Palmy na Mount Evereście

Na dużych wysokościach inaczej widzi się świat. Zdarzają się też niezwykłe doznania. Myśli przybierają formę obrazów, nieraz tak wyraźnych, że wielu ludziom wydaje się, że są w zupełnie innym miejscu i czasie.

Palmy na Mount Evereście Często pomiędzy towarzyszami górskiej wyprawy nawiązuje się łączność telepatyczna. Te tajemnicze zjawiska od ponad 60 lat intrygują zarówno lekarzy i psychologów, jak i miłośników spraw niewyjaśnionych. W latach 30. szwajcarski psychiatra, doktor Norbert Erzhof, na podstawie wielu rozmów z alpinistami, opisał ich niezwykłe przeżycia.

Pewien alpinista z Zurychu wyruszył samotnie, by zorientować się, ile czasu zajmie jemu i towarzyszowi, który został w obozie na dole, trawersowanie skalnej ściany. Kiedy był już u jej podnóża, zaczął się zastanawiać, jaki rodzaj sprzętu powinien wziąć ze sobą. Nie był pewien, czy przyjaciel zabrał na wyprawę potrzebny tu specjalny rodzaj liny. Kiedy po godzinie znalazł się w obozie, jego towarzysz wyszedł przed namiot, trzymając w ręku zwój liny i powiedział jakby odpowiadając na tamto pytanie spod ściany: "Mam tego rodzaju linę". Po czym dodał: "Mniej więcej godzinę temu przyszło mi na myśl, że chciałbyś, byśmy podczas podchodzenia na szczyt posłużyli się takim właśnie sprzętem..." Im wyżej nad poziom morza, tym bardziej niezwykłe stają się doznania. Mówią o nich i współcześni wspinacze.

Najsłynniejszy alpinista świata, Reinhold Messner, wspominał, że kiedy zdobywał najwyższe szczyty Himalajów, niejednokrotnie miał wrażenie, że zna już każdy ruch, który dopiero miał wykonać, że wszystko co czyni, czynił już dawniej, a krajobrazy, jakie roztaczają się przed nim, są mu dobrze znane, jakby z jakiegoś innego życia.
Messner opowiadał też o "towarzyszących postaciach", które pojawiały się nieraz u jego boku. Kiedy samotnie podchodził na Nanga Parbat i znalazł się zaledwie sto metrów od szczytu, poczuł, że obok jest ktoś jeszcze. Nie widział tej osoby, ale miał wrażenie, że to dziewczyna.

Zapadł zmierzch i czas było pomyśleć o rozbiciu namiotu. Dziewczyna stała obok i patrzyła jak Messner odgarnia śnieg, po czym ubija go, by postawić namiot. - Nawet jeśli tak naprawdę nie było jej obok mnie, cieszę się, że ją widziałem. Nie czułem się tak samotny - opowiadał później Messner. Niekiedy też na najbardziej niedostępnych himalajskich ścieżkach pojawiali się wokół niego rozmaici, zmieniający się ludzie - mężczyźni, kobiety i dzieci - wszyscy nieznajomi. Z niektórymi z nich Messner rozmawiał, posługując się wieloma językami, także francuskim, którego nigdy się nie uczył.

reklama

Palmy na Mount EvereścieAmerykański alpinista Jonathan Morrow opowiadał, że kiedy w 1995 roku podchodził na jeden ze szczytów Kordylierów, wśród nagich skał, gdzieniegdzie tylko pokrytych zlodowaciałym śniegiem, nieoczekiwanie spotkał małą dziewczynkę, jasnowłosą, ubraną w niebieską sukienkę z dużym białym kołnierzem. Obok niej biegł brązowy pudel. Wydawała mu się znajoma. Nie był też wcale zdziwiony jej obecnością w tak niezwykłym miejscu. Kiedy zapytał ją, kim jest, roześmiała się i odpowiedziała: "Przecież jestem Holly Foster...".

Wtedy Morrow uświadomił sobie, że spotkał swoją koleżankę ze szkoły podstawowej w Nowym Jorku. Tylko dlaczego wyglądała wciąż tak, jak 20 lat temu? Kiedy wrócił do Stanów, odszukał jej zdjęcie w pamiątkowym albumie. Na fotografii Holly - w takiej samej niebieskiej sukience - obejmowała brązowego pudla. Morrow skontaktował się z dawnymi kolegami, by się dowiedzieć, co Holly teraz robi. Okazało się, że przeniosła się do Kalifornii, jest żoną architekta i ma dwoje dzieci. Nie była więc zjawą z czwartego wymiaru, lecz projekcją osoby znanej przed laty, spowodowaną - jak twierdzą lekarze - zdarzającym się podczas pobytu w górskiej strefie śmierci stanem psychofizycznym, przypominającym hipnozę. Można wtedy przypomnieć sobie wydarzenia i ludzi sprzed lat - w najdrobniejszych szczegółach.

Francuscy zdobywcy górskich szczytów, Louis Vernet i jego przyjaciel Armand de Grasset, opowiedzieli niedawno w audycji telewizyjnej poświęconej osobliwym doznaniom psychologicznym o swych przeżyciach podczas zdobywania "sześciotysięczników". Określali je jako niesłychanie plastyczne halucynacje, jawiące się w formie krajobrazów, fantastycznych zwierząt, a nawet maszyn. Wśród oblodzonych górskich szczytów nagle ich oczom ukazywały się kwitnące ogrody, plantacje pełne palm, autostrady, po których pędziły samochody.

Nieraz były to najnowocześniejsze modele, a niekiedy widzieli automobile z początków ery motoryzacji. Z nieba spoglądały na nich zjawy bajecznych zwierząt przypominających stwory z legend lub ilustracje ze starych traktatów o nieistniejących przedstawicielach fauny. Obaj alpiniści zgodnie twierdzili, że te przerażające istoty nie wywoływały w nich ani lęku, ani zdziwienia. - Tak wysoko i tak daleko od świata, w którym się żyje, można bez trudu wytłumaczyć sobie, że po niebie fruwają chińskie smoki, a w pobliżu szczytu wędruje stado hipogryfów czy jednorożców - mówił de Grasset. A potem dodał, że tego rodzaju doznania są dla niego dodatkową atrakcją górskich wspinaczek, za którymi tęskni i zawsze ma ochotę przeżyć je jeszcze raz.


Bogna Wernichowska

Źródło: Wróżka nr 9/2000
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl