Generalnie jednak dworskim błaznom żyło się dobrze i dostatnio. Większość z nich dorobiła się majątku, niektórzy stali się powiernikami, doradcami i najbliższymi przyjaciółmi (a czasem także szpiegami) swoich władców. Wielu zapisało się na kartach historii wyraźniej niż niejeden wódz. Do legendy przeszedł Stańczyk, zwany także Stasiem Gąską – błazen kolejnych trzech królów Polski (Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta Starego i Zygmunta II Augusta), słynny z ciętego dowcipu i troski o losy Rzeczypospolitej. Ale nieprzeciętnych wesołków było więcej.
Willowi Sommersowi przypadło trudne zadanie rozweselania Henryka VIII, despotycznego nerwusa, szafującego wyrokami śmierci. I wywiązał się znakomicie. Podczas gdy reszta dworu bała się choćby głośniej odetchnąć przy starzejącym się, potwornie otyłym, szalonym monarsze, Will bez skrępowania wytykał mu rozrzutność i krytykował decyzje polityczne.
Wojak i baba
Na wiele względem swoich kolejnych panów (Henryka III i IV francuskich) pozwalał sobie także niejaki Chicot, jedyny w historii błazen-żołnierz. Jegomość ów, zanim zdecydował się na karierę wesołka, zdążył odsłużyć co swoje w armii. Był doskonałym szermierzem i jeźdźcem. Zamiast błazeńskiego berła nosił u boku szpadę i wciąż rwał się do bitki. Z obydwoma przełożonymi rozmawiał jak z kolegami z regimentu, a na dodatek bezpardonowo wtrącał się do polityki. Nieco wcześniej na dworze francuskim święcił tryumfy polski błazen – dyplomata, kasztelanic podlaski Jan Krasowski, ulubiony trefniś Katarzyny Medycejskiej. Oprócz rozweselania królowej, przygotowywał grunt pod elekcję Henryka Walezego.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.