Życie to zmiana

 
Jolanta czysta formalność
 
Wszyscy Joli zazdrościli, bo trafiła na męża bogatego i przystojnego. On – właściciel największego serwisu samochodowego, miał wyłączność na sprzedaż niemieckich aut i był lokalnym baszą. Ona – najładniejsza dziewczyna w promieniu 100 kilometrów, anioł o długich nogach i włosach prawie do pasa. Całe miasteczko gratulowało jej rodzicom zięcia z marzeń. „Wasza jedynaczka będzie zabezpieczona do końca życia, a wnuki odziedziczą fortunę” – mówili.

Starszy o 10 lat Jurek wodził za nią wzrokiem, kiedy jeszcze jako dziecko kupowała z tatą ich pierwszy samochód; zakochał się na zabój, kiedy jako nastolatka robiła w drugiej jego firmie prawo jazdy. Ich romans był zresztą jazdą bez trzymanki: on dla niej rzucił żonę, a ona dla niego szkołę. Matka radziła: „Po co ci, Jolka, nauki. Ładna jesteś, Jurek cię kocha i utrzyma, a do prowadzenia domu nie potrzebujesz matury. Pracuj lepiej nad potomkiem, bo Juruś czeka na pierworodnego.”.

I Juruś szybko się doczekał. Najpierw synka, potem córeczki, potem znowu synka. Rodzina kwitła i kiedy w niedzielę wchodzili do kościoła – w najlepszych ciuchach, uśmiechnięci, szczęśliwi - miasteczko wstrzymywało oddech z wrażenia.  I wstrzymało też wtedy, kiedy po Jurka przyszli mundurowi. Zabrali go tak, jak stał, w dresie i klapkach. Skuli i zamknęli w areszcie.

Jola pobiegła na policję i nawet nie zrobiła makijażu, taka była zdenerwowana. Oficer śledczy, który był znajomym jej ojca, wziął ją na bok i szepnął: „Współczuję, ale to bardzo poważna sprawa, przestępstwo zorganizowane, przemyt i kradzież samochodów na wielką skalę. A twój Jurek był jednym z szefów mafii.”.

I wtedy wszystko się zmieniło. Do domu wszedł komornik, bo ciążył na nim kredyt pod kolejny, jeszcze niespłacony warsztat; zabrali też wszystkie samochody i perspektywy. Jurek siedział i nic nie wskazywało na to, żeby zamknęli go na krótko – tak przynajmniej pisały o nim wszystkie ogólnopolskie gazety. Afera była wielka i taka sama rozpacz Joli. Przeniosła się z trójką dzieci do rodziców, gdzie w panieńskim pokoju moczyła z płaczu kolejne poduszki. Na Jurka była wściekła, więc nie odpowiadała na jego listy.

reklama


„Tak dłużej nie może być” – zawyrokowała matka po siedmiu tygodniach. „Nie utrzymamy was z ojcem. Musisz się ogarnąć i poszukać pracy”. Jola zrozumiała, że to prawda. Wykonała kilka telefonów do miejscowych notabli, którzy wiele razy pili doskonałe alkohole na bankietach w jej domu, ale kiedy już się do nich dodzwaniała… byli zajęci, nie mogli rozmawiać albo zapewniali, że oddzwonią. Mijały kolejne tygodnie, aż w końcu uświadomiła sobie, że została na lodzie. Z tym nazwiskiem nie znajdzie pracy w miasteczku.

Kiedy stało się jasne, że bez kwalifikacji i znajomości nie dostanie pracy nigdzie, Jola postanowiła zmienić nazwisko. Mąż siedział w więzieniu z długim wyrokiem, a ona nie chciała tak długo czekać. Rozwód orzeczono bez obecności Jurka w sądzie, za to z orzeczeniem o jego winie, a powrót do panieńskiego nazwiska był tylko czystą formalnością. Jola była rozwódką bez żadnych obciążeń.

Potem była praca – jedna, może dwie, słabo płatne, za to bardzo męczące, trudno się zatem dziwić, że za jakiś czas nadal piękna Jola rzuciła się w romans z miejscowym adwokatem, który wziął na siebie utrzymanie i jej, i trójki małoletnich dzieci. Życie wreszcie znowu zaczęło się układać, kiedy do jej nowego domu ktoś zapukał do drzwi.

Siedzieli właśnie w ogrodzie, państwo adwokatostwo, dzieci oraz zachwyceni sernikiem rodzice Joli. Gosposia wprowadziła gościa – to był Jurek, ojciec pięknych dzieci pływających w basenie. „Zwolnili mnie” – powiedział tylko. „Oczyścili z zarzutów. Wszystko ukartował mój wspólnik. Podobno mam odzyskać dom i całą resztę. Ale ciebie, Jolka, już odzyskać nie chcę”. 

W miasteczku huczało, kiedy Jurek wrócił. I potem, kiedy ponownie był najbogatszym i najprzystojniejszym kawalerem z odzysku. Jolę aż bolało serce, gdy widziała go w kościele z nową żoną, może nie tak piękną, jak ona, ale na pewno bardziej szczęśliwą. Bo jej w małżeństwie z adwokatem się nie ułożyło. I wtedy wreszcie do niej dotarło, że zmiana nazwiska wcale nie musi być tą dobrą zmianą. 
 
Mądrzy ludzie twierdzą, że zmiany w życiu należy zaczynać od siebie. Dopiero wtedy możesz liczyć na poprawę. Podobno bywa, że nawet dobra zmiana okazuje się po czasie czymś najgorszym, co mogło się przytrafić. Kornelia już to wie. Niechęć do zmiany samej siebie oślepiła ją i sprawiła, że utknęła w staropanieństwie. Z czasem nawet się do niego przyzwyczaiła, bo kiedy wraca po pracy do domu, wszystkie rzeczy leżą dokładnie tam, gdzie je zostawiła.

A Jola? Jola jest wściekła, że pośpieszyła się ze zmianami. Nie wzięła pod uwagę, że powinna była zacząć od siebie, a nie od nazwiska. Wtedy znowu byłaby bogata i szczęśliwa. A teraz jest tylko trochę mądrzejsza.
 
Zofia Kleiberg
ilustracja: Ruth Niedzielska 
Źródło: Wróżka nr 7/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl