Zakazane księgi

Cenzura świecka i kościelna rozszalała się na dobre, gdy Jan Gutenberg wynalazł druk. Niebezpieczne dla rządzących teksty coraz łatwiej docierały do niepowołanych rąk. Jedynym ratunkiem wydawało się być ustanawianie zakazów. Ale czy rzeczywiście skutecznym?

W 1493 roku zakazano rozpowszechniania "Kroniki Norymberskiej" Hartmana Schedela, ilustrowanej historii świata oraz opowieści o Joannie, która podobno została papieżem w 855 roku. Podobny los spotkał dzieła Giordano Bruno. Myśliciel tułał się po całej Europie, publikując swoje teorie na temat kosmologii i religii. Były bardzo niewygodne, więc nie znajdowały nigdzie akceptacji. Prześladowany za to uczony skarżył się: "Cenzorzy chcieli zakuć w okowy mojego ducha, z człowieka wolnego, służącego cnocie, chcieli uczynić niewolnika nędznej i głupiej hipokryzji".

Wreszcie - by się pozbyć mąciciela - Kościół zafundował mu stos. Widząc, że z Kościołem nie ma żartów, Galileusz odwołał "herezję", którą zawarł w swej książce. Potwierdzał w niej teorię Kopernika, że Ziemia obraca się wokół Słońca, co wówczas było sprzeczne z prawem i nauką Kościoła. W 1599 roku opublikowano pierwszy indeks ksiąg zakazanych - "Index Librorum Prohibitum". Kto chciał przeczytać którąś z ksiąg umieszczonych na liście, musiał uzyskać pozwolenie władz. Późniejsza wersja "Indexu", autorstwa hiszpańskiego inkwizytora generalnego Sotomayora, zawierała nawet opis technik cenzury. Jeśli książkę uznano za całkowicie zakazaną, palono ją. Gdy była zakazana częściowo, wówczas specjalnym tuszem zamazywano wybrane fragmenty.

Historia cenzury to historia ludzkiego cierpienia i walki z tyranią ograniczającą wolność. Niekiedy głupota i hipokryzja cenzorów graniczyła z absurdem. Tysiące "wywrotowych tytułów", które trafiały na stos w imię obrony interesu publicznego czy racji stanu, dziś budzą tylko pobłażliwy uśmiech. Ale z drugiej strony pokazują, jak prężni i uparci potrafią być obrońcy Rozumu.

Nawet Biblii nie pozostawiono w spokoju


Jak pisze Jerzy Gracz w książce "Archiwa Watykanu", najbardziej energicznie zabrał się za nią papież Sykstus V (1585--1590). Łacińska wersja Biblii z IV wieku naszej ery - Wulgata - była dziełem św. Hieronima. Zajmowała nadrzędną pozycję nad innymi przekładami. Jej prymat potwierdził dodatkowo sobór trydencki w 1546 roku, stwierdzając, że jest wiernym przekładem pism świętych. Sykstus V doszedł jednak do wniosku, iż najwyższy czas opracować naprawdę doskonałą wersję. Powołał do tego celu specjalną komisję. Kiedy ta, po dwóch latach wytężonej pracy, przedstawiła mu swoje propozycje, wyrzucił uczonych mężów twierdząc, że sam to zrobi najlepiej.

Nad dziełem siedział osiemnaście miesięcy, po dwanaście godzin dziennie. Trzymał się głównie tekstu z Louvain, który był jednym z gorszych. Przy niejasnych fragmentach Sykstus V bez skrępowania dodawał kilka słów lub zdań od siebie. Całe fragmenty układał kierując się jedynie własną fantazją. Pomijał też całe wersy, jeśli nie pasowały do jego wizji. W twórczym zapędzie pozmieniał też układ rozdziałów i numerację wersów. Im więcej teologów rwało sobie włosy z głowy, tym bardziej Sykstus zdawał się być zadowolony. Kiedy ukończył swe dzieło, wydał natychmiast bullę uznającą je za jedynie prawdziwe. W cztery miesiące później zmarł.

reklama

Nowy papież, Grzegorz XIV (1590-1591) nie mógł spać, myśląc jak całą tę aferę odkręcić. A sprawa nie była łatwa. Mocą papieskiej władzy, pod groźbą ekskomuniki, dzieło Sykstusa zostało narzucone całemu światu chrześcijańskiemu. A pierwsze egzemplarze wyszły już z drukarni. Trzeba też było za wszelką cenę bronić nieomylności papieża. Sposób wybrnięcia z tej nader trudnej sytuacji znalazł dopiero kardynał Bellarmine. Zaproponował Grzegorzowi XIV zorganizowanie "małej" mistyfikacji. Według tego planu należało jak najszybciej wydać nową wersję Biblii i ogłosić, iż Sykstus, już po wydaniu swojej wersji, odkrył wiele błędów popełnionych przez drukarzy i "inne osoby", i że trzeba to poprawić. Tym bardziej że prosił o to na łożu śmierci.

W tym samym czasie przeznaczono ogromne sumy na wykupienie pierwszej wersji. Akcja "Biblia Sykstusa" trwała aż do 1592 roku. Dopiero za Klemensa VIII (1592-1605) udało się radosną twórczość Sykstusa wykorzenić. Ci, którzy próbowali przetłumaczyć Biblię na język ojczysty, także mieli kłopoty z cenzurą. Wydanie Roberta Estienne'a z 1528 roku zaatakowali paryscy teolodzy, którzy chcieli powstrzymać jego rozpowszechnienie. Trzy lata wcześniej Anglik Tyndall opublikował tłumaczenie Pisma Świętego. Większość egzemplarzy skutecznie zniszczono - do dziś przetrwały jedynie fragmenty. Autora skazano na śmierć.

Problemy z głupotą decydentów miał sam William Szekspir


W 1597 roku napisał on dramat "Ryszard II". Fragmenty dotyczące oddania przez Ryszarda tronu Bolingbrokowi kazała wykreślić królowa Elżbieta, uznając je za nieodpowiednie. Sama sztuka też się jej nie podobała, bo była grana "w celu zachęcenia poddanych do bycia niezadowolonymi". Również tragedia "Król Lir" okazała się niesłuszna politycznie. Szaleństwo tytułowego władcy odczytywano jako aluzję do króla Anglii Jerzego III. Fakt, że Jerzy był kompletnie sfiksowany: nie mył się, każde zdanie kończył słowem "paw" i śmiertelnie obawiał się własnej żony. Szekspir, choć wiedział, że sztuka przysporzy mu kłopotów, nie zrezygnował z pokazania mechanizmów, jak władza niszczy ludzi i związki między nimi.

Podobnie naraził się władcy William Prynne. Wydał legalnie, w 1633 roku, książkę o głupocie i bezsensowności teatru jako sztuki. Na jego nieszczęście, kilka tygodni później na angielskim dworze grano pastorałkę, królowa zaś dowiedziała się o książeczce. Dzieło publicznie spalił kat, a w całym kraju skonfiskowano kopie. Autora wsadzono do więzienia, nałożono nań wysoką grzywnę i obcięto mu uszy. Kara jednak nie zamknęła mu ust. Kilka lat później, wraz z kompanami, znowu stanął przed sądem z powodu książki. Ponownie skazano go na... obcięcie uszu. Wyrok wykonano, usuwając to, co pozostało po pierwszej egzekucji. Jak bardzo władcy bali się krytyki, świadczy chociażby przypadek Clauda Carlomana de Rulhiere, sekretarza francuskiej ambasady w Petersburgu.

Wspomnienia z pobytu w Rosji zawarł w książce "Historie i anegdoty o rewolucji w Rosji: rok 1762". Przed wydaniem czytywał je głośno paryżanom na spotkaniach towarzyskich. Caryca Katarzyna II na wieść o tym najpierw wysłała swoich ludzi, by wykupili manuskrypt. Kiedy autor odmówił, postraszyła go swoimi wpływami we Francji i zagroziła Bastylią. Ale de Rulhiere pozostawał nieugięty. W końcu zgodził się nie wydawać wspomnień za życia Katarzyny. Słowa dotrzymał i książka ujrzała światło dzienne dopiero rok po jej śmierci - w 1797 r.
 

Źródło: Wróżka nr 3/2001
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl