Dworskie sekrety: co robi królowa w swoim pokoju?

 Rytm królewskiego dnia

 

Pozostaje niezmienny – w końcu to tradycja przestrzegana od pokoleń. Zaczyna się filiżanką herbaty o 7.30. Po toalecie – o 9 – śniadanie, któremu od czasów Wiktorii towarzyszy melodia „Sovereign Piper” wygrywana przez dudziarza ze straży szkockiej. Królową i jej męża, a czasem też dzieci i innych krewnych obsługuje w absolutnej ciszy dwunastu służących. Poruszają się po komnacie dokładnie wytyczonymi trasami, nie wchodząc na dywany. Gdy któryś napotka wzrok królowej, natychmiast zatrzymuje się i spuszcza oczy. Przez cały czas gra radio nastawione na programy informacyjne BBC 4, a obok nakryć leżą gazety uprzednio prasowane żelazkami przez bibułkę, by nie brudziły palców: „Daily Telegraph” dla Filipa i „Racing Post” o wyścigach konnych dla Elżbiety.

Około 10 oboje udają się do swoich zajęć. Teraz Filip, wiodący życie emeryta, będzie mógł poświęcić więcej czasu na czytanie swoich ulubionych dzieł filozoficznych (jest miłośnikiem książek, jego biblioteka liczy około 11 tysięcy woluminów). Elżbieta zaś zasiądzie za biurkiem w stylu chippendale, obstawionym zdjęciami rodzinnymi, by zapoznać się z korespondencją. Czasem odpowiada na listy sama, częściej jednak zleca to sekretarzom lub damom dworu. Podpisy składa dwoma piórami wiecznymi – pisma oficjalne z atramentem czarnym, listy prywatne z zielonym. Koło 11 sekretarz wręcza jej obite czerwoną i czarną skórą kasety, do których klucz ma tylko ona, zawierające dokumenty państwowe z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i parlamentu. Obowiązek zapoznania się z nimi ciąży na brytyjskim władcy przez cały czas panowania: w świątek, piątek i niedzielę, w chorobie, podczas wakacji czy podróży zagranicznych. Nie ma od niego ucieczki. Schorowana, mocno niedowidząca królowa Wiktoria po raz ostatni przeglądała je trzy dni przed swoją śmiercią.

Po zakończeniu pracy biurowej czas Elżbiety wypełniają oficjalne obowiązki i od dawna umówione spotkania. Około 13 je lekki lunch i znów pracuje do 17. O tej porze pije herbatę, potem karmi i wyprowadza na spacer swoje corgi – w tej chwili ma tylko dwa, ale w lepszych czasach bywało nawet dziewięć. O 20 siada do kolacji. Jeśli zdarza się, że je sama, kuchnia przygotowuje tylko jedną porcję potrawy. Wieczory spędza najchętniej w gronie rodzinnym lub przed telewizorem. Takie dni zdarzają się niestety rzadko. Monarchini musi bywać w teatrach (choć za tym nie przepada), na koncertach (najchętniej słucha muzyki musicalowej) oraz przyjmować dyplomatów i oficjalnych gości. W ciągu roku przewija się ich przez pałac około 50 tysięcy. Tylko na doroczną herbatkę w pałacowych ogrodach zapraszanych jest 8 tysięcy ludzi.

reklama


Oficjalne przyjęcia w pałacu to każdorazowo egzamin dla służby pałacowej. Stół ustawiony w podkowę, przy którym siada 120 osób, przygotowuje sztab ludzi. Porcelana, sztućce  i kryształowe kieliszki (po 5 przy każdym nakryciu) muszą lśnić. Wystrój stołu jest szczytem perfekcji. Aby go uzyskać, jeden z lokajów, ze stopami obwiązanymi białymi serwetami, wchodzi na blat, by z miarką ustawić lichtarze i kwiaty. W podobny sposób rozstawia się nakrycia. Nawet krzesła muszą stać w takiej samej odległości od siebie i od stołu. Pracę lokajów podczas przyjęć synchronizuje sygnalizacja świetlna: czerwone światło oznacza „czekać”, żółte – „uwaga, przygotować się”, a zielone, że można już wnosić danie czy zbierać talerze. Menu jest wykwintne, goście rozsadzeni według specjalnego klucza. Królowa podczas pierwszego dania rozmawia z osobą siedzącą z jej prawej strony, drugiego – z lewej, a deseru – z obojgiem. Musi zważać na tempo jedzenia gości, żeby nie skończyć jeść przed nimi. Wygłasza również siedmiominutowe przemówienie i wysłuchuje mowy najważniejszego gościa. Galowe stroje, brylanty, ordery, a na zakończenie szampan.

 

Pałace w Sandringham i Balmoral

 

W prywatnych zamkach królowej w Sandringham i Balmoral panuje nieco (tylko nieco!) swobodniejsza atmosfera. Na co dzień nosi się zwykle ubiór sportowy – tweedowe kostiumy i garnitury – a główne zajęcia to spacery, polowanie i łowienie ryb. Plan dnia królowej nie jest tak napięty jak w Londynie. Może ona poświęcić więcej czasu swoim psom, koniom i gołębiom – w Sandringham ma ich hodowlę i z wielkim zainteresowaniem śledzi wyniki w zawodach gołębi pocztowych.

Uwielbia wtedy śniadania w kameralnym gronie i pikniki. Po piknikach i rodzinnych niedzielnych kolacjach sama sprząta ze stołu. Przyjęcia organizowane w jej prywatnych zamkach nie są tak formalne. Jednak za zaproszeniem tu gości rzadko stoją względy sympatii czy rodzinne. Są to zwykle osobistości, na których przychylności zależy rządowi Wielkiej Brytanii. Niewątpliwie przejażdżka, na jaką zabrała Elżbieta bawiącego u niej w gościnie króla Arabii Saudyjskiej, znacznie odbiegła od oficjalnej poprawności. Król zapragnął popatrzeć na szkockie – było to w Balmoral – krajobrazy, Elżbieta więc zaprosiła go do auta i sama usiadła za kółkiem. Prowadzi doskonale, ma nawet dyplom mechanika samochodowego uzyskany podczas wojennej służby w Women’s Auxiliary Territorial Service. Ale król był zbyt przerażony, by to docenić. W jego kraju kobietom nie wolno prowadzić samochodów, toteż każdy zakręt, pokonywany brawurowo przez Elżbietę, przyprawiał go o palpitacje. W dodatku podczas jazdy gawędziła sobie z nim swobodnie. W końcu nie wytrzymał i zaczął błagać, aby zwolniła, przestała mówić i patrzyła na drogę. Sama Elżbieta także potrafi skrytykować męża za zbyt szybką jazdę. Tyle że na Filipie nie robi to wrażenia. Lord Charteris był świadkiem, kiedy Filip zapowiedział, że jeśli jeszcze raz zwróci mu uwagę, wysadzi ją w szczerym polu. Elżbieta zamilkła.

O ile w przypadku jej dzieci – Karola, Anny, Andrzeja i Edwarda – personel często sprzeniewierzał się zasadom dyskrecji, sprzedając prasie smakowite kąski o ich małżeńskim i pozamałżeńskim życiu, wobec królowej to się nie zdarzało. Inne były czasy, ale też Elżbieta i Filip bardziej rygorystycznie stosowali arystokratyczną zasadę „milcz przy służbie”. Dopiero ostatnio biografowie zaczęli mówić, że 70-letnie pożycie tej pary nie było wcale usłane różami. Napięcia musiały być duże, skoro doszło do tego, że Elżbieta podczas kłótni rzuciła w męża rakietą tenisową i butami. Działo się to w 1954 roku w Australii, podczas ich półrocznej podróży po krajach Wspólnoty Narodów, i zostało zarejestrowane kamerą przez nieznaną osobę. Ale na prośbę królowej oddano jej nagranie. Czy rzeczywiście ściany pałacu Buckingham nie widziały królewskich kłótni, nie wiadomo. Ściany mają przecież uszy, służba też, tyle że ściany milczą z natury, a służba szanowała i szanuje swoją władczynię. Ona zaś zasługuje na ten szacunek w najwyższym stopniu. I to nie tylko dlatego, że jest królową. A Filip? Ten jest geniuszem w pilnowaniu własnych sekretów.

Na ten temat

Tekst: Wika Filipowicz

fot. EAST NEWS, Getty images, Wikimedia, Shutterstock

Galeria zdjęć

W lewo
W prawo
Źródło: Wróżka nr 11/2017
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl