Z tobą najlepiej... czyli bumerangowe pary

zzima tm copyMuszą przejść przez piekło rozwodu, żeby zrozumieć, że nie potrafią bez siebie żyć.Wzrasta liczba bumerangowych par, jak nazywa się ludzi, którzy schodzą się ponownie. 

 

*        *        *    

Przez wiele lat małżeństwo Anny i Stefana wydawało się idyllą: przyjaciele od dzieciństwa, szkolna para, w końcu narzeczeni. Kiedy się rozwodzili, nikt nie mógł w to uwierzyć. Drugi raz pobrali się, nikomu nic nie mówiąc.

Mieli 17 i 21 lat, kiedy wzięli ślub. Znajomi plotkowali nawet, że Anna jest w ciąży. A ona po prostu nie chciała tego odwlekać, bo wiedziała, że odnalazła swoją drugą połówkę. Prowadzili przeciętne życie – księgowa i doradca finansowy, wspólne niedzielne obiady, wieczory przed telewizorem, później lata odliczane szkolnymi uroczystościami, feriami i wakacjami trzech udanych córek.

Dzieci wreszcie podrosły i wtedy okazało się, że Anna jest głęboko nieszczęśliwa. Przeciętne życie było teraz dla niej nudnym życiem. Coraz częściej żałowała, że zbyt wcześnie wyszła za mąż. Narzekała, że prawie nigdzie nie wychodzą, że nikt nie myśli o niej, że żyją bardziej jak znajomi niż zakochani. Któregoś dnia wygarnęła mężowi, że ma tego dość i odchodzi.

Dla Stefana to był szok, ona czuła, jakby uwolniła się z więzienia. W obojgu pozostał żal. On nie mógł się pogodzić z tym, że go porzuciła. Ona żałowała, że poświęciła mu najlepsze lata swojego życia. Jak to możliwe, że pięć lat po rozwodzie byli znów razem?

Stefan nigdy nie przestał kochać Anny. Chyba do końca nie mógł uwierzyć, że rodzina się rozpadła. Ale nie potrafił o tym rozmawiać nawet wówczas, gdy raz w tygodniu przychodził, żeby zabrać dziewczynki do siebie. Każde spotkanie kończyło się awanturą. Kłócili się o wszystko – począwszy od odrabiania z córkami lekcji, a skończywszy na nowym facecie Anny. Stefan go nie znosił. Cały czas powtarzał: – To nie jest odpowiedni ojczym dla moich dzieci.

Dla Anny nowy związek krótko był ekscytujący. Choć po pierwszym sylwestrze ze złośliwą satysfakcją oświadczyła Stefanowi, że nigdy w życiu tak się nie wytańczyła, to w drugim partnerze nie miała poczucia bezpieczeństwa. W końcu zrozumiała, że jedynym mężczyzną, na którego zawsze może liczyć, jest były mąż. To do niego dzwoniła, gdy miała kłopoty z samochodem czy z załatwieniem spraw urzędowych.

A on nigdy nie odmówił pomocy. I Anna zaczęła coraz częściej porównywać nowy związek z poprzednim. Z tego bilansu, a w końcu była księgową, wychodziło jej, że utraciła więcej, niż zyskała.

Kiedy jej drugi związek się rozpadł, spędzała coraz więcej czasu ze Stefanem. Z ziarna, jakim były wspólne doświadczenia, zrodziła się najpierw życzliwość, potem przyjaźń, w której powoli znalazło się też miejsce na bardziej gorące uczucia. Wreszcie byli małżonkowie wrócili do siebie. Anna jest przekonana, że ta ciężka lekcja wyszła wszystkim na dobre. Stefan raczej niechętnie wraca do tego, co było. Podczas ponownego ślubu córki były druhnami.

reklama

Marika i Karol wzięli ślub, bo ona była w ciąży. Ale już po roku dotknął ich poważny kryzys. Dwie zdrady zatruły ich związek. Teraz znów są razem. Na zawsze.

To ona zdradziła pierwsza. Postanowili jednak puścić to w niepamięć i pozostać razem. To „razem" miało wzmocnić drugie dziecko. Po prostu wyszumieli się (raczej ona), przebaczyli sobie (to już on) i obiecali (już wspólnie), że będą budować rodzinę na trwałych fundamentach.

Ich życie bardziej przypominało serial z romantycznego kanału tv niż to, z jakim musiała mierzyć się większość koleżanek Mariki. Z jego pensji menedżera bankowego wybudowali dom niedaleko Warszawy. Na wakacje wyjeżdżali zawsze na południe Europy. Ona starała się być dobrą żoną, dbała o wykształcenie synów, sama zaczęła robić doktorat z psychologii. Czy była ideałem? Na pewno nie, ale poznała już manowce, na jakie prowadzi zdrada, i wiedziała, ile można na niej stracić.

Karol poświęcał się pracy i dzieciom. I nagle, jak grom z jasnego nieba, a może raczej jak błysk piekielnego ognia, poraziła go namiętność. Poznał Dorotę, kobietę swojego życia. Romans ciągnął się parę lat, aż w końcu Karol postanowił dla pięknej specjalistki od public relations odejść z domu. Wyszedł z jedną, choć luksusową walizką, wysokimi alimentami, które miał płacić, i ciągle niespłaconym do końca kredytem.

Zamieszkał z wybranką i jej dziećmi z poprzedniego związ- ku. Powoli odnalazł się w nowym życiu, choć o pełni szczęścia nie było mowy. Coraz bardziej oddalał się od swoich synów... Marika miała w tym swój udział, konsekwentnie przekonując chłopców, że ich ojciec bardzo ją skrzywdził. Wreszcie rozwiedli się. Karol został z ogromnymi zobowiązaniami finansowymi, za to z kobietą, którą kochał ponad wszystko.

Czuł, iż dla niej warto było zdobyć się na radykalny krok. Traf chciał, że kiedy już wybierał pierścionek zaręczynowy, spotkał u jubilera dawną przyjaciółkę Doroty. I ta otworzyła mu oczy...

Marika nie zastanawiała się ani przez chwilę, czy wpuścić do domu byłego męża, kiedy stanął w drzwiach z tą samą walizką. Nie zadawała także pytań. On sam opowiedział jej o tym, że Dorota zdradzała go z korepetytorem, który przychodził do jej syna, ze swoim nieco otyłym kolegą, z własnym podstarzałym wykładowcą, no i dla równowagi z pewnym młodym celebrytą. Po co był jej Karol? Miał zapewnić odpowiedni status i stworzyć pozory rodziny.

Jako była żona, Marika niemal czuła w ustach słodycz zemsty, w której nawet nie musiała brać udziału. Jako psycholog uznała, że jest w obowiązku pomóc. Ich rozmowy z początku przypominały terapię, w końcu nabrały coraz bardziej osobistego charakteru.

Znów pojawili się razem u rodziców w święta. W następnym roku wzięli ślub. Dyskretnie. Dorosły syn, który przez kilka lat nie odzywał się do ojca, był jego świadkiem podczas skromnej urzędowej ceremonii.

Źródło: Wróżka, nr 12/2016
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl