Zgodna rodzina

Pani Władysława zawsze marzyła o porządnym pogrzebie. Z mszą świętą, księdzem i ministrantami. Często powtarzała, że w ostatnią drogę chciałaby wyruszyć ubrana w czarną suknię z białym kołnierzykiem. Wierzyła, że cała wieś pójdzie za jej trumną, a ludzie powiedzą: - To była dobra kobieta. Staruszka nawet nie przypuszczała, jaką niespodziankę szykuje jej los. I najbliższa rodzina.

Bożena i Stanisław przez sześć lat mieszkali w jednym pokoju ze... zwłokami matki.
Bożena i Stanisław przez sześć lat mieszkali w jednym pokoju ze... zwłokami matki. Twierdzą, że im to nie przeszkadzało.
Tylko czasami mieli złudzenie, że nieboszczka czegoś od nich chce...

Tajemnicze zniknięcie

Starsza pani mieszkała we Wróblewie (wieś koło Kostrzyna Wielkopolskiego) od kilkunastu lat. Razem z córką Bożeną wprowadziła się do Stanisława, do gospodarstwa, które odziedziczył po rodzicach. Bożena i Stanisław od początku byli zgodną parą. Oboje nie lubili ciężkiej pracy. Pole leżało odłogiem, przydomowy ogród porósł chwastami. Stanisław najmował się do dorywczych zajęć. Każdą zarobioną złotówkę przepijał. Awantury - na trzy głosy - słyszała cała wieś. - Nic nie umiesz! Tylko byś o wódce i jedzeniu myślał! - wykrzykiwała Bożena. - Wynoś się z mojego domu! - rewanżował się Stanisław. - Zagłodzą mnie! Chleba! - pani Władysława prosiła zawsze o to samo.

Dziś trudno sobie przypomnieć, kiedy matka Bożeny przestała uczestniczyć w awanturach i sąsiedzi przestali słyszeć jej biadolenia... Nie wiadomo też, który z mieszkańców Wróblewa wreszcie "pękł". W każdym razie ktoś zawiadomił policję, że ze starą Władysławą coś się chyba musiało stać. Policjanci postanowili sprawdzić, co naprawdę dzieje się w gospodarstwie Stanisława.

Aspirant sztabowy Włodzimierz Went zapukał do drzwi domu. Nikt nie otwierał. Zapukał ponownie. Niestety, i tym razem dobrze znane "Otwierać, policja" nie poskutkowało. Ze środka dobiegł tylko głos Bożeny: - Nie chcemy nikogo widzieć. Tymczasem wokół obejścia zebrał się tłumek gapiów. Nikt nie miał wątpliwości, że Bożena i Stanisław coś ukrywają. Może zamordowali staruszkę?

reklama

Z upływem lat ciało staruszki częściowo się zmumifikowało.Pogrzeb urządzili w domu

W końcu wyważono drzwi. Ze środka buchnął przeraźliwy smród, wyciskający łzy z oczu. Pomieszczenie wyglądało na niesprzątane od lat. Ściany lepiły się od brudu. Na podłodze i po kątach leżały resztki suchego chleba, niedojedzone ziemniaki, puszka po śledziu w pomidorach... Ale to jeszcze nie było najgorsze. W pokoju stały trzy tapczany. Na jednym, przykrytym łachmanami, spał Stanisław. Drugi, równie brudny, należał chyba do Bożeny. A na trzecim... Na ten widok zamurowało nawet policję. Na trzecim leżały szczątki ludzkiego ciała. Ni to mumia, ni szkielet. Coś przerażającego i odrażającego. - To mamusia - wyjaśniła Bożena. - Nic nikomu do tego.

I co się okazało? Pani Władysława umarła sześć lat temu. Córka i zięć o jej śmierci nikogo nie zawiadomili. Dla wygody pogrzeb urządzili... w domu! Żeby było uroczyście, obsypali ciało kwiatami. Potem przykryli gazetami. Oczywiście, zwłoki wkrótce zaczęły się rozkładać. Ale i na to zgodni małżonkowie wymyślili sposób. Palili gazety. Miało to - jak twierdzą - "oczyścić powietrze".

Sąsiedzi nie rozumieli, co stało się z panią Władysławą.Zresztą, zapach rozkładającego się ciała specjalnie im nie przeszkadzał. Przywykli do brudu i smrodu. Poza tym w pomieszczeniu było stosunkowo sucho, zwłoki uległy więc częściowej mumifikacji.

- Teraz wszyscy nabrali wody w usta - opowiada sąsiadka - starsza, skromnie ubrana kobieta. Mieszka kilka domów dalej. Zastrzega sobie anonimowość. - Ale tyle mogę powiedzieć, że w tym domu straszyło. Nocami słychać było niesamowite dźwięki. Takie, których nie mogłoby wydać ludzkie gardło. Teraz wiem, skąd się brały! Babcia chciała mieć ładny pogrzeb, a oni... Co z nią zrobili? Ale jej krzywda została pomszczona, no bo jak wygląda życie Bożeny i Stacha? Chałupa zawali się lada dzień. Palą drewnem z rozbiórki stodoły.

Wszystko na gospodarce zmarniało. A oni sami? Obdarci, brudni, zawszawieni. Dobrze nie skończą, to pewne... Sąsiedzi opowiadają, że wieś od dawna domyślała się, że wydarzyło się coś złego. Bo jak to możliwe? Staruszka z dnia na dzień po prostu przestała wychodzić na dwór? Wyjechała? Ale dokąd? Bożena tłumaczyła, że matka choruje. Ale kto by w to wierzył? Wcale nie wyglądała na chorą...

Zaniedbane gospodarstwo Stanisława i Bożeny.Nikomu nie przeszkadzała

Goździccy, choć mieszkają obok gospodarstwa Stanisława, nie utrzymywali z nim kontaktów. Podkreślają jednak, że ich sąsiad nie jest złym człowiekiem. Kiedyś spokojny, bardzo się zmienił pod wpływem Bożeny.To ona jest jego złym duchem...

Po wsi krążyły plotki, że rodzina pomogła starszej pani przenieść się na tamten świat. Badania patologa sądowego wykazały jednak, że śmierć była naturalna. Kobieta zmarła w wieku 90 lat, po prostu ze starości... Ale dlaczego jej nie pochowano jak należy? Stanisław twierdzi, że bali się właśnie podejrzenia o morderstwo. Tyle się o tym mówi w telewizji... A przecież kłótnie, które słyszała cała wieś, były najlepszym dowodem, że w rodzinie nie układa się najlepiej. Poza tym teściowa po śmierci nikomu nie przeszkadzała. Przecież tylko sobie leżała... Chociaż... Nieraz Stanisław miał złudzenie, że ma do niego żal. Nie rozumie, dlaczego. Zawsze bardzo ją lubił. Bożena na ten temat w ogóle nie chce rozmawiać.


Anna Forecka
Fot. Paweł Ratajczak


Co na to prawo?

Kwestię pochówku reguluje ustawa z 31 stycznia 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Mówi ona, iż najpóźniej po upływie 72 godzin od chwili zgonu zwłoki powinny być usunięte z mieszkania celem pochowania lub złożone w domu pogrzebowym lub kostnicy. Zwłoki powinny być przechowywane tak, aby nie mogły powodować szkodliwego wpływu na otoczenie. Naruszenie powyższych przepisów podlega karze aresztu lub grzywny.

 

 

Źródło: Wróżka nr 6/1999
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl