Romantyczna nieobyczajność


Uwierzył mateczce także Juliusz Słowacki, prosząc z płaczem o rozgrzeszenie, że nie wziął udziału w powstaniu listopadowym 1830 r. Spowiedź przed nią uczynił też Mickiewicz, który „truchlał pod jej głosem". Dopiero później okazało się, że w rolę rzekomo gnębionej mniszki Polki wcieliła się wdowa po rosyjskim wojskowym, nijaka Wińczowa. Ta cwana baba była niegdyś kucharką w klasztorze Bernardynek w Wilnie. Miała też kłopoty z prawem. Sądzona za oszustwo, została pobita przez żandarma – być może stąd pochodziły ślady obrażeń na jej ciele.

Najgorsze czasy nadeszły dla romantyków po zdławieniu powstania listopadowego przez cara Mikołaja I w 1831 r. Na Wielkiej Emigracji w Paryżu znalazła się polska elita kulturalna i wojskowa. Tak opowiadał o niej w 1842 r. Fryderyk Chopin: „Onegdaj w Klubie byłem. Kłócą się tam jak zawsze". Między Polakami na obczyźnie dochodziło nie tylko do pojedynków słownych, ale i starć zbrojnych. Krytyk Stanisław Ropelewski wyzwał na pojedynek Juliusza Słowackiego. Poeta wstał o piątej rano, wypił szklankę starego wina, poszedł do kościoła, po czym stawił się na walkę. Ale Ropelewski stchórzył i dopiero później przyszedł do Słowackiego zapłakany z przeprosinami.

Wygląd i życie Słowackiego, określonego przez jednego z autorów jako „Szatanioł", bardzo odbiegały od naszych wyobrażeń. Poeta był „mniej niż średniego wzrostu, niezmiernie szczupły i wątłego organizmu", a jego „postać była nieco wykoszlawiona", jak pisał jego przyjaciel Zygmunt Szczęsny Feliński. Jedna łopatka znajdowała się trochę wyżej niż druga i Słowacki, żeby to zamaskować, nosił swoje słynne wysokie kołnierze. Cierpienie wynikłe z wad figury tłumił narkotykami. A w młodości zawarł ponoć pakt z szatanem, żeby mógł być sławny. Potem jednak w mistycznym Kole Sprawy Bożej Towiańskiego wrócił do Chrystusa.

Życie erotyczne Słowackiego współcześni i późniejsi badacze raczej sobie wyobrażali (niż o nim cokolwiek wiedzieli). Nasz drugi wieszcz był więc ponoć homoseksualistą, onanistą, pożeraczem serc niewinnych panien, wreszcie impotentem. Miał również skłonność do małych dziewczynek, opowiadał im, że w Polsce zamiast śniegu spada cukier, który mogą zlizywać...

reklama


Wiemy na pewno, że ponad wszystkie kobiety kochał swoją matkę, świetnie radził sobie z finansami, udanie inwestował i cały czas obawiał się plagi, która najczęściej trapiła Polaków na emigracji – choroby psychicznej. Pisał w liście do matki: „Jeden z moich znajomych, podobny z nazwiska, sądzi, że mu grzyb na głowie rośnie. To nie ja".

W otchłań szaleństwa wtrącała wielu emigrantów nie tyle utrata niepodległości, co obracanie się w tym samym kręgu samotnych mężczyzn, picie na umór, przepaść pomiędzy romantycznymi ideałami a gorzką rzeczywistością, pełną biedy, spranych, przetartych pantalonów i cerowanych bez końca skarpet.

Nie byli to też łatwi ludzie. Hrabia Aleksander Fredro, najwybitniejszy komediopisarz, a jednocześnie śledziennik o pożółkłej twarzy "aż po białka oczu", z pewnością należał do tych "trudnych". Gdy w Paryżu słynny aktor Talma grał Pana Jowialskiego, hrabia uznał to za profanację i w połowie aktu wyszedł, trzaskając ostentacyjnie drzwiami loży. Po czym zwierzył się, że "grano tak niegodziwie, że doznawałem uczucia, jak gdyby mi kto kiszki szkłem piłował". Nie jest przy tym wykluczone, że to właśnie on napisał osławioną XIII księgę „Pana Tadeusza". Jeśli tak, to oddawałaby zmysłowość epoki nieokrytą romantycznym płaszczem.

Podczas nocy poślubnej Tadeusz z Zosią
od chwili, gdy ich ślubna przywiozła kareta,
Tadeusz miał myśl jedną – myśl ta, to mineta.
Tadeusz, że we Francji długie lata bawił,
Wielce się w używaniu sztuki onej wprawił,
Niezmiernie lizać lubiał, wyrażał mniemanie,
Że mineta o wiele przewyższa jebanie.

I tak to romantyczne ideały sięgnęły... domu publicznego.

*Maryla Wereszczakówna

Nie grzeszyła urodą. Na jej jedynym zachowanym portrecie (nieznanego autora) widać lekko zezujące, ale bystre oczy, pokaźny nos i wąskie, zacięte usta. Za to natura wyposażyła ją w to, co na romantykach robiło największe wrażenie – dekolt i ramiona. Według ówczesnych standardów musiały być one pulchne, acz jędrne. Piękną skórę ramion zapewniały regularne kąpiele w ziołach.

By rękawki nie uciskały zanadto tłuściutkich ramion, należało dbać o odpowiedni rozmiar sukni. Ciało wystające z nich, niczym baleron, działało na mężczyzn odstraszająco. Wereszczakówna miała doskonale skrojone suknie.

Los często stawiał już na drodze kochliwego Mickiewicza piękniejsze niż ona kobiety, w lepszych toaletach i z bardziej krągłymi ramionami. Ot, choćby doktorową
Karolinę Kowalską, o której mówiono "kowieńska Wenera". Ale Maryla miała nad nią ogromną przewagę – była młoda i świeża. To wystarczyło poecie bawidamkowi, by w wierszu roztrząsać, czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie.

Rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna niż romantyczna poezja. W szkole uczą nas, że miłość między Marylą i Adamem była niewinna. Przeczyć temu może pojawienie się na świecie – jeszcze przed ślubem z Puttkamerem – córki Maryli, Eweliny. Dziecku w metryce zapisano jednak nazwisko... Puttkamer.

Po jakimś czasie od zamążpójścia Maryli poeta dowiedział się, że żyje ona z mężem jak brat z siostrą. Wiadomość o białym małżeństwie uznał za dowód na to, że Maryla tak naprawdę kocha tylko jego. Zaczęli się znowu spotykać. Maryla jako mężatka poczynała sobie o wiele śmielej i dopiero teraz powiedziała Adamowi, co do niego czuje. Ich romans rozkwitł...

Jan Pann
fot. forum

Źródło: Wróżka nr 8/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl