Pod osłoną czerwieni

Kiedy księżyc staje się okrągły, kobiety zasiadają w Czerwonym Namiocie. Jak ich przodkinie, jak te, które kiedyś, także w kręgu, trzymały się za ręce. Po to, by wspólnie płakać, śmiać się i tańczyć.

Dziewczyny z kręgu przy księżycowej pełni z radością odkrywają pełnię swego życia.W powietrzu unosi się zapach wody różanej i tajemnicy. Właśnie przeszłyśmy przez symboliczną bramę, zbudowaną... z dwóch kobiet i czerwonego szala. Teraz stoimy w kręgu pełnym przedmiotów i znaczeń. Jest nas sporo. Prowadzące spotkanie Renata i Agata. Poza tym Monika, Ania, Dorota Trochę Starsza i druga Dorota Trochę Młodsza… I tak nie zapamiętam wszystkich imion.
Przez chwilę my, obce sobie zupełnie kobiety, milczymy wpatrzone w mandalę, stworzoną z kamieni, kolorowych tkanin, kwiatów, świec i muszli. Koło symbolizujące życie, ale też tę, która je daje – Matkę Ziemię. Zaraz zwrócimy się ku północy.

– Opiekunowie północy, prosimy was, chrońcie nas i wspierajcie, byśmy mogły odczytać nauki przodków – słyszę indiańskie, szamańskie ze swojej natury zaklęcie. – Byśmy z ufnością kroczyły przez życie, wierząc, że zawsze znajdziemy schronienie. Obyśmy nauczyły się dostrzegać wszystkie przejawy życia i umiały im służyć…
Za chwilę będziemy wrzucać do mandali koraliki z życzeniami i podziękowaniami.
– Dziękuję sobie za odwagę w realizowaniu swoich pragnień…
– Dziękuję wam, które tu jesteście, za to tylko, że jesteście. Że dajecie mi siłę i wsparcie, choć jestem dla was tylko kobietą…
– Chciałabym prosić cię, Ziemio, o to, bym potrafiła brać i dawać…
– Proszę, a nawet domagam się od świata zrozumienia. Proszę, by moja przyjaciółka, która właśnie doznała cierpienia od najbliższych, znalazła ukojenie…

reklama

Za chwilę będziemy szczerze, aż do bólu, płakać, bo któraś z nas straciła złudzenia i ukochanego mężczyznę. Bo właśnie przestał istnieć jej wieloletni związek. W chwilę później zaśmiejemy się z tego, że koniec związku dla kobiety to przecież otwarcie na coś nowego, może fascynującego, wręcz smacznego. Tak smacznego, że porzuconej kobiecie na myśl o tym nowym, nieznanym aż cieknie ślinka. A potem spontanicznie, bez wcześniejszych ustaleń i przygotowań zaczniemy na cześć kobiecości, nawet tej porzuconej, odrzuconej, śpiewać i tańczyć. Jakim cudem? W czerwonym namiocie, schronieniu rozbijanym na spalonej ziemi pustyni, wspólne życie kobiet przejawiało się przez ich wspólne doświadczenia i emocje. Tamte kobiety znały się dobrze, kochały się, czasem, choć rzadko, nienawidziły.

Comiesięczne spotkania kobiet były marzeniem Agaty i Renaty z Pracowni Rozwoju Wewnętrznego Pełnia.
Comiesięczne spotkania kobiet były marzeniem Agaty i Renaty z Pracowni Rozwoju Wewnętrznego Pełnia. Chciały stworzyć miejsce, gdzie, jak mówią, w atmosferze otwartości dochodzi do spontanicznej wymiany myśli, emocji i inspiracji. I udało się.

Jakie emocje mogą we mnie wzbudzić kobiety, które spotykam tu i teraz, ale których nie znam? Czy w ogóle mogę poczuć coś wyjątkowego, niepowtarzalnego w namiocie, który zamiast na pustyni został rozpostarty w podziemiach kamienicy w Krakowie, prawie u stóp Wawelu?
Na początku czuję jedynie, że w tym namiocie-nie-namiocie zachowała się pamięć o dawnej, gorącej pustyni. Nie tylko w róży jerychońskiej, niemym gościu krakowskiego kobiecego spotkania. Roślinie, nazywanej także zmartwychwstanką, bo choć na pierwszy rzut oka wydaje się martwa, w odpowiednich warunkach rozkwita.

I w której wnętrzu nieoczekiwanie odkrywamy koralik – symbol życzenia wrzucony przez jedną z nas w czasie poprzednich rytuałów podczas pełni księżyca. Życzenie typowo kobiece, które w ciągu miesiąca księżyc, zwany kiedyś miesiączkiem, łaskawie spełnił. Przewracając życie jednej z nas do góry nogami, biorąc, jak się wydaje, czynny udział w powstaniu nowego życia na Ziemi…

W namiocie, który rozkwita co miesiąc nad Wisłą, żywa jest również pamięć o kobietach, które trzy tysiące lat temu spotykały się ze sobą, by pod osłoną czerwonego sukna jednoczyć swe siły w nie zawsze dla nich przyjaznym, rządzonym męską ręką świecie. O kobietach żyjących w biblijnych czasach, o których niewiele napisano w Świętej Księdze, choć to właśnie one dały życie najsłynniejszym bohaterom Starego Testamentu.

– I które swoją moc czerpały z empatii. I miłości do swego kobiecego rodu – wyjaśnia Renata Mazur-Ponikiewicz, terapeutka gestalt i założycielka Pracowni Rozwoju Wewnętrznego Pełnia w Krakowie.
– Jak też z przyjaźni, którą, wbrew temu, co głoszą niektórzy, kobiety potrafią się szczerze obdarzyć. Jeśli tylko wyzbędą się masek narzuconych im przez tradycję, kulturę, ale też zwykłą prozę życia – dodaje Agata Szyplińska, psycholożka i terapeutka z krakowskiej Pełni.

To właśnie dzięki przyjaźni rozbity został namiot pod Wawelem. Dzięki Renacie i Agacie, które zbliżyły się do siebie, bo zrozumiały, że inspiruje je podobne marzenie – o tym, by stworzyć przestrzeń regularnych spotkań kobiet, by mogły one od siebie wzajemnie czerpać, ile tylko się da, oddając w zamian wiele, a może nawet jeszcze więcej.
– Do twórczego działania zainspirowała nas książka – przyznaje Agata.

Bo w powieści amerykańskiej pisarki Anity Diamat właśnie w Czerwonym Namiocie dzisiejsze przyjaciółki odnalazły drugą stronę Biblii, inną wersję Księgi Rodzaju. Bez oporu dały się porwać historii Diny, córki Jakuba i czterech jego żon, a dla Diny – czterech matek.
Opowieść o ludziach, ale i o miejscu, do którego wstępu nie mieli mężczyźni, a w którym kobiety zamykały się w czasie miesiączek, porodów i innych ważnych zdarzeń, z chorobą i śmiercią włącznie. I wtedy również, gdy w kobiecym kręgu chciały się nawzajem wesprzeć.
– Czasem wystarczyło im jedno istotne słowo, uśmiech, a czasem tylko obecność, poczucie, że są jednością, że są – mimo dzielących je różnic – tak bardzo do siebie podobne – mówi Renata.
Dodając, że po kilku nocach spędzonych z książką w ręku zaczęła zadawać sobie pytania. Jak to jest, że dziś kobiety tak rzadko się do siebie uśmiechają? Tak rzadko wspierają się nawzajem? Dlaczego tak rzadko obdarzają się świadomą obecnością? Dlaczego wreszcie nie rozmawiają ze sobą o strefach dla siebie ważnych, o tym, co przecież stanowi istotną część kobiecości?

– Jeszcze nie tak dawno, nie tylko w odległych czasach Biblii, babki, matki, starsze siostry i przyjaciółki ze zrozumieniem, akceptacją i ciepłem wprowadzały młodsze kobiety w tajemnice dojrzałości, tłumacząc im, jak przełamać ból, strach i niepewność. I ukazując im jednocześnie, jaką radość można czerpać z bycia kobietą – zauważają terapeutki. – Dziś sprawy dla nas podstawowe, takie choćby jak pierwsza menstruacja czy pierwsze, ale też ostatnie nasze doświadczenia cielesne stały się co najwyżej tematami koleżeńskich plotek. Coś w tym chyba jest, że czerwony kobiecy namiot był tym, co mogło nam wszystkim zastąpić gruby i wieloletni mur milczenia.

A kiedyś przecież, jak napisała w swojej książce Anita Diamat, kobiety wymieniały się swoimi sekretami jak bransoletami. Mówiły o tym, jak ważny dla nas jest nasz sprzymierzeniec księżyc, jak bardzo nasze życie jest z nim związane. I to niezależnie od tego, w jakiej kulturze żyjemy, wszędzie jest symbolem płodności i kobiecej zmienności. Tak jak zmienne, choć powtarzalne są fazy księżyca, jego nów, kojarzony od zawsze z miesiączką, jego pełnia, która przywodzi na myśl, nie tylko kobietom, stan błogosławiony. Żony Jakuba z Księgi Rodzaju określały nawet swoją płodność jako połykanie pełnego księżyca, z kolei indiańskie szamanki kobiecą planetę nazywały po prostu Babcią Księżyc. Bo jak dobra babcia służył im zawsze radą i pokazywał najlepszą z dróg.

Rytuały, także te indiańskie, szamańskie są nieodłącznym elementem dzisiejszego Czerwonego Namiotu, który zrodził się z marzeń Renaty i Agaty. I kilka miesięcy temu urzeczywistnił się jako grupa kobiecych spotkań w krakowskiej Pracowni Rozwoju nazwanej od księżyca, ale też od prawdziwej kobiecości: Pełnią.

– Chciałyśmy wrócić do spotkań i rozmów, gdzie w atmosferze otwartości na siebie nawzajem dochodzi do spontanicznej wymiany myśli, emocji i inspiracji. Gdzie jest miejsce i czas na przyglądanie się sobie samej, a także temu, co nas łączy – kobiecości. Różnym jej aspektom, jej przemianom i rolom, z jakimi się wiąże. Wiedziałyśmy też, że mamy w swoim otoczeniu kobiety, które pragną uczestniczyć we wzajemnie wspierającej się wspólnocie – uśmiecha się Agata. – Intuicyjnie czułyśmy, że nie jest istotne to, iż nie łączą nas ani więzy krwi, ani nawet jakiejkolwiek wcześniejszej zażyłości. Może po prostu uwierzyłyśmy w siłę kobiecości. Przyjaciółki uwierzyły też w siłę rytuału.

– Nie my pierwsze przecież doszłyśmy do wniosku, że rytuał umacnia głębię przeżycia, nadaje mu rangę i doniosłość – wyjaśniają. – Nie my wymyśliłyśmy, że symbole, znaki, zaklęcia zapadają nam mocniej w pamięci niż zwykłe przedmioty i słowa. To prawda. Gdy stojąc między nieznaną mi Moniką a nieznaną mi Dorotą w Czerwonym Namiocie, w kręgu kobiet, przy pełni księżyca, rzucam w sam środek mandali koralik-życzenie, prosząc o złoty środek w życiu oraz jedną nawet tylko podróż do środka Afryki, czuję, że zaklinam rzeczywistość. A kiedy Monika i Dorota trzymają mnie za ręce – gdy wyrzucam z siebie, do mandali i obok niej moje najskrytsze życzenia, gdy potem głośno mówią: „Niech tak się stanie!”, to wiem, że stanie się tak, jak pragnę ja i otaczające mnie, życzliwe mi, choć przecież obce kobiety. Wiem, że teraz, podczas pełni księżyca, złoty środek w życiu jest mi bliższy niż kiedykolwiek. Podobnie jak środek Afryki. Tak jak Dorota Trochę Młodsza wie, że kiedy prosi nas o to, byśmy pochyliły się nad cierpieniem jej znajomych, to ból jej przyjaciół stanie się naszym bólem.

– A potem ten ból siłą naszych serc przestanie być bólem – mówi z pełnym przekonaniem Dorota Trochę Młodsza.
– Na czym właściwie polegają te nasze wspólne cuda, co sprawia, że wypowiadamy dobre zaklęcie, a za chwilę świat zdecydowanie robi się lepszy? – zastanawiają się w chwilę później, prawie jednocześnie, Ania i Monika.
– Może na tym, że zmieniając swe nastawienie, zmieniamy też swoją rzeczywistość. Po długich dziesięcioleciach, w których kobiety często musiały wyrzekać się siebie, gdy przestały ze sobą szczerze rozmawiać, nadszedł czas, w którym zaczynamy już bardziej świadomie wymieniać się ze sobą tym, jakie jesteśmy i czego pragniemy naprawdę. Dokonuje się w nas przemiana, uczymy się swojej różnorodności. Mamy więcej odwagi, by nazywać i wyrażać swoje potrzeby. To są te cuda, w ten sposób zbliżamy się autentycznie do siebie, do innych i do świata – myśli głośno Renata.

– A może, choć przecież nie mogę być tego pewna, chodzi o to, że wreszcie, w starej kamienicy, u stóp Wawelu trafiłyśmy na swoją wewnętrzną glebę, która pozwala nam się rozwijać.
Ja też wielu rzeczy nie jestem pewna. Czasem nie wiem nawet, czy rzeczywiście chcę jechać do Afryki. Nie wiem też, jaka naprawdę jest (i czy w ogóle jest) zależność między pełnią księżyca a pełnią kobiecych uczuć.

Pełnią, której niedawno sama, na własnej skórze doświadczyłam w Krakowie, w całkiem współczesnym Czerwonym Namiocie. Wbrew wszystkiemu bardzo podobnym do tego, który rozbijały kiedyś kobiety z czasów Biblii. W którym nie brakuje emocji, nadziei, symboli i zaklęć. I róży jerychońskiej. Rośliny, która – tego akurat jestem zupełnie pewna – w odpowiednich warunkach, podobnie jak kobiecość, zawsze i wszędzie rozkwitnie.


Sonia Jelska

Kobiety, które chciałyby się schronić w Czerwonym Namiocie, więcej informacji na jego temat znajdą na stronie www.prapelnia.pl

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl