Słowa jak zaklęcie

Słowa jak zaklęcieMałgorzata uważała, że najważniejsze jest „żyć w zgodzie ze sobą, wtedy miejsce nie jest ważne”.

Nie wiadomo, jak do tego doszła. Może wyniosła tę mądrość z domu? Jej matka była osobą niezależną, a nawet ekscentryczną. O ile za ekscentryczne uchodzi zrezygnowanie z życia u boku majętnego męża i odejście z biednym, niedocenianym poetą. Małgorzata miała wtedy 15 lat, za sobą pierwszą, oczywiście nieszczęśliwą miłość, więc rozumiała matkę. Może wtedy przyjęła jej punkt widzenia?

Przez następne 15 lat Małgorzata żyła w zgodzie ze sobą: wybrała studia, o jakich marzyła, miała pracę, o którą długo się starała, wreszcie spotkała mężczyznę, z którym była szczęśliwa. Po pięciu latach związku brakowało jej tylko dziecka, ale postanowiła poczekać, aż jej partner zapragnie go równie mocno jak ona.

Wtedy poznała Krzysztofa. Na corocznej konferencji organizowanej przez jej firmę. Obrzucił ją przelotnym spojrzeniem, a ona poczuła przyspieszone bicie serca. Usiedli przy jednym stole podczas kolacji, a potem poszli na długi spacer. Wcale się nie broniła, gdy odprowadził ją pod drzwi pokoju i namiętnie pocałował. Długo nie mogła zasnąć. Nad ranem przyśniła jej się matka, która zapytała: „Jesteś pewna, że po prostu o nim zapomnisz?”. Obudziła się i powiedziała do siebie: „Obawiam się, że nie”. Ale gdy ubrała się i zeszła do recepcji, okazało się, że Krzysztof już wyjechał.

Jeśli Małgorzata miała, tak jak dotąd, żyć w zgodzie ze sobą, musiała powiedzieć Arturowi, co jej się „przytrafiło”.
– Poznałam kogoś – zaczęła. – Zakochałam się po jednym pocałunku.
– Chcesz odejść do niego? – zapytał zaskoczony.
– Nawet nie wiem, gdzie on mieszka, kim jest i co o mnie myśli…
– Jesteś niepoważna – skomentował Artur.

reklama

Starał się tę historię zlekceważyć, ale czuł, że to początek końca ich związku. Zadźwięczały mu w uszach słowa z jakiejś komedii romantycznej: „Wolała brak pocałunków tamtego od jego pocałunków”. Co za banał! – pomyślał.
Ale wbrew temu, czego spodziewał się Artur, żadne trzęsienie ziemi nie nastąpiło. No, może z wyjątkiem pojawienia się w ich domu szczeniaka setera irlandzkiego o imieniu Fil. Małgorzata od razu pokochała psa. Dla niego wstawała o świcie, choć tego nie lubiła, a wieczorami wędrowała kilometrami po całej okolicy.

23 października, w dniu, kiedy Słońce wchodzi w znak Skorpiona, Małgorzata na spacerze spotkała… Krzysztofa z jego psem. Od niedawna byli sąsiadami! Okazało się, że żadne z nich nie zapomniało pocałunku sprzed kilku miesięcy. Ale wtedy jeszcze nie wyznali sobie miłości. Po prostu zaczęli się spotykać… na wieczorne wędrówki z psami.

– Fajnie, bo tajnie? – skrytykowała ukrywany romans Małgorzaty matka. Ale ona nie chciała niczego zmieniać, ujawniać, legalizować, by nie spłoszyć tej miłości. Nie chciała wystawić jej na próbę.

Nie udało się. Któregoś dnia przyszła do niej do pracy Agnieszka, dziewczyna… Krzysztofa. – Nie odbieraj mi go – powiedziała bez zbędnych wstępów. Ale jej słowa zabrzmiały… jak zaklęcie, przed którym nie można uciec. Jeszcze tego samego wieczora Małgorzata, bez skargi na zły los, bez zawiłych wyjaśnień i w zgodzie ze sobą, rozstała się z Krzysztofem i opowiedziała o wszystkim Arturowi.

Po kilku tygodniach przyszła do mnie. O nic nie pytała. Postawiłam jej karty. Wyglądało na to, że za trzy–cztery lata, a może jeszcze później, w jej życiu Krzysztof znowu się pojawi.
– Nie wiedziałam, że planowali ślub i dziecko – wciąż tłumaczyła się ze swojej miłości.
– Los dla tych dwojga nie będzie łaskawy… – zaczęłam, ale nie chciała tego słuchać.
– Wciąż nie umiem żyć bez niego – rozpłakała się.
– Czasem pomaga zmiana miejsca… – poradziłam nieśmiało.

Przyszła do mnie jeszcze kilka razy w ciągu następnych lat.
Za którymś razem powiedziała, że ma nowe mieszkanie, że powróciła do dzielnicy swojego dzieciństwa.
– Kupiłam dawne mieszkanie mojej przyjaciółki Haliny. Niesamowity przypadek. Wiele nas łączyło. Ją też zostawiła matka. Miałyśmy się nigdy nie rozstawać. Nie wiedziałam, że wyemigrowała z kraju…
– Nie znalazła się pani w tym miejscu przypadkiem – powiedziałam, patrząc w karty.
– Wciąż myślę o Krzysztofie – przyznała. – Ale to chyba nierealne…

Po krótkim, nieudanym związku z kolegą z pracy Małgorzata znowu była sama. Jej nowa sąsiadka, Wiola miała szczęśliwą rodzinę i trójkę dzieci. Najmłodszy, pięcioletni Tomek, uwielbiał psa Małgorzaty, a ona… uwielbiała tego chłopca. Patrzyła na niego i myślała, że mógłby być synem jej i Krzysztofa… Przychodził, jak tylko wrócił z przedszkola, i coraz mniej chętnie wracał do siebie. Któregoś popołudnia, gdy Tomek bawił się z Filem, zjawiła się jego matka.
– Nie odbieraj mi go – powiedziała stanowczo.

Małgorzata zbladła. Znowu usłyszała te słowa jak zaklęcie, po których być może będzie musiała pożegnać kogoś, kogo… pokochała.
– Nie rozumiem – wykrztusiła. – Nie robię niczego złego.
– Postaraj się o własne dziecko – powiedziała pojednawczo Wiola. – Poznam cię z moim starszym bratem. Kiedy wreszcie wróci do kraju.

Oglądając z sąsiadką jej rodzinny album, Małgorzata odkryła, że bratem Wioli jest… Krzysztof! Jej Krzysztof, który po rozstaniu z Agnieszką wyjechał szukać sensu życia w Nowej Zelandii! Małgorzata opowiedziała Wioli o miłości do jej brata. Obie na niego czekają.

Anna Złotowska
fot. shutterstock 

Źródło: Wróżka nr 10/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl