Fragmenty nieistniejącego dziennika

To będzie moje najważniejsze wystąpienie na Festiwalu Pisarzy. Jest 22.00, widownia wypełniona po brzegi. John Felton, australijski pisarz, będzie przeprowadzać ze mną wywiad. Wchodzę na scenę jak zawsze z obawą. Felton robi wprowadzenie i zaczyna zadawać pytania. Zanim zdołam dokończyć myśl, przerywa mi i zadaje nowe.

To ja przeprowadzam wywiad, a nie na odwrót

 

Kiedy odpowiadam, mówi coś w stylu: „twoja odpowiedź brzmi pokrętnie”. Pięć minut później atmosfera udziela się publiczności i każdy czuje, że coś jest nie tak. Przypominam sobie Konfucjusza i robię jedyną możliwą w tej sytuacji rzecz: 

„Lubisz to, co piszę?”, pytam go.

„To bez znaczenia”, odpowiada. „To ja przeprowadzam wywiad z tobą, a nie na odwrót”.

„Przeciwnie, to ma znaczenie. Nie pozwalasz mi dokończyć myśli. Konfucjusz mawiał: «Jeżeli to możliwe, stawiaj sprawy jasno». Pójdźmy więc za jego przykładem i powiedzmy sobie jasno: Lubisz moje książki?”.

„Nie. Przeczytałem tylko dwie, ale żadna mi się nie podobała”.

„OK, zatem możemy wracać”.

Sytuacja została wyjaśniona. Publiczność odetchnęła, wywiad zmienił się w istną debatę i każdy, nawet Felton, był zadowolony z jej przebiegu.

reklama


Nazwać kolor trucizny...


Spotykam Colina Wilsona, znanego dziś pisarza. Wiedząc, jaki jest temat mojej nowej książki, opowiada mi o samobójstwie, które próbował popełnić jako szesnastolatek:

„Poszedłem do szkolnej pracowni chemicznej i z szafy z odczynnikami zabrałem buteleczkę cyjanku. Postawiłem ją przed sobą i wpatrywałem się w nią dłuższą chwilę, próbując nazwać kolor trucizny i wyobrażając sobie, jak może smakować. Potem przystawiłem nos i powąchałem. W tej samej chwili mój mózg pognał w przyszłość i wyobraziłem sobie, jak cyjanek parzy mi przełyk i wypala dziurę w żołądku. Stałem tam kilka minut z buteleczką w ręku, rozkoszując się możliwością zakończenia nastoletnich mąk. W końcu dotarło do mnie, że jeśli mam dość odwagi, by zabić się w aż tak bolesny sposób, to starczy mi jej również, żeby dalej żyć”. 

 

Dzielenie się duszą

 

Konferencja się skończyła. Opuszczam audytorium, żeby przez ponad godzinę podpisywać książki. Jest cudowne popołudnie i organizatorzy wystawili stół przed gmach biblioteki. Ludzie podchodzą, rozmawiają. Nawet tak daleko od domu nie czuję się obco – przede mną dotarły tu moje książki i pokazały im moje emocje.

Nagle, omijając kolejkę po autograf, podchodzi do mnie 22-letnia dziewczyna:

„Spóźniłam się na wykład”, mówi. „Ale chciałabym ci powiedzieć coś ważnego”.

„To niemożliwe”, odpowiadam. „Teraz muszę przez godzinę podpisywać książki, a potem mam kolację”.

„To da się zrobić”, odparła. „Nazywam się Kerry Lee Oldtich, a to, co muszę ci powiedzieć, mogę przekazać tu i teraz, kiedy będziesz składać autografy”.

I zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, wyciągnęła z plecaka skrzypce i zaczęła grać. Przez godzinę podpisuję książki do taktu muzyki Kerry Lee. Ludzie nie odchodzą, zatrzymują się, by wysłuchać niecodziennego koncertu przy zachodzie słońca i zrozumieć, o czym chciała ze mną porozmawiać i co „mówi”.

Kiedy kończę, jej skrzypce milkną. Nie ma żadnych oklasków, nic, tylko niemal namacalna cisza.

„Dziękuję”, mówię.

Wszystko w życiu jest kwestią dzielenia się duszą z innymi”, odpowiada Kerry Lee.

I odchodzi równie nagle, jak przyszła.

Na ten temat

Paulo Coelho
brazylijski pisarz i poeta, promotor „dobrej magii". Autor m.in. książek: „Alchemik", „Podręcznik wojownika światła", „Demon i panna Prym", „Zdrada", „Alef".

Źródło: Wróżka nr 3/2017
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl