Przekonała się o tym w 2003 roku Xenia. Wzięła udział w Szwecji w Międzynarodowym Meetingu Kobiet Wspinających się, na który zjechało ponad 100 dziewczyn z całego świata! Niezwykły, energetyzujący klimat tamtego spotkania zainspirował ją później do zorganizowania Wspinaczkowego Meetingu Kobiet w Polsce. Pojawiły się na nim panie w każdym wieku. Najwięcej było studentek. Ale zdarzały się również kobiety pod pięćdziesiątkę. Niektóre zaczęły się wspinać niedawno, właściwie od zera.

– Większość przeciętnie sprawnych kobiet, jeśli nie ma problemów z nadwagą i zdrowiem, jest w stanie zdobyć skałę, choć oczywiście nie będzie to wyczyn zawodowca. Kiedy we wspinaczce stawiamy pierwsze kroki, najważniejsze jest to, by dostać się jak najwyżej, spełnienie przynosi już sam fakt, że udało się nam sforsować kilka metrów w pionie, wejść wyżej niż kiedykolwiek dotąd – zapewnia Joanna. – I wchodzimy, bo wbrew pozorom nie jest to sport dla atletów. Wchodzimy, bo zauważamy, że nawet niewielka szczelina wystarczy, by stać się odpowiednim uchwytem dla palców, że wystarczy niewielkie wybrzuszenie skały, by podeprzeć ciężar ciała na nodze.

reklama

Monika, Xenia i Joanna zgodnie zapewniają, że we wspinaniu, zwłaszcza wspinaniu kobiecym, ważniejsza od siły mięśni jest technika.
– Coraz więcej dziewczyn dorównuje mężczyznom we wspinaniu, a nawet ich przegania – mówi Xenia. Brak męskiej siły nadrabiają umiejętnościami i logicznym myśleniem. Innymi słowy: mądrością wyborów. A co z poziomem adrenaliny?

– Na początku im jesteśmy wyżej, tym bardziej się cieszymy. Raduje nas przede wszystkim to, że wygrywamy z wielką siłą, z grawitacją. Potem to wyżej przestaje mieć znaczenie. Liczy się to, by było trudno i wciąż trudniej – wyjaśnia Monika. – Z czasem wybiera się coraz bardziej ekstremalne drogi, skały takie, które kiedyś wydawały ci się gładkie jak tafla wody. Takie, które kiedyś nie przeszłyby ci przez głowę. Zaczynasz szukać nowych skał i dróg. I odnajdujesz je w najdalszych zakątkach Europy i świata. Adrenalina buzuje i wciąż domaga się mocniejszych wrażeń!

MonikaMonika znalazła swoje skały w Dolomitach, Himalajach, Patagonii. Xenia w Hiszpanii i Francji, również na Bałkanach. Początki wspinania to także lęk przed wysokością. Większość z nas go ma. Strach przed bolesnym upadkiem z wyżyn nosimy w sobie instynktownie. Tylko nieliczni, głównie dzieci, wolni są od tego strachu.

Są osoby, które lęk wysokości tak mocno paraliżuje, że nie będą w stanie się wspinać. Są takie, jak Joanna, u których poziom strachu jest niższy niż u przeciętnej osoby. Może dlatego, że jako nastolatka jeździła konno z przeszkodami, przeżyła wiele upadków. A może sprawił to tajemniczy ogród w jej rodzinnym domu w Gdańsku, a konkretnie stare, potężne czereśnie, na gałęziach których potrafiła przesiadywać godzinami?

– Uwielbiałam się na nie wdrapywać i obserwować świat z góry – wspomina Joanna, zwana przez przyjaciół Niedźwiedziem. – I chyba kiedy dorosłam, zatęskniłam za tym doznaniem. Na sztuczną ścianę, wybudowaną w miejskiej remizie strażackiej, wdrapała się na rok przed maturą. Potem przychodziła do remizy codziennie po szkole, nawet na kilka godzin. Rok później wzięła udział w pierwszych zawodach wspinaczkowych. Startowała w kolejnych, stawała na podium. Sztuczne ściany przestały jej jednak wystarczać.

– To jak lizanie cukierka przez szybkę – zapewnia. – Są koniecznością, gdy nie możemy wyjechać z miasta. Z Gdańska do prawdziwych skał było daleko. Joanna znalazła więc pretekst – studia w Krakowie. W mieście otoczonym górami i skałkami, uznanym za mekkę polskich wspinaczy, odnalazła też… inne wspinające się kobiety.

– Kobiety, które budziły mój podziw, które były dla mnie wzorem – wyjaśnia Joanna. – Zupełnie nie przeszkadzał mi ich nieprzewidywalny, nieposkładany, czasem szalony styl życia. Nie chciałam już żyć inaczej.

Wspinaczka Szaleństwa wspinaczy bywają różne. Czasem to tylko nocne śpiewanie okupionych mandatem pieśni na Rynku Głównym w Krakowie. To wyprawy autostopem po Europie. W czasie, gdy – Joanna uśmiecha się sama do siebie –„normalne” maturzystki osobiście składają papiery na studia. To studiowanie nie do końca sumienne i nocna praca za barem, najchętniej poza sezonem skałkowym. Praca głównie po to, by zarobić na kolejną wyprawę. To tygodnie spędzone w palącym słońcu Hiszpanii, spanie… w krzakach. – Większości z nas nie stać na długie pobyty w hotelach – wyjaśnia Xenia. – Wspinanie zatem to życie koczownicze.

Kobieta wspinająca się koczuje więc pod skałą, na półce skalnej albo w trawie, z partnerem, który rzecz jasna, jest wspinaczem, i dzieckiem, które zapewne wspinaczem będzie. Kilka lat temu podczas wyprawy do Hiszpanii Xenia z mężem i czarnym jak smoła labradorem Beśkiem, nieodłącznym towarzyszem ich eskapad, spędziła wiele nocy w jaskini.
Od początku miała wrażenie, że mają lokatora. Najpierw zaniepokoiły ją dziwne nocne szmery. Besiek spał w najlepsze. Być może śniła mu się psia wspinaczka?

Bo labrador Xeni, najpewniej jako jedyny w świecie, w poszukiwaniu ulubionego patyka potrafi wspiąć się na… drzewo. Każde drzewo. Nieważne, czy wysokie czy niskie, o pniu gładkim czy chropowatym – są na to mocne dowody w postaci zapisów w kamerze.

Wczesnym rankiem Xenia ze zdziwieniem zauważyła, że ktoś w nocy ukradł im buty, koce i sporą część wyposażenia do wspinaczki. Część rzeczy odnalazła później, pogryzione i poszarpane, w pobliskich zaroślach. Śledztwo przyniosło efekty.
Okazało się, że rodzina wspinaczy sypiała w jaskini z… lisem. Lisem, którego w ogóle nie interesowało pożywienie skałkowiczów (bezskutecznie próbowali smakołykami przekupić zwierzę, by przeniosło się w inne miejsce). Lis pokochał wspinaczkowe buty, traktował je jako zabawki-gryzaki.

Kilka nocy później, kiedy wreszcie „jaskiniowcom” z Polski udało się podstępem wyprosić lisa, przez sen zaatakował ich wyjątkowo nieprzyjemny robak z rodziny stonóg. Zetknięcie z nim skutkuje dla człowieka potworną opuchlizną. Rano twarze wspinaczy przypominały więc balony. Przez chwilę wyglądało to groźnie. Nie na tyle jednak, by – jak podkreśla Xenia – nie wrócić na skały.

– Często bywamy brudne, niedospane, czasem głodne, zawsze bardzo szczęśliwe – dodaje Monika.
Skała bowiem, mimo wielu jej wad, daje kobietom więcej, niż odbiera. Daje bliskość nieba i oddalenie od spraw nijakich. Daje poczucie wolności i przestrzeni. Daje pewność, że tak jak w życiu, także i w ścianie stworzonej przez naturę istnieje nieograniczona ilość dróg do pokonania. I tak jak w kobiecym wspinaniu, także w życiu nie siła się liczy, ale mądrość wyborów i odpowiednia dawka umiejętności.


Tekst: Sonia Jelska

Fot.: Shutterstock.com, Paweł Rucki

Źródło: Wróżka nr 1/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl