Spadek

Kiedy umarła moja matka, nie przypuszczałam, że nie minie rok, jak mój ojciec się ożeni. Ale po pierwszym zaskoczeniu, kiedy przyszedł poprosić mnie o zgodę na ten ślub, uznałam, że to jakieś rozwiązanie – tata nie należał bowiem do mężczyzn, którzy radzą sobie z domem i codziennym życiem.

Zaraz po ślubie Barbara przeprowadziła się do ojca, swoje mieszkanie zostawiając córce. Jak najlepiej wspominam wspólne dziesięć lat życia ojca i macochy. Barbarze udało się stworzyć ciepły dom, do którego stale mnie i moje córki zapraszała. A że była znakomitą kucharką, chętnie bywałyśmy na niedzielnych obiadach, zawsze wracając z wałówką na cały tydzień. Barbara zadbała także o odnowienie więzi rodzinnych ojca, zerwanych z jakichś powodów za czasów mojej mamy. Na czym mu „na stare lata”, jak mawiał, bardzo zależało. Ojciec czasem nieśmiało narzekał na tempo życia, narzucane przez Basię. Ale bilans zdecydowanie był dodatni.

I nagle on, okaz zdrowia, nadal pracujący mimo swoich 70 lat, zapadł na chorobę, z którą po trzech miesiącach przegrał. Rok później na Alzheimera zachorowała Barbara. Nie mogła być sama, więc zabrała ją do siebie córka. W naszym rodzinnym mieszkaniu zamieszkała wnuczka Barbary, Alinka. Starałam się odwiedzać macochę, ale z biegiem czasu stawało się to coraz trudniejsze. Jej córka nie życzyła sobie tych wizyt, a kontakt z Barbarą w miarę postępów choroby był coraz trudniejszy. W końcu przyszła wiadomość o jej śmierci.

Na pogrzebie córka Barbary zachowywała się wobec mnie ostentacyjnie wrogo. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Ktoś z rodziny zasugerował, że Barbara boi się, iż zacznę dochodzić praw do mieszkania mojego ojca. Zupełnie mnie to zaskoczyło. Jakiś czas później moja przyjaciółka zaczęła mnie namawiać, żebym sprawdziła w księgach wieczystych, kto mieszkanie wykupił i kto je dziedziczy. Długo się opierałam, ale w końcu uległam. Okazało się, że mam do niego prawo na równi z córką Barbary. Na tym chciałam poprzestać. Nie potrzebowałam tego spadku, w dodatku wiedziałam, że mieszkającej w tym mieszkaniu Alince, wnuczce Barbary, w życiu i w pracy od dawna nie wiedzie się najlepiej. Ale moja przyjaciółka drążyła.

reklama

Prawo to jest prawo, przynajmniej porozmawiaj z nimi. Nie miałam na to ochoty. Moja mama zawsze mawiała, że jeśli człowiek zachowuje się przyzwoicie, nieegoistycznie, to los będzie dla niego łaskawy. Pamiętałam o tym. Sama więc nie wiem, dlaczego po raz drugi w tej sprawie uległam. Zadzwoniłam do wnuczki Barbary i umówiłam się na rozmowę. Zamówiłam taksówkę. Dwie przecznice przed domem ojca rozmyśliłam się jednak i kazałam kierowcy zatrzymać się. Postanowiłam postąpić tak, jak podpowiadało mi sumienie, to znaczy zostawić tę sprawę w spokoju. Zapłaciłam za całą trasę.

Samochód ruszył. Może po minucie usłyszałam straszny huk. Pobiegłam w tamtym kierunku. Taksówka, którą przed chwilą jechałam, czołowo zderzyła się z ciężarówką. Ta część samochodu, gdzie siedziałam, została zmiażdżona. Kierowcy nic się nie stało. Roztrzęsiona wróciłam do domu. Słowa mojej mamy sprawdziły się co do joty. Zadzwoniłam do Alinki i powiedziałam jej, że coś mi wypadło, że może umówimy się za jakiś czas, bo… chciałabym zabrać z domu stare dokumenty ojca.


Joanna z Wrocławia

Źródło: Wróżka nr 10/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl