Zaplątani w scenariuszu życia

Julkę i jej babcię Helenę spotkałam na urodzinach koleżanki mojej córki. Śliczna dziesięcioletnia blondyneczka rozrabiała z rówieśnikami.

– Kocham Julkę bezgranicznie – pani Helena podeszła do mnie, widząc, jak obserwuję dzieciaki. Ale mam z nią pewien problem... Wiem od znajomych, czym się pani zajmuje. Zgodziłaby się pani mnie przyjąć?
Umówiłyśmy się za tydzień.

– Julka, biedactwo, wychowuje się bez ojca – zaczęła, siadając naprzeciwko mnie. – Marta, moja córka, rozstała się z zięciem, kiedy malutka miała dwa miesiące. Poszło o jego romans z koleżanką z pracy, zresztą do dziś jest z tą kobietą. Martwię się, bo były zięć ostatnio się odezwał. Pewnie coś knuje, może zechce nam odebrać Julkę? Wcześniej się nią nie interesował – mówiła pani Helena trochę podenerwowana. Nie miała jego aktualnych zdjęć, przyniosła więc ślubne fotografie Marty i Rafała.

– Nie wyglądają tu na szczęśliwych – powiedziałam bardziej do siebie.
– Marta była już w ciąży – tłumaczyła Helena. – Czuję się winna, bo to ja nalegałam na ten ślub. Rafał wyglądał na dobrego chłopaka. Poznali się na studiach w Lublinie. Nie chciałam, żeby córkę wytykano palcami, że panna z dzieckiem...

Podała mi kolejne zdjęcie. Na nim młodzi stali z rodzicami. – To ja z mężem, a to rodzice Rafała – tłumaczyła. W ojcu pana młodego rozpoznałam człowieka, który przyjeżdżał do mnie w sprawie swojego syna. Ale nie Rafała, tylko Piotra.

Dwa lata temu Piotr śmiertelnie potrącił człowieka. Wypadek był nie z jego winy, ale tak mocno odbił się na psychice chłopaka, że się rozpił, rozstał z dziewczyną i generalnie wpadł w depresję.

Dziwny zbieg okoliczności, że te dwie rodziny z różnych stron Polski trafiły do mnie – myślałam. Ale dlaczego nigdy nie wspomniał, że ma drugiego syna i wnuczkę. Rozmawiał wyłącznie o wypadku Piotra.

reklama


– Pani były zięć pochodzi z okolic Częstochowy...
– Skąd pani wie – zdziwiła się.
– Ma młodszego brata?
– Tak, Piotra. To właściwie kuzyn Rafała, choć jego rodzice traktują go jak syna. Nawet jakiś czas mieszkał z nimi – potwierdziła pani Helena.

– I co z moją wnuczką? – wyrwała mnie z zamyślenia.
– Proszę się nie martwić, ojciec jej nie skrzywdzi. Powinniście pomóc im nawiązać kontakt. Niedługo urodzi mu się dziecko. Odezwał się, bo chce to powiedzieć Julce...
– A niech sobie ma i pięcioro dzieci, ale Julkę ma zostawić w spokoju – prychnęła Helena.

Starałam się jej tłumaczyć, że Rafał był zbyt młody, gdy urodziła się Julka. Dopiero teraz rozumie ojcostwo. Z ociąganiem obiecała, że tylko dla dobra wnuczki da mu szansę. I wyszła pospiesznie.

Moje myśli uporczywie wracały do Rafała i Piotra. Jakaś tajemnica otaczała obu mężczyzn. Doszłam do wniosku, że oni nie mają pojęcia, że są braćmi. Coś musiało się dawno temu wydarzyć w tej rodzinie...

Minęło trochę czasu. Znajomi, u których kiedyś spotkałam Helenę, zaprosili mnie na kawę.
– Pamiętasz Helenę, babcię Julki? Opowiedziała mi ostatnio, jak bardzo jej pomogłaś. Za twoją radą ułatwiła Rafałowi kontakt z Julką. Urodził mu się syn. Julka jest teraz bardzo szczęśliwa, że może się widywać z rodziną ojca. Wyjechali nawet razem na wakacje. Helena mówi, że jest ci bardzo wdzięczna...

A wiesz, że zmarła matka Rafała? Od lat chorowała na raka. Helena opowiadała mi, że przed śmiercią zadzwoniła do Marty i przepraszała ją, że na tak długo zniknęli z życia Julki. – No i mamy szczęśliwe zakończenie – skwitowałam tę historię.

Ale wewnętrzny głos mówił mi, że to jeszcze nie koniec. I rzeczywiście, nie upłynął miesiąc, kiedy w drzwiach mojego gabinetu stanął ojciec Rafała. – Pani już wie, że jestem wdowcem – zaczął. – Przyszedłem, żeby podziękować.
– Za co? – zdziwiłam się.
– Wiem, że była u pani Helena. Julka powiedziała mi, że to pani namówiła Helenę, by zaufała mojemu synowi i pozwoliła na spotkania z córką.

– Przyszedł pan jeszcze po coś – przerwałam. Chce mi pan wyjawić tajemnicę swoich synów. Bo Piotr też jest pana synem, prawda?
– Całe życie ukrywaliśmy to z żoną – westchnął ze smutkiem. – Mój brat ożenił się z dziewczyną, w której się podkochiwałem. Byłem młodszy od nich o pięć lat. Kiedy brat zginął w wypadku, zacząłem opiekować się jego żoną... no i z tego urodził się Piotrek. Rafał miał wówczas cztery lata. Żona mi wybaczyła. Wszystkim wmówiliśmy, że bratowa była w ciąży, kiedy brat zginął. Chcieliśmy uniknąć wstydu. Moi rodzice ciężko by to znieśli. I tak żyliśmy z grzechem w sercu.

– Pan naprawdę myśli, że popełnił grzech. Dziecko jest radością, a nie grzechem...
– Kiedy Piotr potrącił człowieka, pomyślałem, że to kara boska – przerwał mi. – Że chłopak cierpi za nasze grzechy. Bardzo go kocham. Żona przed śmiercią powiedziała Rafałowi i Piotrowi prawdę. Obaj nam wybaczyli. Tym bardziej że przez całe życie traktowali się jak bracia. Teraz jestem spokojny. W końcu wszystko stanęło na swoim miejscu.

Po jego wyjściu poczułam się, jakbym uczestniczyła w jakimś zaplątanym scenariuszu. Kolejny raz przekonałam się, że życie to nie lada labirynt.

Aida Kosojan-Przybysz
fot. archiwum prywatne

Źródło: Wróżka nr 9/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl