Pod znakiem róży i krzyża

Ognisty trójkąt

O tym, że zagrożenie jest realne, przekonywały także niezwykłe znaki, które pojawiały się na niebie. Najpierw był to ognisty trójkąt – rzadko spotykany układ gwiazd tworzących trójkąt z wierzchołkami w znakach Barana, Lwa i Strzelca.

Rok później wybitny astronom i astrolog Johannes Kepler zauważył nową, bardzo jasną gwiazdę. Ogłosił, że to zapowiedź nadejścia proroka, który zakończy spory religijne, przywróci rajską harmonię, a wraz z nią powszechne szczęście i dobrobyt. Ale zanim to nastąpi, dojdzie do wielkich wojen i kataklizmów.

Działo się to w roku odkrycia grobowca Christiana Rosenkreuza, dlatego członkowie bractwa nie mieli wątpliwości, że owym prorokiem był właśnie on. Europą wstrząsały wówczas wojny religijne między katolikami i protestantami, zatem przepowiadane nieszczęścia już stały się faktem. Teraz należało tylko czekać, aż wygasną, i nadejście wieczny pokój, który odrodzonej ludzkości zapewni Zakon Róży i Krzyża.

O związki z zakonem podejrzewano wielu ówczesnych dygnitarzy – arystokratów, uczonych, artystów i alchemików. Wśród nich Johna Dee, nadwornego astrologa i szarą eminencję angielskiej królowej Elżbiety I, filozofa Francisa Bacona, astronoma Johannesa Keplera, bratanka króla Prus, kilku władców niemieckich księstw, a także króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego. A w późniejszych czasach pisarzy Johanna Wolfganga Goethego i Victora Hugo.

Różokrzyżowcy pojawiali się wszędzie, od Rosji po Amerykę. Rosło więc przeświadczenie, że stworzyli wszechmocną, tajną organizację. „Każdy klasztor posiada kamień filozoficzny, dzięki któremu mistrzowie co pewien czas się odmładzają. Siła kamienia jest tak wielka, że gdyby zobaczyła go kobieta w ciąży, natychmiast zacznie rodzić. Członkowie zakonu żyją w celibacie, ale wolno im współżyć z kobietami. Wszyscy składają przysięgę, że nigdy nie ujawnią tajemnic bractwa, a jeżeli zostaną schwytani, odmówią zeznań i popełnią samobójstwo" – pisał pastor Samuel Richter w „Historii Zakonów Złotego i Różanego Krzyża".

reklama


Ich członkowie umieli się rozpoznawać po przywiązanym do ubrania czarnym jedwabnym sznurku, a mistrzowie po ogolonej głowie ukrytej pod peruką. Pastor nie podał, skąd czerpał informacje do swojego dzieła. Znaleźli się jednak naoczni świadkowie zgromadzeń różokrzyżowców. Jeden z nich ujawniał, że już pod koniec XVI wieku odbyła się tajna narada przedstawicieli królów Anglii, Francji, Danii i Szwecji. Inny zaś donosił o spotkaniu elit z całego świata, na którym powołano Niewidzialne Kolegium kierujące działalnością zakonu. Efektem jego prac miało być m.in. utworzenie Royal Society, czyli Brytyjskiej Akademii Nauk, niemieckiego Towarzystwa Alchemicznego i pierwszych lóż masońskich.

I nagle wybuchła bomba. W roku 1799 ukazała się autobiografia protestanckiego teologa, pisarza i kaznodziei Johanna Valentina Andreae. Napisał w niej, że jest autorem książek o Christianie Rosenkreuz, którego wymyślił. Oficjalnie Andreae przyznawał się tylko do powieściowej wersji jego życiorysu. Ale sceptycy uznali, że cała historia Zakonu Róży i Krzyża również powstała w jego wyobraźni.

Pisarz nie mógł już niczego więcej ujawnić, gdyż od dawna nie żył. W testamencie zastrzegł, że spadkobiercy mogą opublikować spisaną własnoręcznie autobiografię dopiero 150 lat po jego śmierci. Sporu, czy Andreae napisał także słynne dzieło „Fama fraternitatis", nie rozstrzygnięto do dzisiaj. Większość naukowców uważa, że tak. Ale nawet oni nie mają pewności, czy książka była czystym wymysłem, czy opierała się na informacjach, które od kogoś otrzymał. On sam nie ułatwił badaczom zadania. Przewidując, że potomni będą szukali odpowiedzi na to pytanie, przestrzegał: „Jeśli podejmiesz śledztwo, by dojść do prawdy – zawiedziesz się. Jeśli spróbujesz ją odgadnąć – pomylisz się. Jeśli nabierzesz podejrzeń – nie zrozumiesz ich. Jeśli będziesz mnie oskarżał o ukrywanie prawdy – oczernisz mnie". Co miał na myśli, pisząc te wieloznaczne słowa?

Bracia ministrowie
 
W Berlinie, pod patronatem księcia Fryderyka Augusta i przyszłego króla Prus Fryderyka Wilhelma, powołano Zakon Złotego RóżoKrzyża. W dokumentach zapisano, że jego pierwszym wielkim mistrzem był egipski kapłan Ormus, który przyjął chrzest z rąk samego Marka Ewangelisty. Do zakonu mogło należeć dokładnie 5865 członków, ponieważ kolejne sumowanie cyfr tej liczby daje cyfrę 6. Miało to znaczenie symboliczne, gdyż Bóg stwarzał świat przez sześć dni, a różokrzyżowcy chcieli przeniknąć boski plan i odkryć prawa, jakimi się Stwórca posługiwał. Twierdzili, że są blisko celu, a dla okazania mocy wywoływali duchy wielkich wodzów. Byli tak przekonujący, że dwaj mistrzowie – Johann Bischoffwerder i Johann Christoph von Woellner – zostali ministrami wojny i wyznań religijnych Prus, jednego z najpotężniejszych wówczas państw Europy.

Zakon działał w absolutnej tajemnicy. Gdy pojawiły się przecieki o należących do niego ministrach, nikt już nie wątpił, że różokrzyżowcy wpływają na losy świata. Związani z zakonem władcy Brunszwiku i Hesji wyłożyli ogromne pieniądze na zorganizowanie misji, której celem było odnalezienie zwierzchników bractwa we Włoszech. Po kilku miesiącach ekspedycja powróciła z wiadomością o odnalezieniu we Florencji bardzo wiekowego strażnika. Uzyskała od niego informacje, że równie tajemniczy zakon templariuszy to jedynie odgałęzienie znacznie od niego starszych różokrzyżowców. Pod presją Kościoła niemiecki Zakon Złotego Różokrzyża został rozwiązany. Ale bractwa utworzone w innych krajach przetrwały do naszych czasów.

Źródło: Wróżka nr 9/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl