Gaździna

Po wojnie jeszcze jako dziecko zachorowałam na gruźlicę. Lekarz poradził mojej mamie, żeby postarała się dla mnie o miejsce w sanatorium w górach.

Kiedy skończyłam pierwszą klasę szkoły podstawowej, pojechałam więc do Rabki. Początkowo miałam tam spędzić jedynie wakacje, ale potem okazało się, że powinnam zostać dłużej. Mama musiała wracać do domu, do mojego młodszego brata. Bardzo źle znosiłam rozstanie i życie w dużej grupie chorych dzieci. Pisałam do rodziców rozpaczliwe listy. W rezultacie zamiast zdrowieć, jeszcze bardziej się rozchorowałam. Mama postanowiła więc jak najszybciej zabrać mnie z miejsca, w którym tak żle się czułam.

Wtedy jedna z pielęgniarek podała jej adres rodziny, u której mogłabym zamieszkać i nadal chodzić na zabiegi i do szkoły przy sanatorium. Pomysł był ryzykowny, ale mama postanowiła, że przynajmniej odwiedzimy tych ludzi. Gaździna była wdową i matką czterech dorosłych synów, z których najmłodszego traktowała tak, jakby nadal był małym dzieckiem. Bardzo mi się tam spodobało. Nic dziwnego, w gospodarstwie były owce, kozy, pies owczarek, dwa koty, stary koń, a na dodatek dostałam własny pokój na poddaszu. Synowie gaździny byli flisakami. To znaczy trzej starsi. Najmłodszy Józek robił niewiele. Jego matka uważała, że powinien się oszczędzać, bo ma słabe zdrowie i że jeszcze się w życiu napracuje. Polubiłam Józka, często spędzałam z nim czas po szkole. Zdarzało się, że Józek przepadał na całe dni, a mimo to gaździna – w czasach gdy nie było telefonów komórkowych – wiedziała, kiedy wróci.

Pamiętam, jak kiedyś siedzieliśmy przy kolacji. Gaździna ugotowała wspaniały bigos. Gdy wszyscy już się najedli i najstarszy Stasiek chciał sprzątnąć wazę ze stołu, matka złapała go za rękę i powiedziała: „Zostaw, Józek już idzie”. Po kilku chwilach rzeczywiście usłyszeliśmy skrzypnięcie furtki i jego kroki. Ta sytuacja często się powtarzała. Byłam tak ciekawa, skąd gaździna wie, co robi w danej chwili poza domem jej ukochany syn, że przełamując nieśmiałość, wprost ją o to zapytałam. Odpowiedziała, że to nic wielkiego, że zawsze miała z nim taki kontakt, bez względu na odległość. To mi musiało wystarczyć.

reklama

Pewnego razu byłam świadkiem, jak martwiła się, że cepry chcą upić Józka, a on nie powinien pić. I rzeczywiście Józek wrócił do domu solidnie zawiany. Kiedyś gaździna nie na żarty się przestraszyła. Stojąc przy kuchni, zaczęła krzyczeć, że Józka potrącił samochód, że on upadł i nie podnosi się. Na jej twarzy malował się ból, jakby to ona leżała na szosie. I nagle w jednej chwili uspokoiła się. „Wstał, nic poważnego mu się nie stało” – powiedziała i ciężko opadła na krzesło. Nie minęła godzina, gdy zobaczyliśmy Józka w porwanym kożuchu i mocno potłuczonego, ale w niezłym humorze.

Po prawie rocznym pobycie u gaździny wróciłam do domu. Zdrowe górskie powietrze okazało się równie dobrym lekarstwem jak penicylina. Czasem pisałam do Józka, ale on rzadko mi odpisywał. Kilka razy pojechałam do gaździny na zimowe ferie. Józek nauczył mnie jeździć na nartach. Przed Wielkanocą, w roku, w którym kończyłam podstawówkę, przysłał mi wiadomość, że jako pierwszy z braci żeni się i chciałby, żebyśmy z moją mamą przyjechały na wesele. Nie było łatwo, ale namówiłam ją. Gaździna zaproponowała nam gościnę w moim dawnym pokoju. Myślałam, że jest szczęśliwa, że będzie miała synową, ale ona powiedziała, że przez tę dziewuchę straciła swą moc kontaktowania się z Józkiem i nie będzie mu mogła pomóc, gdy on tego będzie najbardziej potrzebował.

I tak się rzeczywiście stało – kilka miesięcy później Józek zasłabł w górach, w jednym z pasterskich szałasów, dokąd, jak się później dowiedziałam od gaździny, nadal lubił uciekać przed całym światem. Gaździna „nie odebrała” od niego tej najważniejszej wiadomości. Myśli Józka zajmowała już ukochana żona, która jednak nigdy nie umiała ich odczytywać. Może dlatego, że niedługo po ślubie odkryła, że… jest zakochana w bracie Józka, Staśku, i to o nim ciągle myślała. Źle się to dla Józka skończyło. Gdy go znaleziono, już nie żył.


Elżbieta z Lublina

Źródło: Wróżka nr 5/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl