Noc ze szpilkami

Znajomi zaprosili nas na parapetówę. Stroje robocze mile widziane – napisali. Najpierw pomyślałam, że włożę spodnie od dresu i podaruję im zestaw szczotek do szorowania podłóg…

Precz ze szpilkami, szpilki na Sybir!! - wrzeszczeliAle po namyśle postanowiłam przebrać się za Perfekcyjną Panią Domu, tym bardziej że od ostatniego nowiu poddałam całe ciało ziołowemu przepłukaniu (stosować tylko w pobliżu toalety) i straciłam parę kilo. Trzeba to pokazać światu!

Męża posłałam więc po szampana i truskawki, a sama zabrałam się do cudownej przemiany. Ciało upchałam w bieliznę z mnóstwem ściągaczy, podtrzymywaczy, wyprofilowanych miseczek i kontrolą brzuszno-pośladkową, na to wciągnęłam obcisłą sukienkę ze sporym dekoltem. Nogi zaś uzbroiłam w absolutnie cudowne supersmukłe szpilki z zielonego zamszu, które kupiłam rok temu w ramach protestu przed nadchodzącą zimą i zwiększoną wagą – i do tej pory nie rozpakowałam.

– No, no – jęknął mąż na mój widok – fajne masz buty! Po latach małżeństwa wie, że trzeba mówić takie rzeczy. Sama mu dawałam korepetycje! Spojrzałam zadowolona w lustro i drobnym kroczkiem potruchtałam do taksówki. Poczułam się jak gwiazda… Miałam pewne trudności z dojściem do windy, ale zaliczyłam wielkie wejście. Kobiety zrobiły takie miny, że zapomniałam o odciskach, a faceci zamruczeli zbiorowo. Wydawało mi się wprawdzie, że słyszę gdzieś po kątach kąśliwe uwagi typu: „kryzys wieku średniego…”, „na wysokich obcasach bliżej Boga…”, „stara wariatka…” – ale nie byłam pewna, czy to chodziło o mnie.

Balansując sprasowanymi biodrami i starając się normalnie oddychać, stałam w miejscu i dzieliłam się z widownią moją receptą na perfekcyjny wygląd. W tym czasie cudowne, sadomasochistyczne szpilki rozgniatały mi palce u nóg. Żołądek, płasko doklejony do kręgosłupa, nie był w stanie przetrawić nawet rzodkiewki. Popijałam więc drobnymi łyczkami wino i czułam się jak postawiona na sztorc parówka, wpakowana pod ciśnieniem w osłonkę i czująca, że za chwilę nastąpi eksplozja.

reklama

Zaczęło mi szumieć w głowie… Zadałam sobie pytanie: „próżność czy wygoda?” i dzielnie zebrałam wszystkie siły, po czym zataczając się, lekko ruszyłam szukać łazienki. Niestety, na kolejnym zakręcie usłyszałam chrupnięcie i poczułam, że tracę równowagę na świeżo polakierowanej podłodze…

W kapciach gospodyni wylądowałam na pogotowiu. Zmachany lekarz przyjął mnie pomiędzy trwałym uszkodzeniem czaszki z powodu nadużycia alkoholu a ofiarą „upadku z balkonu w róże ze złamaniem otwartym”. – Zwykłe zwichnięcie. Nic pani nie jest, ale na wszelki wypadek proszę prześwietlić – oznajmił znudzonym głosem osoby, która nie takie rzeczy widziała.

Siedziałam z mężem w poczekalni przed rentgenem, gdy do środka wtargnęła rozbawiona grupa weselników, utrzymująca wspólnymi siłami w stanie równowagi pana młodego, otulającego twarz zbroczonym krwią ręcznikiem. Na widok zielonych szpilek, które miałam na kolanach, ogarnął ich niepohamowany atak śmiechu.

– Oto kolejne narzędzie zbrodni – wrzeszczeli, zataczając się. – Precz ze szpilkami, szpilki na Sybir!!! Wesele przebiegało ponoć bez zakłóceń do momentu, gdy po kolejnym „gorzko” ktoś przypomniał sobie, że przeoczono wychylenie szampana z pantofelka panny młodej. Ta dała więc nura pod stół, by znaleźć wywołane obuwie, z którego wcześniej dyskretnie się uwolniła, bo piło ją niemiłosiernie. Taka widać uroda szpilek…

Buty musiały się jednak gdzieś zawieruszyć, bo nie było ich pod krzesełkiem. Ruszyła zatem na czworakach szukać w okolicy. W końcu znalazła jeden i z okrzykiem: „Są!” szybkim ruchem ręki uniosła pantofelek ponad stół, metalowym obcasem trafiając prosto w oko świeżo poślubionego męża, który zaniepokojony zniknięciem małżonki, właśnie zaglądał troskliwie pod stół. Polała się pierwsza krew tej nocy…

Oko ocalało, ale garnitur do wyrzucenia… No i zdrowia nie wypito jak należy. Trudno też powiedzieć, że do wesela się zagoi i czy to dobra, czy zła wróżba dla młodej pary… Ja swoje szpilki ustawiłam na szafce w przedpokoju. Są takie piękne… Kuśtykam po mieszkaniu i wspominam, jak cudownie w nich wyglądałam, ale już ich chyba nigdy nie włożę. Nadszedł czas płaskich obcasów.


Teresa Jaskierny
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 11/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl