Lateran pod pantoflem

Nie trzeba sadzać kobiety na tronie, by rządziła...

Lateran pod pantoflem Wystarczy, by znalazła się odpowiednio blisko władcy...Historia papieżycy Joanny jest w dziejach papiestwa najbardziej spektakularnym przykładem władzy sprawowanej nad Kościołem przez kobietę. Wbrew pozorom była to jednak władza symboliczna. Można powiedzieć, że Joanna po prostu zastępowała mężczyznę (pisaliśmy o tym w kwietniowym numerze "Wróżki"). Natomiast historia pokazuje o wiele bardziej przerażające obrazy: kobiety swobodnie manipulujące papieżami i, co gorsza, bezwzględnie eliminujące niewygodnych uczestników tej szczególnej gry.

Piekielna księżna i jej córki

Teodora pochodziła z rzymskiego rodu Tusculu. Uroda tej kobiety dorównywała jej sprytowi, okrucieństwu i żądzy władzy. Teodora szybko zdobyła względy papieża Krzysztofa (903-904). Równie szybko zorientowała się, jak słaba jest jego pozycja. Mając na względzie swoje dalekosiężne plany, postanowiła umocnić władzę papieską, sadzając na Tronie Piotrowym nieco sprawniejszego Sergiusza. Przekazała mu wydobyte od Krzysztofa w intymnych okolicznościach informacje o położeniu i ilości wojsk papieskich i pomogła sfinansować armię najemników.

Sergiusz natychmiast uderzył na Rzym, zaskoczył wojska Krzysztofa, pokonał je i dziewiątego stycznia 904 roku ogłosił się papieżem Sergiuszem III (904-911). Jak głosił oficjalny komunikat - Krzysztof "sam siebie udusił". W dzień po intronizacji Sergiusza III Teodora została jego kochanką. Oddała mu też pod opiekę dwie swoje córki: Morozję i Teodorę Młodszą. Sergiusz był szczęśliwy - oto osiągnął wszystko, o czym marzył. Tymczasem jednak Teodora zapałała miłością do znanego prokuratora z Bolonii, księdza Cailone. Już wkrótce Sergiusz uległ namowom Teodory i uczynił Cailone arcybiskupem Rawenny. Niestety, owa miłosna fascynacja szybko doprowadziła do ochłodzenia stosunków Teodory z Sergiuszem. Sprytna Teodora podsunęła więc papieżowi na nową kochankę swoją piętnastoletnią córkę - Morozję.

Sergiusz z radością przyjął tę swoistą rekompensatę. Plan ten był nie tylko doraźnym rozwiązaniem. Chodziło o długoletnie utrzymanie papieskiego tronu, na którym tylko ze względów proceduralnych obie panie nie mogły zasiąść osobiście. Kiedy więc Teodora szykowała swojego kochanka na stanowisko kolejnego papieża, Morozja uwodziła Sergiusza i robiła, co mogła, by ten dał jej syna. W końcu udało się. Panie odetchnęły z ulgą.

reklama

Bez konklawe

Kiedy 14 kwietnia 911 roku Sergiusz dokonał żywota, jego kochanki umocniły swą władzę w Rzymie tak bardzo, że przy wyborze następcy nikt nie trudził się nawet, by zwołać konklawe. Teodora nie zamierzała bawić się w pozory. Przedsiębiorcze panie upatrzyły już sobie na wakujące stanowisko kapłana ze sprzymierzonego, ale pozbawionego jakichkolwiek wpływów rodu.

Kapłan przybrał imię Anastazy III (911-913). Fakt, że został papieżem, na tyle zmącił mu umysł, że po jakimś czasie postanowił sam decydować o swoich poczynaniach. Ledwo ogłosił swój nowy pomysł, a już następnego dnia po kolacji powaliła go ostra "niestrawność". Po jedenastu godzinach można było rozpocząć przygotowania do pogrzebu. W dwa tygodnie po uroczystościach żałobnych Teodora "oddelegowała" na Piotrowy Tron niejakiego biskupa Lando. Był on na tyle taktowny, by trzymać się jak najdalej od swych protektorek.

I pewnie cieszyłby się dobrym zdrowiem długie lata, gdyby Teodora nie stęskniła się za swoim kochankiem. Lata robiły swoje i kobieta coraz niechętniej myślała o podróżach do odległych posiadłości arcybiskupa Cailone. Doszła do wniosku, że jedynym sposobem połączenia miłości z polityką jest awansowanie arcybiskupa na papieża. Morozja nie miała nic przeciwko temu.

Jej syn był jeszcze za młody, by sprawować funkcję namiestnika Boga, więc dała matce wolną rękę. Teodora załatwiła sprawę rotacji kadr na swój własny sposób. Papież Landon, po siedmiu miesiącach pontyfikatu, płynąc łodzią po Tybrze, wpadł do wody i utonął. Sprawiono mu naprawdę okazały pogrzeb. Zdaniem Teodory, jego taktowne panowanie zasługiwało na nagrodę. Później, bez większych ceregieli, w czerwcu 914 roku na Piotrowym Tronie zasiadł kochanek Teodory, ksiądz Cailone, przyjmując imię Jana X (914-928).

Niezależność ukarana

Niestety, nie bardzo wystarczało mu odgrywanie roli marionetki. Rosnąca niezależność papieża bardzo niepokoiła jego protektorki. Zwłaszcza po śmierci Teodory-matki, kiedy to wpływ córek na poczynania papieża osłabł jeszcze bardziej. Trzeba było jak najszybciej wrócić do starych, wypróbowanych wzorów. Teodora-córka zaatakowała sypialnię papieża. Jan X bez większych oporów zaakceptował nową kochankę, ale ani przez moment nie przestawał być czujny. Nie docenił jednak przebiegłości Morozji. Ta umiejętnie rozpuściła po Rzymie plotki o nieprawościach, jakich za pozwoleniem papieża dopuszczają się Węgrzy w północnych prowincjach Italii. Doprowadziła tym do wybuchu zamieszek w mieście. Na czele tłumu ludzie Morozji wdarli się do papieskiego pałacu, Jana X zawlekli do lochów i udusili w celi. Rzym nadal pozostawał w stalowym uścisku kobiecych rządów.

Tron Piotrowy znów opustoszał. Tym razem siostry zdecydowały się na prostego kapłana z klasztoru świętej Zuzanny. I tak miał być tylko tymczasowym rozwiązaniem. Nowy papież, Leon VI (928), zajął się tylko i wyłącznie służbą Bogu. Mimo jednak, iż wykazał tak wiele dobrych chęci, po półrocznym pontyfikacie, w grudniu 928 roku, zginął z rak zamachowców. Następny papież, który przyjął imię Stefana VII (928-931), cały swój pontyfikat spędził na wymyślaniu sposobu bezpiecznej abdykacji.

Niestety, nim zdążył na dobre zniknąć ze sceny, aresztowano go i wtrącono do lochów Zamku Świętego Anioła. Po kilku dniach powiesił się w swojej celi. Morozja wprowadziła teraz na papieski tron swojego syna, który przyjął imię Jana XI (931-935). Wszystko szło po ustalonych torach i pewnie tron papieski stałby się niebawem dziedziczny, gdyby nie Alberyk - syn Morozji z pierwszego małżeństwa.

Na czele tłumu uzbrojonego w kije, kosy i siekiery wtargnął na Lateran. Zaczęła się rzeź. Wprawdzie papież zdołał zbiec, ale Morozję schwytano i osadzono w więzieniu. Siedziała tam zapomniana przez wszystkich do 996 roku, kiedy to przypomniał sobie o niej papież Grzegorz V (996-999). W swej łaskawości wysłał do niej biskupa, aby za pomocą egzorcyzmów wygnał z niej demony. Potem uroczyście uwolnił nieszczęsną od ekskomuniki, odpuścił wszystkie grzechy i... kazał zabić.

Olimpia na Watykanie

Na prawie siedemset lat Watykanowi udało się wyjść spod pantofla. Ale płeć piękna ani myślała dać za wygraną. W 1644 roku Olimpia Maidalchini, wdowa po bracie panującego właśnie Innocentego X (1644-1655), szybko uwiodła i omotała silną siecią zależności boskiego namiestnika. Despotyczna i ogromnie krzykliwa, mogąca załatwić wiele spraw "od ręki", stała się dla każdej frakcji na dworze cennym współpracownikiem. Posuwała się nawet do tego, że bez udziału papieża wydawała państwowe dekrety. Innocenty tymczasem postarał się o drugą, młodszą kochankę. Kobiety dziarsko rozpoczęły walkę o wpływy, a Rzym z ogromnym zadowoleniem oglądał te igrzyska.

Diana, rywalka Olimpii, nie bawiła się w subtelne intrygi. W ciągu trzech tygodni życie w niewyjaśnionych okolicznościach straciło siedmiu watykańskich urzędników. Przerażony Innocenty chcąc nie chcąc musiał pogodzić się z Olimpią i razem - nie bez trudu - pozbyli się Diany. Olimpia raz jeszcze wróciła do papieskich komnat. Odeszła dopiero w tydzień po śmierci Innocentego. Po takich doświadczeniach przez następne setki lat Watykan robił wszystko, by już nigdy nie dostać się pod pantofel.

Żelazna gosposia

I udało mu się męską dominację utrzymać aż do XX wieku. Wtedy to wprowadziła się do watykańskich komnat drobniutka siostra Pasqualina - gospodyni domowa Monsignore Pacelli, czyli Piusa XII (1939-1958). Od momentu pierwszego spotkania nigdy się już nie rozstawali. Wkrótce Pascqualina posiadała nieograniczoną władzę. Doszło do tego, że biskupi, kardynałowie, a nawet dyplomaci państw całego świata, chcąc spotkać się z papieżem, najpierw prosili o pozwolenie Pascqualinę. Któregoś razu kazała czekać kilka godzin pod papieskimi pokojami biskupowi Angelo Roncalli, późniejszemu papieżowi Janowi XXIII, dając pierwszeństwo Clarkowi Gable, którego była gorącą wielbicielką.

Pascqualina swoją watykańską misję zakończyła godzinę po śmierci Piusa XII, kiedy to osobiście spaliła dwa worki jego odręcznych pism, projektów bulli i notatek, zamykając na zawsze dostęp do tajemnic polityki Piusa XII wobec Hitlera i Mussoliniego. Do końca życia nikomu, mimo usilnych nalegań i nacisków, nie ujawniła faktów z tamtego "brunatnego" okresu Piusa XII. Znała wiele tajemnic, dzięki którym mogłaby żyć w luksusie, a mimo to wybrała milczenie i rzymski dom starców. Zmarła w listopadzie 1983 roku w wieku 89 lat, opuszczona przez wszystkich. Duchowni nigdy nie wybaczyli jej, że w watykańskim, zarezerwowanym tylko dla mężczyzn, świecie mogła znaczyć tak wiele.


tekst: Jerzy Gracz,
ilustr.: Edyta Banach-Rudzik

Źródło: Wróżka nr 5/2004
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl