Zwyczajne niewidzenie

Czy psycholog musi widzieć, żeby pomagać? Nie. Anka Kowalska potrafi bezbłędnie czytać emocje swoich małych pacjentów, chociaż nie może na nich spojrzeć.

Zwyczajne niewidzenie Pamięta kolory, słońce, zieleń.

Chociaż nigdy rewelacyjnie nie widziała, całkowita utrata wzroku wciąż boli. Mówi o tym niechętnie. Niewidzenie akceptuje każdego ranka od nowa. Wyobraża sobie kolory. Czy bluzka jest żółta jak kaczeniec czy jak słońce. Musi przecież odcieniem pasować do spódniczki.

Wieczorem obmyśla strój na kolejny dzień: na ciepło i na zimno. Bo ubranie jest ważne, wyraża osobowość. Szacunek dla swojego ciała i dla drugiego człowieka. Dlatego lubi się stroić. Wieczorem pakuje torbę do pracy: to, co w teczce kartonowej, to materiały na zajęcia z tą klasą, to, co w kartce – na zajęcia z tamtą, a to, co w koszulce – dla tej. Pamięć ma w palcach. Po znakach wodnych rozpoznaje pieniądze. Układa je w portfelu od najmniejszego nominału do największego. Rozpoznaje głosy ptaków, kupuje książki, płyty. Dużo czyta. To wymaga dyscypliny. Ale nikt za nią tego nie zrobi. Anka Kowalska pracuje jako psycholog w pięciu szkołach na terenie gminy Wiskitki pod Żyrardowem. Od dziecka cierpi na jaskrę. Nieoperowalną. Często nękają ją potworne bóle głowy, zawroty. To dekoncentruje i rozwala codzienny rytm.

Całkowicie przestała widzieć w wieku 16 lat. W liceum czytała już tylko brajlem. Nauczyła się w wakacje. Czytanki z niemieckiego przepisywała. Tak samo z łaciny. Ogromna praca. Ale ona jest nastawiona na pracę. Dlatego czasami trudno jej zrozumieć gimnazjalistów, którzy bez przerwy marudzą, nie uczą się, choć mają ku temu wszelkie warunki, poprawiają oceny w nieskończoność. Stara się jednak akceptować ich takimi, jakimi są. Przecież zawsze interesował ją człowiek. Z wadami i zaletami.

– Chciałam poznać rządzące nami mechanizmy. A kiedy miałam 19 lat i wybierałam studia, myślałam o pracy psychologa jak o wielkiej życiowej misji: chciałam pomagać ludziom cierpiącym psychiczne katusze. Dziś myślę bardziej zwyczajnie i zwyczajnie lubię swoją pracę. Nie jestem wróżką ani cudotwórcą. Ot, zwyczajnym szkolnym psychologiem. Chcę się zbliżać do człowieka.
Nie mówić mu, że to czy tamto musi czy powinien.

reklama

Różne zwierciadła duszy

Ludzie czasami się dziwią: Jak to, jesteś psychologiem, choć nie widzisz. Przecież oczy to zwierciadło duszy. Jeśli w nie nie spojrzysz – czy możesz drugiego człowieka zrozumieć? Ona na to: dusza ma więcej zwierciadeł. I zaraz przyznaje, że sama też kiedyś z lękiem myślała o pracy psychologa, mimo że to tak wielkie jej marzenie. Też czyniła bożka z mowy ciała. Dopóki nie trafiła do porządnej szkoły psychoterapii Intra w Warszawie. Owszem, mowa ciała, tiki mogą być sygnałami. Objawami. Ale nie jedynymi. Wystarczy wnikliwie słuchać, by usłyszeć wibracje w głosie, ruch, chodzenie, stawianie torby, przełykanie śliny.

– Ludzie wykonują tysiące czynności zmieniających cyrkulację powietrza wokół nich. Na przykład zdejmują tak zamaszyście płaszcz, że powietrze aż omiata. Albo szeleszczą kurtką. Albo bawią się kluczykami od samochodu czy grzebią w torbie. Wtedy wiem, że z głębszej rozmowy nici, bo chcą natychmiast wyjść. Albo siedzą cicho. Tak cichuteńko, że zaniepokojona pytam, co się dzieje. Anka nie musi szukać usprawiedliwień, dlaczego jest psychologiem, bo robi to już parę lat z powodzeniem. Lecz wyszukuje: wiele ćwiczeń wyciszających wykonuje się z zamkniętymi oczami, zabawa w niewidomego jako jeden ze sposobów ćwiczenia zaufania w grupie. Pacjent siedzący tyłem do terapeuty, żeby się nie rozpraszać. Terapie w ciemności...

– Jeśli rodzic przychodzi do mnie tylko po poradę, nie zawsze informuję, że nie widzę. Zresztą nie wszyscy w to wierzą. Bo jestem zorganizowana. Wstaję, witam się. Wiem, gdzie, co leży, mam makijaż, pomalowane paznokcie. To może dziwić. Ale jak szykuje się długa terapia, mówię o swojej chorobie. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby z tego powodu ktoś wyszedł z gabinetu. Praca psychologa naprawdę nie polega na widzeniu. Jeśli pacjent pokaże mi język, a ja tego nie zobaczę, dla niego to będzie nowe doświadczenie. Jeśli mu w czymkolwiek pomoże, jest dobrze. Sama poddała się psychoterapii. To konieczne, by stać się terapeutą. Chodzi do psychologa widzącego. Wielu spraw nie zauważył. Bo jest tylko człowiekiem. Nie musi pacjenta prześwietlać rentgenem. Chodzi o to, żeby pacjent coś przeżył, żeby dzięki terapii się zbudował.

Dobrze wie, że nie mogłaby pracować z ludźmi upośledzonymi w stopniu znacznym, pozbawionymi komunikacji werbalnej. Dlatego nie porywa się na to. Pracuje z dziećmi w zwykłych szkołach. Czasami nauczyciele podsyłają na siłę ucznia do jej gabinetu. Tak zdarzyło się całkiem niedawno. Chłopak stoi. Anka: „Może usiądziesz?”. Ten dalej stoi. Anka: „To stój, jak lubisz. Czy będziemy rozmawiać?”. Nie pada odpowiedź.
Anka: „To możemy milczeć”. Po dziesięciu minutach ciszy Anka pyta: „Chcesz wrócić na lekcje?”. Chłopak wraca. Po trzech dniach sam przychodzi do niej: „Psze pani, chciałbym pogadać”. Czy to nie sukces?
Ktoś powiedział, że dzieci i rodzice się przed nią otwierają, bo nie widzi.

– To nieprawda. Otwierają się, bo mam taką a nie inną osobowość. Ufają mi. Można powiedzieć, że zbudowałam sobie markę. Ich tak naprawdę nie obchodzi, czy ja widzę, czy nie widzę. Chcą ratować siebie. Zdarza się, że na koniec rozmowy dają mi coś do czytania. Czyli zupełnie zapominają o moim niewidzeniu. Jeśli jest się dobrym psychologiem, wie się, kiedy odesłać pacjenta do psychiatry, a kiedy na terapię rodzinną. Do tego nie trzeba widzieć. Choć na pewno widzenie pomagałoby w każdej dziedzinie życia. Zwłaszcza gdy wokół panuje kultura obrazkowa i gdy tak bardzo jak ja kocha się kolor.

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl