Jak wpływa na nas duchowość?


Kiedy rozwijamy swą duchowość, stajemy się lepsi, częściej robimy dobre rzeczy dla innych. Kabała mówi, że tym samym stwarza się anioły i sprawia, że świat pięknieje.  

Grabienie piachu w japońskim ogrodzie zen, odmawianie różańca, medytacja, obdarzanie miłością, rezygnacja z seksu, mindfulness, czyli ćwiczenie uważności – jest wiele sposobów na rozwijanie swojej duchowości. Większość ludzi kojarzy ją z religią i różnymi ścieżkami filozoficznymi. Tymczasem w rozwoju duchowym chodzi o zaufanie  do siebie, znalezienie w sobie oparcia. O znalezienie własnych odpowiedzi na pytania: kim jestem, po co żyję, czym jest dla mnie miłość, kim są inni ludzie? Droga do tego oświecenia wydaje się trudna i wymagająca.

 

Ale duchową praktykę cechuje prostota. Wielu ludzi tego nie widzi i tworzy skomplikowane obrzędy, rytuały oraz ideologie. A cała tajemnica w osiąganiu oświecenia tkwi jedynie w pracy nad sobą. Masz wrażenie, że na świecie dzieje się źle? To może znaczy, że nadszedł czas, by stać się tym, kto zacznie to zmieniać. Oto historia, która zachęca do takiego działania. Pewien mężczyzna, widząc cierpienie na świecie, wpadł w rozpacz. Przez łzy krzyczał do Boga: – Spójrz na ten bałagan! Przyjrzyj się cierpieniu, które panoszy się na świecie. Jak wiele jest śmierci i nienawiści. Panie! Dlaczego nic z tym nie robisz? A Bóg odpowiedział: – Jak to nic nie robię? Przecież posłałem ciebie... Mistrz duchowy z Indii Swami Wiwekananda napisał: „Dawne religie uważały za ateistę człowieka niewierzącego w Boga, ale ateistą jest ten, kto nie wierzy w siebie”.  Wstęga dobrych życzeń Miłość. Czysta, świetlista, piękna, bezinteresowna. „Miłość jest darem jednego człowieka dla drugiego. (…)

Nawet jeśli wyrasta z czystej cielesnej żądzy, z czasem przeradza się w duchową więź, która objawia prawdę o istocie człowieka i wszechświata” – pisze o miłości Wojciech P.P. Zieliński
na swoim blogu „Przewodnik duchowy”. Ma na myśli uczucie, które łączy kobietę i mężczyznę, ale przecież istnieje wiele rodzajów miłości – do brata, dziecka, przyjaciół. Kilka razy zdarzyło mi się ją dostać od osób spotkanych przypadkiem, chociaż się tego nie spodziewałam, m.in. od Dalajlamy, tybetańskiego mnicha. Siedem lat temu pojechałam na spotkanie z nim do Wrocławia. W hali sportowej po prelekcji dla setek ludzi przyjął w sali konferencyjnej kilkunastu dziennikarzy, w tym mnie. Podeszłam do niego z białym szalem, zwanym k’atą lub chadakiem, który u buddystów ma symboliczne znaczenie.
Słowo „k’ata” oznacza „mówiące usta”, „chadak” to wstęga dobrych życzeń. Szal ten daje się w Tybecie Dalajlamie na przywitanie, a on natychmiast go oddaje. Oznacza to, że wszystko, co dajesz, wraca do ciebie. Kiedy Dalajlama oddał mi k’atę, dotknął mojej głowy i wtedy stało się coś niesamowitego. Poczułam, jak w moje ciało wpływa wodospad światła, energii, ciepła, miłości. O podobnym doświadczaniu świetlistej energii opowiadają ludzie, którzy spotkali Jana Pawła II.

 

Dajemy ludziom energię i od nich ją dostajemy.

Bo energię mają nasze słowa, gesty, myśli... Tę niezwykle mocną i dobrą obdarzają nas ludzie, którzy na ścieżce rozwoju duchowego dotarli dalej, np. Jan Paweł II czy Dalajlama. Ich duchowość jest siłą napędzającą nas wszystkich. Tak jak modlitwy zakonnic za pokój i miłość na świecie oraz medytacje mnichów dla dobra wszystkich czujących istot. Każdy, kto się modli, wie, jak wielką siłą jest modlitwa. Kiedyś w nocy trafiłam w telewizji na dokument o mężczyźnie, który spadł na rodeo z konia. Reanimował go przyjaciel, cały tłum na widowni wstał i zaczął się żarliwie modlić. Mężczyzna nagle zobaczył, że unosi się nad swoim ciałem, coraz wyżej i wyżej. I że modlitwy podążają za nim jako promienie białego światła. Po kilku minutach udało się przywrócić go do życia. Doświadczył śmierci klinicznej i jest przekonany, że to modlitwy teksańskiej widowni rodeo tchnęły w niego siłę, by wrócić do życia. Gdy chcemy otoczyć kogoś opieką w sytuacji, która wydaje się beznadziejna – choroby, umierania, ciężkiego rozstania – modlitwa jest wspaniałym darem. A jeśli nie jesteśmy wierzący i nie umiemy się modlić? Skupiajmy na potrzebującym swoje dobre myśli, przesyłajmy mu dobrą energię.

Kobieta patrzy na drzewo
Fiodor Dostojewski powiedział kiedyś: „Tylko jednego się obawiam: że nie okażę się godny swojego cierpienia”. Słowa te przypomniał Viktor E. Frankl, autor książki „Człowiek w poszukiwaniu sensu” poświęconej ludziom, którzy trafili do piekła nazistowskich obozów koncentracyjnych. I przy okazji przypomniał też o tym, że w ekstremalnych sytuacjach, kiedy życie zabiera nam wszystko, jest tylko jedna rzecz, której nie może odebrać – to, co mamy w swoim wnętrzu. Nasza wewnętrzna wolność nadaje życiu sens. Frankl opisał kilka przypadków ludzi, którzy w obozowym cierpieniu zachowali godność i wewnętrzne piękno, m.in. odchodzenie pewnej młodej kobiety. „To prosta historia, dosłownie kilka zdań. Może się wydawać, że sam ją wymyśliłem, ale dla mnie brzmi ona niczym poemat.

Młoda kobieta wiedziała, że umrze w ciągu kilku najbliższych dni. A jednak, kiedy z nią o tym rozmawiałem, sprawiała wrażenie radosnej. – Jestem wdzięczna losowi, że tak ciężko mnie doświadczył – oświadczyła mi. – W poprzednim życiu byłam zepsuta i za nic miałam rozwój duchowy. – A wskazując na okno baraku powiedziała: – To drzewo to mój jedyny przyjaciel w samotności. – Przez okno widziała tylko jedną gałąź kasztanowca, a na niej dwa rozkwitłe pąki. – Często z nim rozmawiam – dodała.
Zaskoczony nie wiedziałem, jak mam to rozumieć. Czyżby chora już majaczyła? Niespokojnie zapytałem, czy drzewo jej odpowiada. – Owszem. – A co takiego mówi? Na to kobieta odrzekła: – Powiedziało do mnie: jestem tutaj, jestem tutaj i mam w sobie życie, życie wieczne”.

Nie samym chlebem
Jedni twierdzą, że jesteśmy dziećmi Boga lub bogów. Inni, że to ego i związane z nim odczuwanie cierpienia powoduje życie duchowe. Jeszcze inni, że jest ono wpisane
w nas biologicznie, bo jakaś część mózgu je produkuje. Niezależnie od przyczyn ludzie intensywnie potrzebują życia duchowego. Systemy filozoficzne i religie są po to, żeby jakoś uporządkować ten szalejący w nas huragan, często zresztą niszczący. To, w co wierzymy, kształtuje wychowanie i środowisko. Religie odpowiadają nam na pytania, na które nie znamy ostatecznej odpowiedzi,
np. jak powstał świat lub co się dzieje po śmierci. To daje poczucie bezpieczeństwa. Ponadto pokazują, co jest dobre, a co złe.

Chrześcijanie pytani, do czego nam służy duchowość, odpowiedzą słowami Ewangelii św. Mateusza „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt, 4). Życie duchowe mamy
– bo tak zostaliśmy stworzeni – dodadzą. Nie samym chlebem żyje człowiek – powiedział Chrystus do szatana, który ośmielił się Go kusić, żądając, aby okazał swoją Boską moc, przemieniając kamień w chleb. Od dwóch tysięcy lat chrześcijanie rozważają te słowa, w których Zbawiciel jednoznacznie wskazuje człowiekowi na hierarchię wartości, którą zobowiązany jest zachować, jeśli pragnie być zbawiony. Według kabały wypełnianie przykazań to sposób na przekształcanie świata na lepszy. I święty akt duchowy, bo każda dobra myśl czy uczynek sprawiają, że na świecie pojawia się nowy anioł. „Na drodze każdego człowieka roztwiera się tu i ówdzie taka brama, każdego nachodzi kiedyś myśl, iż wszystko widzialne jest parabolą, za którą mieszka duch i życie wieczne” – pisał w „Irysie” Hermann Hesse. To duchowość powoduje, że tworzymy obrazy, rzeźby, muzykę, literaturę, kino, teatr. I to ona pozwala się nimi cieszyć. Szwajcarski psycholog i psychiatra Carl Gustav Jung dzielił człowieka na ciało, duszę i ducha.

Ciało i duszę każdy ma swoją. A duchowa część człowieka łączy go z innymi ludźmi. Kto umie się z nią łączyć, czerpać z niej, jest geniuszem. Bo jego dzieło poruszy ludzi, odnajdą w nim siebie. Przeżyją duchowe uniesienie w kontakcie z jego twórczością. To dlatego wielu z nas porusza muzyka Bacha, to dlatego chętnie sięgamy po dzieła Dostojewskiego, Tołstoja, Nabokova, Manna. I jeździmy do Włoch, by w kościołach szukać obrazów Caravaggia i rzeźb Michała Anioła. Bo oni potrafili czerpać ze sfery duchowej, którą Jung nazywał zbiorową nieświadomością. Ludzie genialni potrafią w muzyce, literaturze, słowie opowiedzieć o tym, co najważniejsze, o istocie człowieczeństwa, o wieczności.

W poświęconej duchowości książce „Mapy duchowe współczesności. Co nam zostało z nowej ery?” Anna Sobolewska pisze: „Ludzie instynktownie boją się ciszy, ciszy umysłu i uczuć, bo cisza wymaga dorośnięcia do poziomu głębokiego »ja«. W zgiełku żyje się łatwiej”.

Dusza po prostu jest.
Kiedy przygotowywałam ten tekst, zapytałam swoich znajomych, czym dla nich jest życie duchowe. Zaprzyjaźniona ze mną pani doktor odpowiedziała: „Życie duchowe to ogień, który podtrzymuje wszystko inne. Nieraz się tli, a nieraz płonie silnym płomieniem. To jest coś głębszego niż religia. Nasze wszystkie siły podświadomości i częściowo świadomości biorą w nim udział. Jak życie duchowe jest słabe i choruje, to wpływa na wszystko inne. Ale jest zależność odwrotna – dbanie o nasze ciało, naszą fizyczność pomaga odnowić i wzmocnić życie duchowe”.

Są ludzie, którzy nie wyznają żadnej wiary, a ich przekonania są zlepkiem różnych teorii. Jednak jak wszyscy muszą przecież pokonać lęk przed śmiercią. Każdy musi odnaleźć sens swojego życia. Życie duchowe w tym pomaga i pozwala oderwać się od codzienności. Są osoby, które mają kiepski kontakt ze swoim wnętrzem, i takie, które nawet nie wiedzą, że mają duszę. A o ludziach, którzy zdają im się uduchowieni, myślą krytycznie, bez szacunku. Tacy ludzie chętnie nazywają się sceptykami. Z drugiej strony są tacy, którym się wydaje, że posiadanie duszy to powód do dumy. Dusza nie jest ani dobra, ani zła, ani potrzebna, ani niepotrzebna, ona po prostu jest. Po co nam życie duchowe? Tę odpowiedź każdy ma w sobie. Wystarczy ją znaleźć. W duchowości najważniejszy jest człowiek i jego droga.


Katarzyna Szczerbowska

FOT.: shutterstock

reklama
Źródło: Wróżka nr 11/2017
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl