Historia templariuszy sięga 1118 roku, kiedy to francuski szlachcic Hugo de Payens założył w Jerozolimie Bractwo Ubogich Rycerzy Chrystusa.
W ciągu dwustu lat grupka rycerzy-zakonników stworzyła najpotężniejszą organizację chrześcijańskiego świata. Zgromadziła wielki majątek i posiadła ogromne wpływy. Drżeli przed nimi najpotężniejsi monarchowie średniowiecznej Europy. Czy do tej potęgi doszli ponieważ mieli zmysł do interesów czy też dlatego, że wspierali się magią?
Miało się ono opiekować pielgrzymami przybywającymi do Ziemi Świętej. Poparcia udzielili mu zarówno patriarcha Jerozolimy jak i król Baldwin II, który oddał rycerzom do dyspozycji wschodnią część swojego pałacu. Templariusze zamieszkali więc w miejscu, gdzie kiedyś wznosiła się świątynia króla Salomona.
Świątynia w Jerozolimie. Pośrodku, meczet, który do 1187 roku zajmowali templariusze. Co tak naprawdę robili? Tego dokładnie nie wiadomo, ale pewne jest, że przez dziewięć lat nie przyjęli w swe szeregi nowych członków. Czyżby uznali, że w dziewięciu (bo tylu ich było) potrafią chronić wszystkich pielgrzymów w Ziemi Świętej? Robert Lomas i Christofer Knight, autorzy "Klucza Hirama", twierdzą, że w rzeczywistości los pielgrzymów mało obchodził rycerzy. Interesowało ich samo miejsce, w którym kiedyś stała świątynia. Kopali tam zawzięcie przez całe lata. Czego szukali?
Francuski historyk G. Delaforge uważa, że starożytnych relikwii oraz manuskryptów pochodzących prawdopodobnie z czasów Mojżesza i zawierających szczegóły tajemnych obrzędów tradycji żydowskiej i egipskiej.
Bracia najsilniejsi
Czy znaleźli to, czego szukali? Tego dokładnie nie wie nikt. Wrócili do Europy w 1127 r. i natychmiast zaczęli obrastać w siłę i majątek. A Hugo de Payens został wielkim mistrzem świątyni. Od tej pory każdy, kto chciał wstąpić do zakonu templariuszy musiał zrzec się wszystkiego co posiadał na rzecz bractwa. W roku 1139 papież Inocenty II podporządkował zakon bezpośrednio Watykanowi. Było to niezmiernie korzystne, bo uniezależniało od każdej innej władzy - świeckiej i kościelnej.
W ciągu następnego stulecia templariusze stali się międzynarodową potęgą. Godzili możnowładców, angażowali się w działania dyplomatyczne, byli doradcami i zarządcami francuskiego skarbca kólewskiego, z czasem stali się największymi bankierami w Europie. Utrzymywali kontakty ze światem islamu i gminami żydowskimi. Dysponowali najlepiej zorganizowaną i wyszkoloną armią. Im bardziej zakon rósł w siłę, tym większą budził zazdrość i obawy wśród europejskich monarchów. Rozległa siatka szpiegowska donosiła templariuszom o wszystkim, co się działo na dworach. Wpływy zakonu sięgały praktycznie wszędzie.
reklama
Król bez serca To wszystko przysporzyło mu wielu wrogów. Najbardziej zaciętym okazał się król Francji - Filip IV Piękny. Poszło, jak zwykle, o pieniądze. Król był winien templariuszom krocie. Czuł się ponadto upokorzony, że odmówili przyjęcia go do zakonu. Uknuł więc spisek, by go zniszczyć. W tamtych czasach najłatwiej było się kogoś pozbyć zarzucając mu herezję. A że powszechnie była znana tolerancyjna postawa zakonu wobec katarów (heretycy) i islamu, zadanie nie wydawało się trudne.
Przez dwa lata urzędnicy Filipa Pięknego zbierali dowody i wyszukiwali świadków. Król zyskał sprzymierzeńca w papieżu Klemensie V, któremu pomógł wspiąć się na tron Piotrowy. Za jego namową ojciec Kościoła wydał decyzję o likwidacji zakonu. Akcja miała zostać przeprowadzona w całej Francji jednocześnie. Aresztowania odbyły się o świcie, w piątek, 13 października 1307 r. Część zakonników wymknęła się ze swej głównej siedziby w Paryżu i wraz ze skarbem bractwa uciekła drogą morską. Prawdopodobnie zostali ostrzeżeni. Ale 15 tysięcy templariuszy pojmano, wielu postawiono przed sądem i torturowano. Wśród nich był wielki mistrz zakonu - Jakub de Molay.
Oskarżono ich o herezje: że stosowali magię i czary, uprawiali homoseksualizm i dzieciobójstwo, uczyli kobiety sztucznych poronień, wyrzekali się Chrystusa, pluli na krzyż i czcili diabła o imieniu Bafomet. De Molay poddany straszliwym torturom przyznał się do nieprawdopodobnych zbrodni. Ponieważ uważał, że Chrystus był człowiekiem - nie bogiem, więc postanowiono poddać go takiej kaźni jak Chrystusa: najpierw biczowanie, potem nałożenie korony cierniowej, wreszcie ukrzyżowanie.
Wielki mistrz cierpiał wiele godzin zanim przyjaciele ukradkiem zdjęli go z krzyża i owinęli w płótno. Pot zmieszany z krwią i kwasem mlekowym zabarwił całun. Na płótnie powstał wizerunek umęczonego ciała człowieka, być może ten, który dzisiaj nazywamy Całunem Turyńskim - tak przynajmniej twierdzą autorzy "Klucza Hirama". Oprawcy Filipa IV zdołali złamać na torturach wielu braci zakonnych, którzy przyznali się do wszystkich zarzucanych im herezji.
Wielki mistrz w ogniu Proces przeciwko zakonowi templariuszy trwał siedem lat. W 1314 r. zapłonęły stosy. Na chwilę przed śmiercią w płomieniach Jakub de Molay odwołał swoje zeznania i rzucił przekleństwo na papieża i króla francuskiego: "... Klemensie, sędzio niesprawiedliwy, powołuję ciebie przed Sąd Boży w 40 dni od dnia dzisiejszego, a ciebie królu Filipie, równie niesprawiedliwy, w ciągu roku jednego..." I klątwa się spełniła. Papież Klemens V zmarł miesiąc później na dezynterię, a Filip IV zakończył życie niespełna rok po tym wydarzeniu w nie wyjaśnionych okolicznościach.
Templariusze, którzy uniknęli prześladowań, schronili się w Szkocji, bądź popłynęli wzdłuż 42 równoleżnika w poszukiwaniu kraju, o którym donosiły tajemne zwoje nazorejskie, odnalezione przez nich w ruinach świątyni Salomona. Kraj ten nosił nazwę La Merica - później Ameryka. W pierwszych tygodniach 1308 r. postawili stopę w Nowym Świecie. Niemal półtora wieku przed narodzinami Kolumba!
Wróćmy jednak do samych zwojów. Jakie prawdy odkryli w nich templariusze, że aż zakon zapłacić musiał kasatą, a Jakub de Molay życiem? Najprawdopodobniej zawierały one wiedzę o życiu nazorejczyków - Jezusa Chrystusa i jego brata Jakuba, tajemnej ceremonii zmartwychwstania i doskonaleniu duchowym. Co ważne, są oryginalnym tekstem, bez zniekształceń i poprawek wprowadzonych na soborze w 325 r., kiedy cesarz Konstantyn usunął m.in. wszelkie dowody mówiące o ludzkiej, a nie boskiej, naturze Zbawiciela.
Tajemnica Qumran Przypuszczalnie było dwóch Jezusów Chrystusów, których postawiono przed sąd. Tym, który umarł był Jehoszua ben Josefa - król Żydów, natomiast jego brat Jakub, Jacoba ben Josefa - "Jezus Barabasza", zwany także Synem Bożym - ocalał i był odpowiedzialny za przechowywanie prawdziwej nauki. Słowo "Jezus" oznacza "ten, który przynosi zwycięstwo". Żydzi oczekiwali przywódcy, wywodzącego się w prostej linii od ich pierwszego króla Dawida, który uwolniłby ich od jarzma rzymskiego. Zatem możliwe, że Jezus był rewolucjonistą dążącym do obalenia istniejącego porządku i za te wywrotowe poglądy został skazany przez Piłata na ukrzyżowanie.
Symbolem wspólnoty chrześcijan była pierwotnie ryba. Najprawdopodobniej Jezus został członkiem sekty nazorejczyków, której pierwszym przywódcą był Jan Chrzciciel. Nazorejczycy używali w stosunku do siebie określenia "ryby" i byli najbardziej rewolucyjnym odłamem esseńczyków, jednego z judaistycznych ugrupowań religijnych. Uważało się ono za strażników prawdziwej religii Izraela. Gmina esseńczyków w Qumran przez ostatnie 30 lat swego istnienia była kościołem jerozolimskim.
Qumrańczycy nosili białe szaty, składali śluby ubóstwa, byli spadkobiercami tajemnej wiedzy egipskich kapłanów. Wydaje się, że Jezus znał należące do niej obrzędy, o czym wspomina Biblia. Chodzi tu przypuszczalnie o egipskie rytuały zmartwychwstania. Nazorejczycy z Qumran ukryli swoje najbardziej tajemne zwoje w krypcie znajdującej się pod fundamentem świątyni Heroda, zbudowanej na ruinach świątyni Salomona. Większość Żydów zginęła w wojnie z Rzymianami bądź uciekła z miasta, toteż zwoje leżały w zapomnieniu do chwili, kiedy łom templariuszy wybił ścianę ich kryjówki.
Wiele zagadek dotyczących templariuszy nadal czeka na swoje wyjaśnienie. Do dziś istnieje też kilka niezależnych od siebie organizacji, które utrzymują, że wywodzą się wprost od rycerzy-zakonników. Niektóre nazywają się nawet zakonem templariuszy. Od XVIII wieku loże masońskie wywodzą swe rytuały wprost z tradycji zakonu a nawet używają w swojej nomenklaturze jego nazwy. Wielu uczonych jak dotąd na próżno męczy się nad rozwikłaniem tajemnicy związków wolnomularstwa z templariuszami. Nie maleją też szeregi poszukiwaczy legendarnego skarbu zakonu templariuszy.
Iwona Dworak
dla zalogowanych użytkowników serwisu.