Łączę z Panem Bogiem

Spowiedź przez telefon, rozgrzeszenie z automatu, śluby przed ekranem komputera i zjednoczenie w modlitwie na internetowym czacie. Chrześcijanie w elektronicznej sieci?

Łączę z Panem BogiemPod koniec 1990 roku Jan Paweł II  ogłosił, że nie ma zamiaru chronić Stolicy Apostolskiej przed ekspansją właśnie wkraczającego na globalną arenę dziejów internetu. Zaraz za deklaracjami poszły czyny. Już na początku 1991 roku do Watykanu wkroczyła siostra Judith Zoebelein ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Eucharystii, specjalistka od łączności komputerowej (przeszkolona w Stanach Zjednoczonych) z zadaniem utworzenia profesjonalnej sieci mającej połączyć Stolicę Apostolską ze światem.

Trzy lata później zintegrowana sieć objęła wszystkie watykańskie urzędy, bank, muzea i oczywiście liczącą ponad półtora miliona woluminów bibliotekę. Następne dwa lata zajęło energicznej zakonnicy, wspieranej przez rzecznika Stolicy Świętej Joaquina Navarro-Vallsa, przygotowanie komputerowego serwera przeznaczonego do obsługi watykańskiej strony internetowej. W Boże Narodzenie 1995 roku uruchomił ją osobiście Jan Paweł II, naciskając klawisz z napisem „Enter”. Strona zaopatrzona była w zdjęcie papieża, a także link do świątecznego orędzia i bożonarodzeniowych życzeń przetłumaczonych na 54 języki.

W  ciągu pierwszych trzech dni z watykańskim serwerem połączyło się ponad pół miliona internautów, a poczta została „zapchana” tysiącami listów. W kilka miesięcy później trzeba było „postawić” kilka dodatkowych serwerów, by papieska witryna mogła działać płynnie. Strona internetowa rozbudowywała się w błyskawicznym tempie, a liczba odwiedzających ją internautów rosła lawinowo. Nic w tym dziwnego. Ta forma przekazu stworzyła nowe możliwości komunikowania się z wiernymi, a co najważniejsze, pozwoliła na prowadzenie działalności misyjnej w krajach, gdzie misjonarzom pracować zabroniono. To dzięki internetowi w marcu 2002 roku papież, za pomocą elektronicznych łączy i kamer, mógł spotkać się z wiernymi w Rosji i odprawić dla nich specjalną mszę świętą, dotrzeć do licznych wiernych w Chinach i krajach arabskich, gdzie on sam nie był zbyt chętnie widziany przez władze.

reklama

Nowy wynalazek nie zyskał od razu aprobaty watykańskich urzędników. Wielu uważało, że internet bardziej Kościołowi zaszkodzi, niż pomoże. Przypominano, że do tej pory każda „nowinka” zmniejszała bądź likwidowała „specyficzną intymność” liturgii. Tak stało się – zdaniem opozycjonistów – już w 1895 roku, kiedy Kongregacja Obrzędów nie zdołała zablokować wprowadzenia do świątyń energii elektrycznej. Argumentowano, że elektryczność nie posiada tej samej naturalnej symboliki co wosk czy olej, które dają światło, jednocześnie się spalając. Od tamtej pory trudno mówić o intymności i obrazie przemijania, skoro żarówka zdaje się być „wieczna”. W 1912 roku Kongregacja Konsystorialna zabroniła używania w kościołach projektorów filmowych jako „nienaturalnych” urządzeń technicznych, ale i to było chwilowym tylko zwycięstwem. Dziś podczas mszy korzysta się z tych wszystkich nowoczesnych i podobno niszczących atmosferę sacrum urządzeń.

Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Otóż okazało się, że sieć nie jest szczelna. I że rozmaite watykańskie tajemnice, przez całe wieki chronione dzięki dyskrecji duchownych, teraz mogą wyjść na jaw.

W 1998 roku ujawniono, że amerykańska Agencja Obrony Narodowej kontroluje przez internet watykańską pocztę dyplomatyczną. Wybuchł skandal. Jednak i on nie zahamował rozwoju watykańskiej sieci. Do dziś nie wiadomo dokładnie, kiedy i jak zorientowano się w Watykanie, że internetowa korespondencja jest monitorowana przez amerykańską agencję, ale wiadomo, że zamiast ograniczać elektroniczną pocztę, postanowiono ją zabezpieczyć.

Zebrano grono informatyków, wśród których nie zabrakło tych, którzy mieli w swoim życiorysie epizody hakerskie, i stworzono cały system zabezpieczeń. W historii watykańskiej sieci odnotowano dotychczas tylko jeden skuteczny atak – w 2000 roku – kiedy to anonimowym hakerom udało się wprowadzić wirus do elektronicznej poczty Stolicy Apostolskiej i sparaliżować ją na kilkanaście godzin. Od tamtej pory „święta sieć” jest „nieprzepuszczalna” dla szatańskich wybryków.

To jednak, co daje się kontrolować w samym Watykanie, nie udaje się w globalnej sieci. Co roku powstają setki stron i portali o treści religijnej, z którymi Stolica Apostolska nie ma nic wspólnego, a na których proponuje się internautom najróżniejsze posługi duchowe. Można za ich pomocą „odkrywać” nowe interpretacje Biblii, za niewielką opłatą otrzymać ślub lub rozwód, a także wyspowiadać się i dostać rozgrzeszenie. Wiele tych witryn prowadzonych jest przez księży lub ludzi podających się za nich, a przeciętnemu użytkownikowi sieci bardzo trudno zorientować się, która strona jest „prawdziwa”, a która nie. Na dodatek wiele stron to twory różnego rodzaju żartownisiów.

Pewien internauta z Krakowa oferował na przykład możliwość spowiedzi przez internet. Wystarczyło odpowiedzieć na pytania formularza: Czy przeprowadziłeś rachunek sumienia?; Czy żałujesz za grzechy?; Czy odprawiłeś zadaną poprzednio pokutę? W następnym kroku należało wypisać grzechy oraz zadeklarować zamiar poprawy i kliknąć przycisk „dalej”. Po dokładnym wykonaniu poleceń osoba korzystająca ze „spowiedzi online” widziała na monitorze napis: „Trwa łączenie z Panem Bogiem, proszę czekać”, a następnie: „Trwa transfer grzechów, proszę czekać” i „Trwa odpuszczanie grzechów, proszę o chwilę cierpliwości”. A potem jeszcze: „Gratuluję! Grzechy zostały odpuszczone”. Dziś autor tej strony musi odpowiadać przed sądem, ale kilkumiesięczna działalność „spowiednika” pokazała wyraźnie, że coraz więcej ludzi szuka duchowości nie w kościele, ale właśnie w elektronicznych gadżetach.

Źródło: Wróżka nr 7/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl