Osobisty ochroniarz

Dla pań i papieży

W starożytnej Grecji parasol utracił swoje królewskie koneksje. Podczas festiwalu Panathenanea w Atenach dziewczęta osłaniały nim głowę rzeźby przedstawiającej młodego Bachusa. Chronienie przed słońcem dostojnych głów traktowano jako zajęcie godne, lecz tylko dla kobiet. Pogląd ten przejęli Rzymianie, którym parasol wydawał się niewieści, a mężczyzna mógł go wziąć do ręki tylko po to, „żeby go nieść nad oblubienicą”.

Parasole robiono podówczas z cienkiego materiału, liści lub piór, zdarzały się też skórzane. Popularny w antyku wynalazek został dość szybko zapomniany. Być może zdecydował o tym fakt, że poza basenem Morza Śródziemnego ochrona przed słońcem nie wydawała się tak istotna. Ostatnim bastionem parasolowej tradycji był Kościół. Podczas ważnych uroczystości niesiono parasol nad głową Ojca Świętego. Tradycja ta wywodzi się z czasów papieża Sylwestra I, który miał otrzymać ten elegancki gadżet od cesarza Konstantyna Wielkiego. Z czasem zdobny w papieską purpurę i złoto umbrelliano stał się symbolem tymczasowej władzy, którą do czasu wyboru nowego papieża sprawował kardynał camerlengo.

Parasol powrócił na dobre dopiero w XVII w. Angielski pisarz i pamiętnikarz John Evelyn spotkał w 1664 roku jezuitę, który właśnie wrócił z Dalekiego Wschodu. Przywiózł ze sobą kolekcję ciekawostek, wśród których były parasole. 30 lat wcześniej spis inwentarza króla Francji Ludwika XIII zawierał 11 parasoli w różnych kolorach, wykonanych z tafty, oraz „trzech parasoli z natłuszczonej tkaniny, zdobionych u dołu złotą i srebrną koronką”. To pierwsza wzmianka o parasolu przeciwdeszczowym.

reklama

Wbrew boskiemu prawu

Wodoodporny parasol po raz pierwszy pojawił się w Anglii pod koniec XVIII w. Miał chronić przed deszczem duchownych i urzędników podczas wypełniania obowiązków w plenerze. Był ciężki, sztywny i nie chciał wysychać. Często więc gnił. Mimo to był dobrem luksusowym. W parafialnych księgach na angielskiej prowincji skrupulatnie odnotowywano wydatki na parasole – nawet dwa funty za sztukę (w dzisiejszej walucie byłoby to przynajmniej stokrotnie więcej!!). W pubach, kawiarniach czy kościołach trzymano na ogół parasol „przechodni”, który można było wypożyczyć. W ten sposób zmniejszano też ryzyko bycia zobaczonym z parasolem, co wciąż uchodziło za niegodne mężczyzny.

Przez długi czas widok mężczyzny z parasolem wywoływał wśród ludzi poruszenieMęczennikiem parasolowej sprawy został Jonas Hanway, podróżnik i filantrop. Spędziwszy długi czas na Wschodzie, jako pierwszy mężczyzna odważył się wyjść na londyńskie ulice z parasolką. Mieszczanie zaznajomieni już byli z pomysłem „męskiego” parasola, choćby z lektury „Robinsona Crusoe”. Bohater powieści robi sobie z gałęzi i skór zwierzęcych parasol przeciwsłoneczny, zaznaczając przy okazji, że pomysł ten podpatrzył „w Brazylii”...

Hanway był elegantem o delikatnej karnacji, pracowicie ułożonej fryzurze i nienagannym stroju. Jego pojawienie się na ulicy z parasolem wywoływało wśród ludu poruszenie. Co bardziej pobożni twierdzili, że przeciwstawia się on boskim prawom, bo przecież gdy pada deszcz, to człowiek ma moknąć. Pioniera wyzywano od znienawidzonych „Francuzików”, w czym przodowali szczególnie dorożkarze.

Zdarzało się nawet, że obrzucano go błotem. Londyńscy fiakrzy uznali, że parasol jest zagrożeniem: podczas deszczu ludzie chętniej wsiadają do dorożek, a z parasolem mogą dalej spacerować.

Świat kolorowych czasz

Biograf Hanwaya notował, że ten miłośnik parasoli nigdy nie poddał się presji społeczeństwa, a po 30 latach „zaobserwował, że wchodzą one w powszechne użycie”. Rzeczywiście, parasol z czasem przestał już być podejrzaną
nowinką i zaczęli sięgać po niego ludzie wszystkich stanów. Zmieniła się też jego konstrukcja – zamiast łatwo łamiących się drewnianych prętów zaczęto używać metalowych drutów. Anglik Samuel Fox – jak głosi legenda – użył w tym celu stalowych fiszbin z gorsetów dam.

Wynalazcy prześcigali się w ulepszeniach. Przełomowym momentem stało się jednak stworzenie parasola, który otwiera się automatycznie. Stosowny mechanizm wymyślił Niemiec, Hans Haupt, a jego parasol przeszedł do historii jako „Knirps”, czyli „brzdąc”. Już w 1715 roku paryska manufaktura Jeana Mariusa wprowadziła na rynek parasole składane: mniejsze i zdobne dla kobiet oraz większe dla mężczyzn. Anglicy na pierwszy zakład parasolniczy musieli poczekać aż do lat 30. XIX stulecia. Wtedy powstała firma John Smith & Sons, która działa do dziś.

Po II wojnie światowej zaczęto produkować parasole z nylonu. Mokre od deszczu ulice natychmiast eksplodowały feerią kolorów, bo producenci barwili materiał na wszystkie kolory tęczy i drukowali na nim rozmaite desenie. O ile w „Deszczowej piosence” Gene Kelly tańcował jeszcze z klasycznym czarnym parasolem, to w „Między słowami” Scarlett Johansson wędruje w deszczu po ulicach Tokio pod wielkim, zupełnie przezroczystym kloszem.

Pomysły współczesnych parasolników nie znają granic. Można kupić gadżet w kształcie chmurki, którą napompujemy, używając rączki. Inny pozwala na wyświetlanie na kloszu dowolnie wybranego tekstu czy obrazka, które możemy ściągnąć z internetu. Jeden z dizajnerów zaprojektował parasolkę z rączką w kształcie kastetu, co z pewnością spodoba się bojowo nastawionym damom. Najważniejsze jednak, że parasol – wbrew swej nazwie – chroni nas przed deszczem.

Parasol dobry na wszystko?

Pomysłom różnych zastosowań parasola nie ma końca. A większość z nich należy do gatunku „aż czasza dymi”. W 1793 roku francuski generał Bournonville, uciekając z więzienia, użył parasola jako spadochronu. Ostatnio pewien nowojorczyk na kilkunastu parasolach napisał prośbę o rękę, a następnie kazał przyjaciołom rozłożyć je przed jego ukochaną.

Ale trafiają się też bardziej szokujące pomysły. Wiosną w ofercie jednego ze sklepów internetowych pojawił się parasol z wbudowanym w rączkę wibratorem. Opis zachęcał, by z Vibrelli – jak nazwano to cudo – korzystać, np. czekając na autobus. Aby amatorzy spontanicznych uciech nie wzbudzali sensacji na przystanku, parasol wyposażono w urządzenie synchronizujące drgania z częstotliwością padania kropli. Niestety, Vibrella okazała się tylko primaaprilisowym żartem.

Chińczycy, światowa potęga w produkcji parasoli, opanowali sztukę robienia ich za grosze. Dla odmiany gruba ryba wyścigów F1, Flavio Briatore, oraz włoski projektant Angelo Galasso stworzyli najdroższy parasol świata, który sprzedaje się na sztuki. Wykonany w całości ze specjalnie impregnowanej skóry krokodyla i wykończony na indywidualne zamówienie klienta kosztuje… 50 tys. dolarów, czyli 158 tys. zł. Wygórowana cena ma jednak swoją zaletę – po odejściu od kasy człowiek mimowolnie zaczyna pilnować parasola jak oka w głowie.


Stanisław Gieżyński
fot. shutterstock.com


Źródło: Wróżka nr 11/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl