Wilczyca z kresów


  Kolejne ciąże i porody „uziemiły" panią Teofilę, która coraz rzadziej wyprawiała się z mężem na Tatarów. Trudno ruszać na wojnę z dwójką małych dzieci. A jeszcze trudniej zostawiać je same w domu, podczas kiedy wróg kombinuje, jakby tu rodzinę znienawidzonego Chmieleckiego porwać albo ukatrupić. Tatarzy jednak musieli obejść się smakiem. Wiecznie czujna Teofila bez problemu omijała zastawiane na nią pułapki i odpierała ataki.


Jednak na wieść o mężowskich kłopotach rzucała wszystko i ruszała z pomocą. Tak było między innym w 1624 roku, kiedy osobiście eskortowała ciężko rannego Stefana do rodzinnych włości. Otoczony troskliwą opieką wódz tak szybko stanął na nogi, że w kilkanaście miesięcy później, w bitwie pod Białą Cerkwią, rozgromił armię wroga ponad dwa razy liczniejszą od swojej. Do tego odbił ponad 6 tys. jeńców z jasyru, samemu biorąc do niewoli około 1200 Tatarów. Jednak największy tryumf tandemu Chmieleckich miał dopiero nadejść.

W 1630 roku król Zygmunt III nadał Stefanowi godność wojewody kijowskiego. Był to awans społeczny bez precedensu. Dawny „szaraczek" z zapyziałego dworku stał się jednym z najważniejszych ludzi w Rzeczpospolitej. A jego zaradna i twarda jak skała żona zrównała się statusem z wyfiokowanymi damami z prastarych rodów. Oczywiście nie wszystkim podobał się taki stan rzeczy. Część „starej szlachty" głośno krytykowała poczynania króla, protestując przeciw wynoszeniu na najwyższe państwowe stanowiska „dorobkiewiczów" – ludzi bez porządnego herbu, ogłady i rodzinnych koneksji.

reklama

Nie akceptowali jego „dzikiej" żony, która – o zgrozo – zamiast dobroczynnością, zajmuje się zarządzaniem, handlem i strzelaniem do Tatarów.

Nos psi zjedli

Pani Teofili nie pomagały także opowieści o jej barbarzyńskich wybrykach, takich jak... ucięcie nosa pewnej młodej szlachciance wziętej na służbę do dworu Chmieleckich. Nie wiadomo, czym dokładnie podpadła zapalczywej gospodyni. Może tym, że pan Chmielecki obejrzał się za nią o jeden raz za dużo? W dokumentach sądowych zachowała się relacja przysłanego na prośbę rodziny poszkodowanej urzędnika sądowego, który bezskutecznie szukał rzeczonego nosa po wszystkich śmietnikach Taborówki. I nie mogąc go znaleźć, wydedukował że „psy musiały go pożreć". Chmielecki bez gadania wypłacił odszkodowanie i nie żywił do Teofili urazy za ten „tatarski" wybryk.

Trudno się jednak dziwić, że wiele możnych panów i dam czuło mocny dyskomfort na myśl o spotkaniu z „twardzielką" z kresów. A jednak okazało się, że nie taki wilk straszny... Kiedy Teofila stawiła się w tzw. towarzystwie, nie popełniła ani jednej gafy. Ubrana elegancko, ale skromnie, nosiła się z godnością, ale bez pychy. Jeśli się odzywała, to mądrze – czemu akurat trudno się dziwić, biorąc pod uwagę ogrom jej życiowego doświadczenia i gromadzoną latami bibliotekę w Taborówce. Elity uznałyby ją może za swoją, gdyby nie nagłe nieszczęście.

Bez ciebie to już nie to samo

Pod koniec lutego 1630 roku Stefan zmarł na jakąś tajemniczą chorobę o gwałtownym przebiegu, wracając na Ukrainę z Zamościa.Ta niespodziewana śmierć dosłownie ogłuszyła „wilczycę kresową". Należy dodać, że życie wdowy w XVII wieku nie należało do przyjemnych.

Kobieta pozbawiona męskiej opieki nie miała wielu praw. Wraz z odejściem męża przepadały zyski płynące z jego stanowisk i niemal znikała możliwość samodzielnego rozporządzania mieniem. Wdowa miała prawo tylko do swojego posagu (a tego Teofila nie wniosła) i darowizn poczynionych na jej rzecz przez męża. Stawała się łatwym celem dla szukających zwady sąsiadów, chciwych krewnych i zalotników. I tak, pani Chmielecka z łowczego stała się zwierzyną. Ale ani myślała się poddawać. Pierwszy rok wdowieństwa upłynął jej niemal wyłącznie na scysjach i zajazdach. Zorganizowała aż siedem zbrojnych wypraw na ziemie sąsiadów.

Paliła, grabiła i rozpędzała chłopstwo na cztery wiatry. Poskutkowało – sąsiedzi odpuścili. Potem musiała przeboleć przedwczesną śmierć jednego z synów i oddać zarządzanie majątkiem w ręce drugiego, ukochanego Łukasza – utracjusza i hulaki, który szybko przeputał majątek pracowicie zgromadzony przez rodziców. Kiedy upatrzył sobie narzeczoną, zaradna mamusia... uprowadziła ją i załatwiła błyskawiczny ślub. W ten sposób ojciec panny młodej, który kategorycznie nie życzył sobie Chmieleckiego za zięcia, musiał ustąpić i uznać małżeństwo córki.

Teofila także wyszła za mąż. Na wszelki wypadek i dla świętego spokoju za kompletnie nic nieznaczącego szlachetkę, który ledwo co wyglądał spod jej pantofla. Zmarła około 1650 roku, kiedy po dawnej potędze Chmieleckich zostało jedynie wspomnienie. Tytuły i bogactwa zniknęły, a ukochany Łukasz zmarł młodo i bezpotomnie. Pozostały tylko pieśni sławiące Stefana Chmieleckiego i dwuznaczna legenda wilczycy kresowej. 

Pani Teofili nie pomagały także opowieści o jej barbarzyńskich wybrykach, takich jak... ucięcie nosa pewnej młodej szlachciance wziętej na służbę do dworu Chmieleckich. Nie wiadomo, czym dokładnie podpadła zapalczywej gospodyni. Może tym, że pan Chmielecki obejrzał się za nią o jeden raz za dużo?

Weronika Kowalkowska
il. Edyta Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 3/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl