Diablice po tatusiu

Tatusiu, ożenisz się ze mną?Tatusiu, ożenisz się ze mną?

Jest taki okres w życiu dziewczynki, gdy nadmiernie utożsamia się z ojcem. Przypada on między 3. a 6. rokiem życia. Zjawisko to nazwano kompleksem Elektry (od greckiej heroiny, która wraz z bratem pomściła na matce śmierć ojca). Ten czas to próba dla matki: nie powinna pozwalać córce na rywalizację o względy ojca, ale musi ją upewniać, że tatuś ją kocha, a mama nie stanowi zagrożenia dla ich relacji. Jeśli ta nasilona skłonność córki do ojca przemija w sposób naturalny – a zazwyczaj tak się dzieje – nie ma w niej nic złego. Ojciec jest przecież pierwszym i najważniejszym mężczyzną w życiu kobiety. Dzięki niemu dziewczynka uczy się zasad męskiego świata i ma większe szanse na stworzenie dobrego związku w przyszłości. Jeśli ojciec nie wyposaży jej w taką wiedzę, będzie zgadywała, czego oczekują od niej mężczyźni, a brak oparcia w ojcu obniży jej poczucie własnej wartości. „Córeczka tatusia” nie zna tego problemu – zwykle ma wysokie poczucie własnej wartości i przyciąga mężczyzn jak magnez. Musi tylko obniżyć im poprzeczkę i nie konfrontować ich z obrazem idealnego ojca.


Sylwia Krajewska – Psychocentrum

reklama

Mamy nie ma w ogóle
Tatusiowe córeczki rzadko pojawiają się w gabinetach psychologów. Jeśli już, to lądują tam na terapii małżeńskiej, przyciągnięte przez doprowadzonego do ostateczności męża. Podobnie jak synkowie mamusi, uważają się za w pełni zdrowe, wręcz pobłogosławione „normalną, trwałą relacją z rodzicem”. Zostawiane przez kolejnych partnerów, dziwią się, co jest złego w tym, że mają dobre stosunki z własnym ojcem. Zastanawiają się, dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć popsuć te kontakty. A jeśli już ktoś odważy się powiedzieć, że tak bliska relacja z rodzicielem może być toksyczna, jest natychmiast wykluczany. Jako ten, kto śmie sugerować stosunek kazirodczy, albo jako osobnik nielojalny, niewdzięczny, trzymający stronę „zaburzonego” byłego.

Terapeuci, pytani o tatusiowe córeczki, zgodnie odpowiadają, że to przypadki trudne do leczenia. Taka relacja z ojcem wpływa na ich osobowość i podejście do życia silniej niż jakiekolwiek inne związki. Tym bardziej, że matki w takich rodzinach nie ma w ogóle. Albo jest z nich wykreślana.

Tak jak w rodzinie Basi, najmłodszej z czterech córek głównej księgowej i inżyniera. Kiedy się urodziła, mama robiła właśnie spóźnioną karierę w dużej firmie. Po odchowaniu trzech nastolatek mogła wreszcie zająć się sobą. Basia była przedmenopauzalną wpadką. Ciąża nie została usuniętą na prośbę męża, którego od wcześniejszej emerytury dzieliło wówczas siedem lat. Z poświęceniem należnym wnukom wychowywał córkę, tak jakby miała być chłopcem.

W wieku 10 lat Basia wbijała gwoździe w przydomowym warsztacie, w wieku 12 – znała na pamięć budowę silnika. Jako 14-latka kręciła ósemki na placu manewrowym. Trzy lata później odziedziczyła „tatkowego” wartburga i pojechała nim na pierwszy biwak. Z chłopakiem, zaakceptowanym przez tatę, tak jak jej wcześniejsze rozrywki.

Matka żyła gdzieś obok, wracając do domu wieczorami z jednym wymogiem: ciszy. W kłótniach o ściszenie muzyki mediował ojciec. Wymuszał spokój błagalnym spojrzeniem kochanych oczu i obietnicą krycia jej, tak jak wtedy, gdy wracała z imprezy w środku nocy.

Przez całe dzieciństwo Baśka czuła, że mają z tatkiem wspólnego wroga. Okropne monstrum, które przepłoszyło z domu trzy starsze siostry, a teraz mogło to samo zrobić z nią. Okres liceum wspomina jako ciągłą wojnę, przerywaną czasami na wyraźną prośbę ojca. Przeczekiwała do weekendu, kiedy rodzice wyjeżdżali do dziadków, a ona zostawała sama w wielkim mieszkaniu, urządzając imprezy i sprowadzając kolejnych chłopaków.

Dopiero na studiach wypowiedziała matce otwartą wojnę. Nie mogła znieść jej wołań o herbatę akurat wtedy, kiedy tatko tłumaczył jej zawiłości matematyki. Dostawała szału, kiedy – zamiast pomóc jej przy rysunku technicznym – musiał zmieniać kompresy na obolałej głowie żony. Wyprowadziła się na czwartym roku, anektując tatkę na cztery miesiące wykańczania nowego mieszkania trzy bloki dalej, a zaraz po studiach wyjechała na stypendium do Niemiec. Wtedy okazało się, że uporczywe migreny matki były zwiastunem czegoś poważniejszego. Basi nie było w kraju, kiedy błagała o ostatni zastrzyk z morfiny.

Źródło: Wróżka nr 11/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl