Na przekór wszystkim


Czy taki postępek zraził młodą mężatkę? Ależ skąd! Zaraz po opatrzeniu niegroźnych, jak się okazało, ran, Maria ruszyła prosto do aresztu negocjować uwolnienie męża. Wybuch morderczej zazdrości uznała za rozczulający dowód uczucia. A wyjętą z ramienia kulę kazała oprawić jako relikwię dozgonnej miłości! Miłości, która potrwała raptem dwa lata.

<< W rodzinnym majątku w Grabowie, 1943 r. Na pierwszym planie Jan Komornicki, brat Marii, z gośćmi – Bolesławą Ottową i jej córką. Maria Komornicka – Piotr Odmieniec Włast, ledwo widoczna w oddali.


Maria bowiem, po powrocie z długiej podróży poślubnej (Lemańskiego szybko wypuszczono z celi) i przepuszczeniu w kasynach oraz restauracjach otrzymanych od rodziny pieniędzy, wystąpiła o rozwód natychmiast po dotarciu do Warszawy. Prawdopodobnie zrozumiała, że mąż zamierza ją kontrolować podobnie jak ojciec. Oczywiście spowodowała w ten sposób kolejny skandal, ale nie zawracała tym sobie głowy. Była zbyt zajęta pisaniem.

Jeszcze w tym samym, 1900 roku, wydała mocno autobiograficzne „Baśnie" i „Psalmodie". Zaraz potem powieść „Halszka" (publikowaną w odcinkach w „Głosie") i nawiązała współpracę z pismem „Chimera", do którego intensywnie pisywała (tłumaczenia, recenzje, teksty). Wtedy właśnie zaczęła podpisywać niektóre publikacje „Piotr Włast". Jak na ironię, pseudonim, który miał z czasem zawładnąć jej życiem, wymyśliła dla Marii matka, pochodząca z Dunin-Wąsowiczów, potomkini Własta, rycerza Bolesława Krzywoustego.

Maria zostaje Piotrem

O ile proza Marii miała się coraz lepiej, to jej zdrowie psychiczne pozostawiało coraz więcej do życzenia. Do „zwyczajnych" wybryków i ekscentryczności dołączyły ataki szału, wizje i omamy. Maria potrafiła klękać na środku biblioteki (tam spędzała teraz większość czasu) i ku przerażeniu innych czytelników głośno się modlić. Wydawało się jej też, że zamienia się w anioła. Zaczęła więc ćwiczyć mięśnie rąk i nóg, aby je wyszczuplić i przygotować do latania.

Po atakach podniecenia popadała w apatię. Czuła, „jak lód krąży w jej żyłach" i przyznawała, że „coś mi się w głowie stało i mój umysł do normy już nie wróci". Rodzeństwo tylko na to czekało.

Zamknięto ją w zakładzie dla nerwowo chorych „tylko dla podleczenia", na kilka tygodni. Oszalała z gniewu Maria rozkazała wtedy – z bliżej niesprecyzowanego powodu – usunąć sobie zęby! A potem uznano ją za niepoczytalną i wykolegowano ze spadku po ojcu.

reklama


Ale ona ani myślała się poddawać. Niestety, notoryczne awantury z rodzeństwem rujnowały jej reputację i zdrowie. Wreszcie, pewnej lipcowej nocy 1907 roku zrobiła coś, co ostatecznie pozwoliło ją sklasyfikować jako nieuleczalną furiatkę. Spaliła w piecu wszystkie swoje damskie ubrania i obwieściła przerażonej matce, że od teraz jest mężczyzną. Nazywa się Piotr Odmieniec Włast i żąda garderoby odpowiedniej dla swojej nowej płci.

W ten sposób Maria Komornicka zniknęła – w przenośni i dosłownie. W przenośni, bo przez następne 32 lata, aż do śmierci, nie założyła sukni i reagowała wyłącznie na swoje męskie imię. I dosłownie, bo przerażona perspektywą kolejnego skandalu rodzina wywiozła ją z Warszawy i zamknęła w szpitalu psychiatrycznym. Po kilku latach bezskutecznych poszukiwań dawni przyjaciele literaci uznali, że Maria najprawdopodobniej nie żyje.

Więzień psychiatryków

Tymczasem Piotr Odmieniec Włast przez siedem lat tułał się po szpitalach i ośrodkach, pisząc do matki (która wstydziła się lub nie miała ochoty go odwiedzać) rozpaczliwe listy z błaganiami o uwolnienie. Opisywał w nich niezliczone upokorzenia, które musiał znosić ze strony personelu, straszne warunki panujące w „podejmujących" go instytucjach, codzienną przemoc, poniżenia i udręki. Jednak podpisywał je „twój kochający syn", co skutecznie zniechęcało Komornickich do okazania jakiejkolwiek litości.

Dopiero wybuch pierwszej wojny światowej sprawił, że Własta, chcąc nie chcąc, odebrano z wariatkowa i przywieziono do rodzinnego majątku w Grabowie. Tam „dziadzio Piotr", jak nazywały go okoliczne dzieci, spędził kolejnych 20 lat w roli „zła koniecznego". Wciąż odmawiał noszenia damskich strojów, a rodzina wciąż się go wstydziła.

Na swoje szczęście nie widywała go często. Piotr zaszył się w swojej klitce na piętrze dworskiej przybudówki i wychodził stamtąd tylko do sklepu po kawę i tytoń do fajki albo na samotne spacery po ogrodzie. Z nikim nie rozmawiał, nie opędzał się nawet od szydzących z niego dzieci. Dużo za to pisał (w tym recenzje najnowszych wydawnictw) i wciąż ćwiczył ręce i nogi, żeby zmienić się w anioła i odlecieć.

Druga wojna światowa miała dla niego odwrotny skutek od pierwszej. Wypędzenie z Grabiny skończyło się zamknięciem Własta w domu starców. Jak się okazało, dożywotnim. Na sam koniec czekały go jeszcze trzy ukłucia ironii. Dom starców był prowadzony przez żeński zakon i przyjmował wyłącznie kobiety. Piotr umarł w Dzień Kobiet 8 marca 1949 roku, a zakonnice ubrały go do trumny w suknię – pierwszą od ponad 30 lat.

Weronika Kowalkowska
fot. wikipedia, shutterstock

Źródło: Wróżka nr 1/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl