– To brzozy, wierzby, dęby, zioła, zwierzęta, całe otoczenie wspierało Słowian w umiłowanej przez nich magii, która przenikała ich codzienność i niecodzienność. Szczątkowe jej przejawy są obecne w naszym życiu do dziś, choćby podczas Wigilii, kiedy zostawiamy puste miejsce przy stole, kiedy zapalamy świece gromniczne, malujemy na Wielkanoc jajka. Gdy w Kupalnockę puszczamy wianki pełne kwiatów i ziół – dodaje Maria Ela Lewańska.
Ona też powoli odnajdywała drogę do magicznego, słowiańskiego świata. I to z trudem, bo urodziła się i przez wiele lat mieszkała w Warszawie. Jej również Indianie przypomnieli, jak wielką moc ma życie we wspólnocie. A jeśli takiej wspólnoty nie mamy? – Zacznijmy jej szukać, szukajmy kręgów, twórzmy je z kobietami z naszego otoczenia. W kręgach zawsze znajdziemy oparcie – radzi Maria.
Bo na kręgach, także tych prowadzonych przez Marię Elę Lewańską, często zdarzają się cuda. Ostatnio matka kilkuletniego chłopca, która z trudem łączyła pracę z samotnym wychowaniem dziecka, odnalazła w kręgu na ukwieconej polanie... babcię. Choć nie łączyły ich więzy krwi, stały się się rodziną z wyboru. To babcia chodzi dziś z wnuczkiem na spacery, czyta mu książki, opowiada o światach, które już przeminęły.
Słowianie uważali kręgi za święte. To w nich nasi przodkowie zasiadali – w swoich świętych gajach lub miejscach mocy – i modlili się o dobry rok, o pomyślność, zdrowie, miłość, dzieci, o przychylność żywiołów. I przekazywali swoją wiedzę z pokolenia na pokolenie.
Uśpione duchy czekają
Takim słowiańskim miejscem mocy w Polsce jest Ślęża, kiedyś uznawana za górę duchów i żywiołów. Później zapomniana, oddana innym, niesłowiańskim energiom. Kilka lat temu Maria Ela Lewańska była na Ślęży na letniej Ceremonii Ognia – brała w niej udział indiańska starszyzna – prowadzonej w intencji świata bez wojen, wyzysku. Świata, w którym, jak w dawnych czasach, to nie Ziemia była dla ludzi, ale ludzie dla Ziemi. Na górę przybyły wtedy tłumy ludzi z najdalszych zakątków Polski.
Dziewczyna, która z grupą kobiet w słowiańskie święto Kupały wspięła się w Kotlinie Kłodzkiej na wzgórze porośnięte lasem, jest pewna, że mocy, którą zyskała dzięki kobiecemu wsparciu i dawnym rytuałom, nikt jej już nie odbierze.
Bo ma przy sobie prezenty, które jej podarowały w świętą noc, bo krąg kobiet do dziś daje jej wsparcie. I czuwają nad nią duchy przodków. To dla nich dziewczyna puszcza teraz w każdą czerwcową świętą noc wianki z zapaloną święcą. Z nadzieją, że na słowiańskiej ziemi ludzie jeszcze długo będą pamiętać o swoich dawnych duchach.
Sonia Jelska
fot. archiwum prywatne, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.