Pluszowe czerwone serce…

Przez dziesięć lat Gena biegała ze szmatą do podłogi. Bo ta musiała lśnić jak lustro. Całe mieszkanie zresztą lśniło. Ryszard nie znosił kurzu. Zresztą nie miał kto brudzić. W mieszkaniu nigdy nie było psa, kota ani gości. Zdarzali się tylko interesanci, którzy przychodzili do biura męża. Komputer i segregatory mieściły się w dawnym pokoiku służącej. Ryszard powiedział, że wszystkie służące w ich domu całowały jego matkę w rękę każdego poranka.

Ojciec był wysokim urzędnikiem, wiecznie zapracowanym. Biuro męża prowadziła Gena. Była menadżerem, księgową i sekretarką. Pisała listy, wypełniała rachunki i załatwiała hotele dla tłumaczy wyjeżdżających na symultankę do innych miast.

Pluszowe czerwone serce…Na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem, w środę, bo nie mogło się to zdarzyć innego dnia, Gena zobaczyła w komputerze list. „Szanowny panie, informuję pana, że matka Dobromiry odeszła z tego świata. Choroba trwała trzy tygodnie. Nie mogę zajmować się dzieckiem mojej siostry, bo mam już siedemdziesiąt lat. Córka pana zostanie skierowana do domu dziecka.

Obecnie znajduje się pod opieką Ukrainki. Należy też zabezpieczyć mieszkanie po mojej siostrze. Należy ono notarialnie do pana córki. Matka załatwiła to przed śmiercią. Jeśli pan się nie zgłosi pod adres, na który wysyłał pan alimenty, zatelefonuję do sądu, żeby wydał orzeczenie o zabraniu dziecka do sierocińca”.

Gena zdrętwiała. Alimenty? Jej kryształowy i wierny mąż? Taki perfekcyjny i przewidywalny? Był w stanie zdradzić? Roześmiała się, a potem przeszył ją dreszcz obrzydzenia. Właśnie wrócił. Nie czekała, aż zdejmie płaszcz.

reklama

– Pamiętasz warunek, który mi postawiłeś przy oświadczynach? Jeśli mnie pani zdradzi, nie zostawię pani, ale nie będziemy już żyć jak mąż i żona. Podejdź do komputera. Przeczytał list. I jakby nie zrobiło to na nim wrażenia. Rodzice wykonali go ze styropianu, pomyślała. – Wszystko ci wyjaśnię – powiedział szybko.

– To się stało podczas wyjazdu. Ona obchodziła wtedy w hotelu imieniny. Była świetna w tłumaczeniu z angielskiego, po prostu genialna, a wiesz, że tego języka nie lubię. Miała czterdzieści lat. Może wsypała mi coś do herbaty. Może piłem jakieś wino, choć wiesz, że nie pijam alkoholu. Niczego nie pamiętam. Po kilku miesiącach zadzwoniła z informacją, że jest w ciąży. I czy się z nią ożenię. Powiedziałem, że mam żonę i że nie chcę jej w zespole tłumaczy nawet z jej świetnym angielskim. A ona, że możemy zrobić badania DNA. Zgodziłem się. Okazało się, niestety, że ona ma rację. Zażądała, żebym dał dziecku nazwisko. Dałem. Uzgodniliśmy wysokość alimentów. Wysyłałem je regularnie. Nie powiedziałem ci o tym, bo właściwie był to epizod bez znaczenia i chciałem go wykreślić z pamięci. Nigdy nie widziałem tego dziecka. Zdaje się, że to płeć żeńska.

– Nie rozbieraj się – powiedziała sucho. – Teraz pojedziesz i tę „płeć” przywieziesz do nas. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale przez dziesięć lat byłam w domu dziecka. To były najgorsze lata w moim życiu. Pamiętasz, że powiedziałam ci, że nie jestem dziewicą, a ty na to, że czasy są takie, że byłoby dziwne, gdybym nią była. Więc ci wyjaśniam: w domu dziecka zgwałcił mnie starszy kolega. Nie opowiadaj, że nie lubisz dzieci. „Płcią żeńską”, którą przywieziesz, będę opiekowała się tylko ja.

– Ale podobno – wyjąkał – ona jest jakaś upośledzona. Wiesz przecież, że nie znoszę żadnego kalectwa. Moja matka miała niesprawną lewą rękę i od tej pory nie znoszę czegoś takiego. – Jesteś zamożny, usuniemy to kalectwo, jeśli będzie to możliwe. Obiad zjesz później. A teraz wychodź. Już odpisałam tej starej kobiecie, że nie zostawisz córki na pastwę losu.

Patrzył na Genę szeroko otwartymi oczami. Włożył posłusznie kapelusz i wyszedł bez słowa. Pomyślała, że wiodła spokojne, wygodne życie bez wstrząsów i trosk materialnych. Więc skąd ta głupia myśl, która tłukła się w głowie od chwili, gdy przeczytała list – że te dziesięć ostatnich lat to rzeczywiście spokój i wygoda. I chłód. Rzuciła się do szafy. Gdzieś z dna wygrzebała zapomnianą lalkę. Spała z nią w sierocińcu. Dostała ją kiedyś na gwiazdkę i nie chciała się z nią rozstać. Zaczęła czyścić ją z kurzu.

W środę, a nawet codziennie

Do mieszkania weszło płaczące dziecko. Na oko sześcioletnie. – Ona jest prawie głucha – powiedział z niechęcią Ryszard. Dobra zanosiła się płaczem. Gena położyła rękę na jej czole. – Ma gorączkę. Trzeba ją szybko położyć do łóżka. – Mam nadzieję – odpowiedział – że mimo to będziesz dalej prowadziła mój sekretariat. – Idź do apteki! – krzyknęła. – Kup termometr i jakieś lekarstwo. Chcesz, żeby umarła? Posłusznie włożył płaszcz i kapelusz.

Położyła małą do swojego łóżka. – Będziemy odtąd spały razem – powiedziała dziecku wprost do ucha. Pamiętała, co znaczy mieć własne łóżko. I jak to boli, kiedy się wie, że łóżko właściwie nie jest własne. Z mężem nigdy nie spali razem. Nie znosił wspólnego spania. Już następnego dnia dziewczynka zaczęła mówić do niej „mamo”. Przylgnęła do Geny jak bezdomny psiak do nowego opiekuna. Słabo mówiła, myliła polskie słowa z ukraińskimi. Od najmłodszych lat była pod opieką ukraińskich niań. – Nie powinnaś się nazywać Dobra, ale niczyja – mówiła cicho Gena.

Ryszard z miesiąca na miesiąc kapcaniał. Obchodził córkę z lękiem, bojąc się ją dotknąć. W tłumaczeniach symultanicznych nie był już znakomity, a tylko bardzo dobry. Dla niego – nie do zniesienia. Ostatnio zaczął się nawet mylić. Badania lekarskie wykazały, że po wszczepieniu implantu dziewczynka będzie normalnie słyszeć. Gena kazała mężowi przygotować odpowiednią sumę. Potulnie usłuchał. Dwa tygodnie później przeprowadziła się z Dobrą do mieszkania, które zostawiła matka małej. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że jest u siebie. Kupiła choinkę i prezenty. Mąż nienawidził świąt. Nie mógł patrzeć na wycięte drzewa i męczenie karpi. Na Wigilię, choć to właściwie nie była Wigilia, lecz zwyczajna kolacja, jedli łososia.

Zadzwonił z pytaniem, czy może przyjść w walentynki. Oczywiście, że może, to w końcu jego córka, a ona wciąż jeszcze jest żoną. Przyniósł wielkie pluszowe, czerwone serce. Nigdy dotąd nie zrobił niczego podobnego. Spytał, czy może je odwiedzać, choćby tylko w środy. Ale jeśli Gena pozwoli, to codziennie. Na pluszowym sercu przypięte były szpilkami plastikowe litery. Gena przeczytała: „dla mojej kochanej córki Dobromiry”. Nigdy odtąd nie miała snu, który prześladował ją od dzieciństwa: mała dziewczynka w komunijnej sukience biegnie przez pole buraków, które staje się coraz bardziej czerwone.


Barbara Pietkiewicz
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 2/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl