Spotkanie z wielką ciszą


A co się stanie, jeśli nagle zasnę i padnę? Zamykam oczy, usiłuję nie myśleć, tylko czuć. Ale to nie takie proste. Po chwili zaczyna mnie uwierać ręka, potem kolana, kręgosłup, wszystko. A czeka mnie dziesięć godzin medytacji każdego dnia, z zaledwie dziesięciominutowymi przerwami, co 60 minut. Jak ja to przetrwam?

Czuję się jak u dentysty, kiedy nie można zamknąć ust. Tyle że teraz wydaje mi się, że takimi otwartymi ustami jest całe moje ciało, nie mogę wstać ani chodzić. Słyszę, że ludzie wokół zaczynają się wiercić. Mam ochotę zrzucić z siebie ubranie, bo czuję każdy szew, wszystko mi przeszkadza.

Gdy medytacja wreszcie się kończy, z ulgą wychodzę na korytarz. Wymachuję zbolałymi rękami, trochę się rozciągam, inne dziewczyny też to robią. To jedyna dozwolona gimnastyka.

Kolacja jest skromna – gruszki, jabłka, banany i herbata. Każdy może wybrać tylko jeden owoc. O 21.30 gaszenie świateł. Długo nie mogę zasnąć, a kiedy już mi się udaje, śpię bardzo czujnie i wielokrotnie się budzę. Z takiego półsnu wytrąca mnie gong. To pobudka. Jest czwarta rano, na dworze jeszcze ciemno. Półprzytomna trafiam do łazienki, ubieram się i znowu gong wzywa mnie na medytację – kolejne godziny obserwacji nosa. Stopniowo zaczynają mnie atakować wspomnienia wydarzeń, które dawno wyrzuciłam z pamięci. Nie wiedziałam, że jeszcze tkwią we mnie. Śniadanie to uczta – tosty z dżemem, masłem orzechowym, rozmaite płatki do wyboru, mleko i owoce – poza zestawem kolacyjnym, świeże winogrona i pomarańcze – a do tego herbata i kawa.

Dzień trzeci: jak kamień ulepiony z bólu

Podczas kolejnej sesji zaczynam czuć się jak kamień ulepiony z bólu. To już nie do wytrzymania. Podchodzę do nauczyciela i pytam, co radzi w tej sytuacji. Odpowiada: „Cierpliwości. To minie, jak wszystko". Nie podniósł mnie specjalnie na duchu, ale przynajmniej zrobiłam parę nadprogramowych kroków.

reklama


Hurra – wreszcie przerwa na obiad, dwie godziny laby, czas na jedzenie, drzemkę, spacery po łące, oczywiście tylko w damskim gronie. Atrakcją jest nawet chodzenie po jadalni, możliwość siadania na krześle, oparcia rąk na stole. Obiad jest wspaniały: kilka ciepłych, pysznych dań, m.in. z soczewicą, mnóstwo sałatek i sosów, kiełki.

Dzień czwarty: przełom i równowaga

Wreszcie mogę skończyć ze skupianiem się na dziurkach od nosa i zająć resztą ciała. Obserwowaniem tego, co dzieje się wewnątrz, od stóp do głowy i z powrotem, wszystkich sensacji, które zachodzą w organizmie, jak mrowienie, skurcze mięśni, tiki. A wszystko po to, żeby dotrzeć do miejsc, gdzie siedzą złe przyzwyczajenia, pragnienia i iluzje. I żeby się ich pozbyć.

Goenka mówił przed chwilą z ekranu, że gdy w umyśle rodzi się jakaś myśl, pożądanie lub wyobrażenie, to w ciele natychmiast pojawiają się powiązane z nimi doznania. Taka wewnętrzna podróż myśli powoduje ich narastanie. Dzięki temu zwykłe upodobanie przeradza się w silne pragnienie, a niechęć w nienawiść. „Przez cały czas utrzymuj równowagę w ciele i nie poddawaj się ani niechęci, ani pożądaniu, bo to one wraz z ignorancją są przyczyną cierpienia" – mówi Hindus. Medytacja służy do uwolnienia umysłu i ciała od złych myśli i pragnień. Tym samym ma dać szczęście.

Dzień szósty: medytacja z otwartymi oczami

Kolejną rewolucję przynosi szósty dzień. Mamy medytować z otwartymi oczami podczas przerw, posiłków, spacerów. Chodzi o to, żeby mieć świadomość nie tylko siebie, ale i otoczenia, zachowując przy tym spokój i jasność umysłu. „Bądźcie świadomi rzeczywistości, czyli teraźniejszości" – naucza mistrz Goenka z ekranu. „Przeszłości nie można być świadomym, można ją tylko pamiętać, przyszłości nie można być świadomym, można ją sobie tylko wyobrazić".

Medytuje mi się coraz łatwiej, ciało przyzwyczaiło się do siedzenia na podłodze, nic mnie nie boli, wydaje się, że czas płynie szybciej. Mam jeszcze tyle uczuć, których chciałabym się pozbyć. Mieć w sobie spokój, który pozwoli mi porozumieć się z każdym. Znaleźć w drugim człowieku dobrą stronę. Nie liczyć jego wad. Jak pozbyć się egoizmu? Goenka zaleca, żeby doświadczać nietrwałości natury zjawisk mentalno-fizycznych, bez przerwy przecież zmiennych i poza naszą kontrolą. To spowoduje rozpuszczenie egoizmu, wyprowadzi człowieka z klatki chwilowych emocji.

Dzień ostatni: przekazywanie bezinteresownej miłości

Jest niesamowicie. To czas metty: techniki medytacyjnej polegającej na przekazywaniu bezinteresownej miłości i życzliwości. Spotykamy się w stołówce. Znika ściana dzieląca pomieszczenie. Światy mężczyzn i kobiet spotykają się. Wreszcie można rozmawiać, patrzeć sobie w oczy, uśmiechać się do siebie. Dowiaduję się, że moja współlokatorka jest Żydówką z Izraela. Przyjechała tu, bo interesują ją różne techniki rozwoju osobowości. Naradzamy się, kto i jak wraca do domu. Mnie
zabierze do Londynu młode małżeństwo.

W samochodzie zaczynamy się szaleńczo cieszyć drobiazgami, z którymi nie mieliśmy kontaktu. Dzwonimy do znajomych. Kierowca włącza radio, żeby wysłuchać wiadomości. Gdyby w ciągu tych 10 dni skończył się świat, tobyśmy o tym nie wiedzieli. Ale świat sobie trwa, choć wciąż jakby gdzieś w tle. Jest radio, jest świat, jest woda Perrier i napój SevenUp i setka szczęśliwych ludzi. W sumie – czego chcieć więcej?

Katarzyna Szczerbowska
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 7/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl