Ostatni dzień maja

Ludzie Zachodu usłyszeli o nich dosyć późno, bo dopiero w 1773 roku, za sprawą misjonarza hiszpańskiej kolonii w Meksyku, brata Ramóna Ordóñeza. Zakonnik poważnie potraktował docierające do niego pogłoski o zadziwiającym mieście skrytym w dżungli na półwyspie Jukatan. Zaintrygowany poprosił tubylców, by go w to tajemnicze miejsce zaprowadzili.

Ostatni dzień maja Kiedy po kilkunastu dniach przedzierania się przez tropikalne lasy Ordóñez dotarł wreszcie do celu, jego oczom ukazały się ogromne piramidy, szerokie kamienne drogi, obszerne dziedzińce i pałace. Wielkość aglomeracji przerastała wszystko, co widział w Europie. Wezwani przez niego naukowcy nie mogli uwierzyć, że budowle są dziełem Indian. Stwierdzili więc, że zostały wzniesione przez starożytnych Rzymian, Greków lub Egipcjan. Niektórzy badacze uznali je nawet za pozostałości legendarnej Atlantydy.

O tym, że te niezwykłe obiekty naprawdę zostały stworzone przez rdzennych mieszkańców Ameryki, naukowcy przekonali się dopiero w latach 40. XIX wieku. Wówczas bowiem badacz i podróżnik John Lloyd Stephens odkrył czterdzieści innych zapomnianych miast wzniesionych przez lud, który nazywał siebie „Maja”. Wkrótce potem uczeni postanowili uważniej przyjrzeć się hieroglifom umieszczonym przez Indian na budynkach. Podejrzewano bowiem, że tajemnicze znaki zawierają odpowiedź na pytanie o przyczyny klęski potężnej cywilizacji.

reklama

Niestety, przez kolejne sto lat języka Majów nie udało się odczytać. Badacze zdołali za to rozgryźć system, w jakim Indianie z Jukatanu zapisywali liczby. Dzięki temu ustalono, że ostatnią datą, jaką wyryto w wymarłym mieście Copán, był 820 rok n.e. Uznano więc, że cywilizacja Majów dobiegła kresu blisko 600 lat przed przybyciem do Ameryki pierwszych konkwistadorów. Nadal jednak nikt nie potrafił powiedzieć, co było powodem jej upadku.

Zagadka zdawała się nie do rozwiązania. Zwłaszcza że klucze do niej – nieliczne ocalałe księgi dawnych Indian – spłonęły na stosach hiszpańskiej inkwizycji. Na szczęście kilka z nich ocalało, a jedna znalazła się w Berlinie. W 1945 roku wygrzebał ją z ruin Biblioteki Narodowej radziecki żołnierz Jurij Knorozow – w cywilu miłośnik i badacz starożytnych kultur. Zaraz po powrocie z wojny zabrał się on do rozpracowywania tajemniczego języka.

Po siedmiu latach Knorozow ogłosił, że złamał szyfr. I pewnie do dziś cieszyłby się zasłużoną sławą, gdyby nie John Eric Sidney Thomson. Ten słynny angielski archeolog wykpił osiągnięcia badacza amatora, twierdząc, że pismo Majów tak naprawdę nie istnieje. Przekonywał też, że to, co zawierają trzy księgi znane na Zachodzie, i czwarta, będąca w posiadaniu Rosjanina, jest zbiorem graficznych symboli, mających znaczenie wyłącznie religijne.

Źródło: Wróżka nr 3/2007
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl