Tak śmiesznie o nią dbał

 Tak śmiesznie o nią dbał– Najgorsze, że nie mam chłopaka – powiedziała Grażyna. – Wszystkie mają, tylko nie ja. – Bo jesteś za gruba – zauważył starszy pan. – Jak foka. Musisz schudnąć z dziesięć kilo. Za każdy kilogram mniej będę ci nieźle płacił. I powiedział Grażynie, co ma robić, żeby schudnąć.

Któregoś dnia kazał przeczytać list, który przyszedł z jakiego urzędu, a jego okulary gdzieś się zawieruszyły. Grażyna zaczęła dukać. – Ależ ty w ogóle nie umiesz czytać, dziewczyno – powiedział starszy pan i wyjął z biblioteki książkę o tytule „Znachor”. – Będę ci płacił za każdą przeczytaną stronę. Musisz mi ją później opowiedzieć. Grażyna z trudem schudła kilka kilogramów. Wyrzeczenie się cukierków było gorsze od czytania. Później dostała książkę o dzwonniku z paryskiej katedry. Tak się wciągnęła, że pomyliła się w obliczeniach stron. Koleżanka z pokoju powiedziała, że dostanie od tego świra, bo co to za pomysł, żeby czytać cegły, skoro tyle piwa jest do wypicia.

Choćby się walił świat
Któregoś dnia przed furtką Grażyna zobaczyła grubą kobietę. Miała jasne włosy i patrzyła jakoś tak dziwnie, w bok. – Stary cap jeszcze się nie wyprztykał? – odezwała się do Grażyny. – Setki dziewczyn przeszły przez jego łóżko, nic innego nie robił. Nie musiał, bo jego stary zostawił mu kupę żydowskiego złota. Jak ty możesz, dziewczyno, leźć do takiego starego?

Na ścieżce pokazał się zaraz starszy pan. Nie poznała go. Był blady i trzęsącą się ręką wygrażał kobiecie: – Wynoś się! Nic tu twojego nie ma i nie będzie – krzyczał. Grażyna weszła do środka. Odprowadziła starszego pana do łóżka. Obok niego leżała stara walizka, zupełnie jakby przyniesiona ze śmietnika, brudna i odrapana. Kiedy starszy pan zasnął, ostrożnie uchyliła wieko. Na dnie leżały równo poukładane sztabki złota. Miała przez chwilę pokusę, żeby jedną z nich włożyć do kieszeni, ale jeszcze w sierocińcu przysięgła sobie, że kurwić się i kraść nie będzie, choćby się walił cały świat.

reklama

Następnego dnia zastała otwartą furtkę, na ścieżce stali policjanci. Powiedziała, że jest pomocą domową. A oni, że nic tu po niej, bo właściciel nie żyje. Grażyna obeszła dom, przelazła przez murowany płot i weszła do willi od strony tarasu. W salonie stała kobieta o dziwnym spojrzeniu w bok. Dopiero teraz zobaczyła, że nie ma jednego oka. Było zimne, nieruchome, zarośnięte białą błonką. Kobieta płakała: – Nikomu nie powiedział, że ma raka, stary, podły cap.

Po chwili Grażyna zobaczyła, jak dwóch mężczyzn z zakładu pogrzebowego wynosi na noszach zawiniątko o ludzkim kształcie, w czarnym plastiku. Skończyły się zarobki, książki i chudnięcie. Teraz będzie mogła jeść cukierki pełnymi garściami. I nie będzie już musiała czytać cegieł. I nagle zrobiło jej się żal starego. Pomyślała sobie, że był jedynym człowiekiem, który o nią tak śmiesznie dbał. Dawał pieniądze, żeby schudła i czytała. Spojrzała na ściany, części obrazów chyba już na nich nie było. Przy łóżku zmarłego wciąż stała zniszczona walizka, ściągnięta paskiem do spodni. To jeszcze zdążył zrobić, pomyślała Grażyna.

W kilka dni później do hotelu, w którym mieszkała, przyszła informacja, że ma się stawić w biurze notarialnym. Trochę się nawet przeraziła, pewno chodzi o to złoto z walizki. Jak udowodni, że nie wzięła żadnej sztabki, choć mogła wziąć dwie albo trzy. Ale co potem z nimi zrobić, jak je sprzedać, gdzie schować? Całe szczęście, że ich jednak nie wzięła... Notariusz powiedział, że starszy pan zostawił testament.

Wszystko, co miał – dom, obrazy i pieniądze w banku – zostało zapisane na schronisko dla zwierząt. – A złoto? – spytała Grażyna. – Jakie złoto? – zdziwił się notariusz. – Tam żadnego złota nie było. Powiedział też, że w testamencie jest zapis dla niej, Grażyny. Klient polecił mu kupić jej kawalerkę na obrzeżach miasta. Jeśli skończy technikum gastronomiczne, notariusz za pieniądze pozostawione przez klienta kupi dla niej samochód. Ale tylko pod tym warunkiem. A gdy rozpocznie naukę, zacznie dostawać co miesiąc niewielkie  stypendium.

– Za co? – spytała Grażyna. – Przecież byłam dla niego obcą osobą. – Mój klient nie zostawił żadnego wyjaśnienia, dlaczego to wszystko robi. Mam się tylko opiekować jego zapisem dla pani. I jeszcze jedno. – Notariusz wyjął z szuflady książkę. Spojrzała na okładkę – był to „Dzwonnik z Notre Dame”. – Polecił, żeby to pani dać.

Skończę ci tę szkołę, stary capie
Postanowiła schudnąć te dziesięć kilogramów. Pewnie tam w górze by się z tego cieszył, choć ona zupełnie nie rozumie, dlaczego tak mu na tym zależało. Schudnie za darmo i przeczyta – też za darmo – jakieś dwie grube cegły. Bo należy mu się podziękowanie. I pójdzie do szkoły, choć przecież nienawidzi się uczyć. Ale wie, że z jakiegoś powodu, a może bez powodu, lecz z czystej głupoty, starszy czeka na to w niebie.

Po trzech miesiącach kelner z restauracji zaprosił ją do kina. Myślała, że od razu włoży jej rękę pod spódnicę, jak to bywało z chłopakami z sierocińca. Ale wcale tego nie zrobił. Odprowadził ją do jej kawalerki i grzecznie się ukłonił. Powiedział, że jest śliczna i jeśli trzeba jej będzie pomóc w nauce w technikum, to on skończył taką szkołę i chętnie we wszystkim pomoże.

Od czasu, kiedy otrzymała od notariusza klucze do kawalerki, nie mogła się oprzeć, żeby nie podejść do ściany, nie pogłaskać jej, nie pocałować. Mebli w mieszkanku jeszcze nie było, tylko materac i kołdra zabrana z sierocińca. Kochała to mieszkanie. Po raz pierwszy w życiu coś, nie licząc kołdry i garnków z bidula, należało do niej. Potem szła do łazienki, odkręcała kran i słuchała, jak cieknie woda. Z jej kranu. Skończę ci tę szkołę, stary capie, myślała. Nie wiem, po co to wszystko zrobiłeś, ale skończę, żebym miała książki zębami gryźć.


Barbara Pietkiewicz
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 9/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl