Wszystko jest możliwe

Pod warunkiem, że ma się cel. Dąży się do niego mądrze, konsekwentnie i uczciwie. Pod warunkiem, że umie się do swoich prawd przekonać miliony. Oni potrafili. Michelle i Barack Obama – pierwsza para Ameryki.

Wszystko jest możliwe

Przysięgę prezydencką Barack składał w asyście dwóch pastorów: białego, bardzo purytańskiego baptysty i czarnego, bardzo liberalnego metodysty. Jest synem muzułmanina i ateistki, uczył się w szkole islamskiej i katolickiej, jako dojrzały mężczyzna przyjął chrzest w protestanckim Zjednoczonym Kościele Chrystusa.
– Nie jesteśmy już tylko narodem chrześcijańskim – tłumaczył podczas spotkań z wyborcami i powtarza to jako prezydent. – Jesteśmy także narodem żydowskim, islamskim, buddyjskim, hinduistycznym i narodem niewierzących.

Błogosławiony przez Boga


Niektórzy komentatorzy pokpiwali, że Obama ma talent kaznodziei i ambicje Mesjasza, inni nazywali go jednak „autentycznym łowcą ludzi”. Potrafił bowiem nawet na najbardziej drażliwe tematy wypowiadać się w taki sposób, by nikogo nie urazić, a wielu przekonać. Wiedział doskonale, że w życiu Amerykanów religia odgrywa olbrzymią rolę. Dlatego mówiąc o niej, zastrzegał, że są granice kompromisu, których człowiek wierzący nie może przekroczyć. Nie da się być jednocześnie katolikiem i protestantem, muzułmaninem i żydem. Każdy, także przywódca narodu ma prawo wyboru religii i życia według jej wskazań, ale byłoby niebezpieczne, gdyby chciał swój wybór narzucać wszystkim. Nigdy bowiem nie wiadomo, co czuje i myśli człowiek inaczej wierzący.

Podczas jednego ze spotkań Obama odwołał się do biblijnej historii Abrahama, który miał złożyć Bogu w ofierze swego syna Izaaka. Posłuszny rozkazom Stwórcy wyprowadził chłopca na wzgórze, związał i gdy uniósł nóż, by zadać śmiertelny cios, został powstrzymany przez anioła. Abraham słyszał głos Boga, spełniał jego wolę i zdał test swojej wiary.

– A teraz wyobraźmy sobie, że wychodząc z kościoła, widzimy mężczyznę z nożem w ręku nad związanym dzieckiem. Jak byśmy zareagowali? – pytał. – Każdy natychmiast zadzwoniłby na policję i zażądał pozbawienia Abrahama praw rodzicielskich. Zrobilibyśmy to, bo nie słyszymy tego, co on słyszał i nie widzimy tego, co on widział. Dlatego nie należy pochopnie osądzać ludzi innej wiary, a już na pewno nie powinni tego robić rządzący.

Wypowiadając się w taki sposób, Obama mógł się odwołać do osobistych doświadczeń. W odróżnieniu od wszystkich poprzednich prezydentów nie urodził się bowiem w typowej, przywiązanej do tradycyjnych wartości amerykańskiej rodzinie.
Był dzieckiem mocno lewicujących studentów: zbuntowanej białej dziewczyny z Kansas i stypendysty z Kenii. Po ojcu odziedziczył afrykańskie nazwisko i niespotykane w USA imiona – Barack, co w języku suahili oznacza „Błogosławiony przez Boga” i Hussein, co miało podkreślać przynależność do wspólnoty muzułmańskiej.

Dziadkowie Baracka Obamy podczas II wojny światowej.Indonezja i Hawaje

Gwałtowna miłość między rodzicami skończyła się równie szybko, jak wybuchła. Dwa lata po narodzinach syna Barack Obama senior porzucił rodzinę, skończył studia i wrócił do Kenii. Tam dochował się jeszcze siedmiorga dzieci. Matka, Ann Dunham, po Afrykaninie związała się z Azjatą, Lolo Soetero. Ojczym zabrał ich do swojej rodzinnej Indonezji. Przez pięć lat Barack mieszkał w tropikach, uczęszczał do prywatnej szkoły katolickiej, następnie do publicznej, w której dwa razy w tygodniu na lekcjach religii nauczano islamu.

Gdy skończył dziesięć lat, matka wysłała go do dziadków na Hawaje, by zapewnić mu lepszą opiekę. Wkrótce rozwiodła się po raz drugi, ale w domu bywała rzadko. Była z wykształcenia antropolożką – wędrowała po świecie, by badać egzotyczne kultury. Zmarła na raka w wieku 55 lat. W porównaniu z dzieciństwem męża, młode lata Pierwszej Damy Ameryki wyglądały bardzo zwyczajnie. Michelle Robinson, bo tak brzmi jej panieńskie nazwisko, nie jest Mulatką, lecz „stuprocentową Murzynką”, jej przodkowie byli niewolnikami.

Dziewięcioletni Barack Obama z mamą Ann Dunham i ojczymem.Nie daj się zastraszyć

Dorastała w Chicago, w robotniczej rodzinie. Ojciec pracował jako operator w miejskich wodociągach, matka zajmowała się domem. Żyli skromnie w dwupokojowym mieszkaniu w starej ceglanej kamienicy. Michelle nie miała własnego pokoju, jedynie kąt wygospodarowany w salonie. Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, gdy lekarze zdiagnozowali u ojca stwardnienie rozsiane.

Fraser Robinson tracił siły i sprawność, utykał, poruszał się z coraz większym trudem, ale postawił sobie za punkt honoru, że zarobi na utrzymanie rodziny i wykształcenie dzieci – Michelle i jej brata Craiga. Oboje odziedziczyli po nim ambicję i upór w dążeniu do celu. Matka wpajała im z kolei wiarę, że jeśli czegoś naprawdę bardzo się chce, można to osiągnąć niezależnie od koloru skóry. „Chcieliśmy, żeby potrafili samodzielnie myśleć i nigdy nie dali się w życiu zastraszyć” – wspominała w wywiadzie dla tygodnika „The New Yorker”.

To samo mówił pastor z Afrykańskiego Episkopalnego Kościoła Metodystów, do którego należała rodzina Robinsonów. Nauka nie poszła w las. Michelle i Craig uczyli się tak pilnie, że dostali stypendia, ukończyli dobre szkoły i zdobyli dyplomy prawników. Ona aż dwa, i to najbardziej prestiżowych amerykańskich uniwersytetów: Princeton i Harvardu. Po studiach podjęła dobrze płatną pracę w kancelarii prawnej Sidley Austin w Chicago. Tam pewnego dnia pojawił się pojawił się przystojny, elokwentny stażysta…

Na stażu u przyszłej żony

Barackowi było łatwiej. Mieszkał w apartamencie w Honolulu, zamożnych dziadków stać było na sfinansowanie wnukowi nauki w elitarnej szkole średniej w Los Angeles i na uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Wolny od trosk materialnych, lubił się zabawić, nie stronił od alkoholu i, do czego przyznał się w autobiografii, popalał marihuanę. Studia jednak bez trudu ukończył, uzyskał licencjat, podjął pracę w korporacji finansowej. Ale w roli małego trybiku w wielkiej machinie czuł się źle. Przeniósł się do Chicago, gdzie trochę z musu, trochę z wyboru został pracownikiem socjalnym. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z prawdziwą biedą i – jak wspomina w autobiografii – nauczył się rozmawiać z ludźmi o ich problemach ich językiem. Gorzej szło mu z urzędnikami, których nie potrafił przekonać, że dla przezwyciężenia biedy nie wystarczy rozdawanie ciepłej zupy i zasiłków, lecz trzeba tworzyć nowe przepisy. Zaczął wówczas używać swego ulubionego słowa: z m i a n a.

Sam też się zmieniał. Uznał, że jeśli chce czegoś dokonać, musi wspiąć się wyżej w społecznej hierarchii. Podjął więc studia prawnicze na Uniwersytecie Harvarda, został pierwszym w historii czarnoskórym redaktorem prestiżowego pisma naukowego „Harvard Law Review”, co stanowiło świetną przepustkę do kariery i zarobków, z jakich słyną amerykańscy prawnicy. Los sprawił jednak, że spotkał na swej drodze kobietę, która już tę karierę robiła. Michelle została w pełnym tego słowa znaczeniu szefową swego przyszłego męża i przyszłego prezydenta. Ona rządziła, on jako stażysta konsekwentnie wykonywał jej polecenia. A przy okazji... próbował ją podrywać. Początkowo z marnym skutkiem.

– Umawianie się z podwładnym na randki bardzo długo wydawało mi się czymś niestosownym – wspominała w jednym z wywiadów. Pod koniec wakacji, gdy staż Baracka dobiegał końca, uległa. I okazało się, że łączy ich coś więcej niż prawne paragrafy.
– Jeżeli dorastało się wśród ludzi, którzy cię kochali i poświęcali się dla ciebie, to trzeba otrzymane dobro oddać. Dlatego praca społeczna na rzecz innych stała się tak ważną częścią mojego życia – mówiła w wywiadzie dla „Chicago Tribune”, nawiązując do decyzji, którą podjęła po śmierci w 1991 roku wyniszczonego chorobą ojca. Rzuciła wówczas posadę w kancelarii prawnej, by zająć się działalnością publiczną. Została asystentką burmistrza, założyła chicagowski oddział szkoły dla młodych działaczy społecznych i politycznych. Jak obliczyła Liza Mundy, autorka jej biografii, w pewnym momencie działała w sześciu radach nadzorczych i zarządach, w tym tak ważnych dla miasta instytucji, jak klinika uniwersytecka czy Instytut Spraw Międzynarodowych.

reklama
Źródło: Wróżka nr 7/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl