Wyczaruj mi sukces!

Zawsze byłam przekonana, że to JA decyduję o swoim życiu. Niedawno poznałam smutną prawdę: robi to za mnie PODŚWIADOMOŚĆ!

Wyczaruj mi sukces!Refleksja, że coś takiego jest możliwe, pojawiła się w mojej głowie po kolejnej porażce, dotyczącej tej samej sprawy. Otóż dwa lata temu stworzyłam pewien projekt, wraz z opisem i dokładnym kosztorysem. Wzbudził żywe zainteresowanie. Pojawili się chętni do spółki. Ale kiedy dochodziło do konkretów, okazywało się, że przyszli partnerzy albo chcą mnie już "na wejściu" oszukać albo grosza przy duszy nie mają. Ostatni byli tak "napaleni", że chcieli się brać do roboty natychmiast, ale... liczyli na to, że ja wezmę odpowiednio duży kredyt.
- Winy szukaj w sobie - szeptała mądra intuicja.

Upewniło mnie w tym przypadkowe spotkanie. Zorganizował je raczej mój Anioł Stróż, bo przypadków przecież nie ma.  Odwiedził mnie agent ubezpieczeniowy, by odnowić polisę. Od słowa do słowa, dowiedziałam się, że właśnie jest po kolejnym kursie rozwoju osobowości. Jego firma (zagraniczna) funduje coś takiego swoim menedżerom, by zakodować ich podświadomość "na sukces".  Tu padło nazwisko Elżbiety Liszewskiej, która to właśnie robi. Wystarczy parę spotkań z nią, by zacząć odnosić sukcesy...

To coś dla mnie, pomyślałam i poprosiłam o kontakty z trenerką. Obiecał że zdobędzie jej telefon. Na drugi dzień na moim redakcyjnym biurku znajduję list od... Elżbiety Liszewskiej - właścicielki firmy "Akademia Liderów". "Sięgnęłam po ostatni egzemplarz "Wróżki" i postanowiłam napisać do Pani - czytałam. W moim życiu dzieją się rzeczy trudne do wytłumaczenia logicznym umysłem. Realizując się na stanowiskach menedżerskich i dyrektorskich, rozpoczęłam świadomą pracę nad sobą, co doprowadziło, że zostałam trenerem rozwoju osobowości. To, co umiem: w jaki sposób można świadomie kierować swoim losem, by osiągnąć wszystko - szczęście, miłość, pieniądze i satysfakcję w pracy..."

A więc to terapeutka mnie znalazła

Parę dni później odwiedzam gabinet Elżbiety Liszewskiej w Łodzi. - Tu jest jak w niebie - żartuję. - Ściany i wystrój w błękitach. I gdzie nie spojrzeć, wszędzie anioły.

- Są ze mną, odkąd pamiętam - tłumaczy Elżbieta. - W dzieciństwie je widziałam. Budziłam się rano, a one już były: podnosiły mnie, bujały, rozmawiały ze mną... Myślałam, że rodzice też je widzą. Tymczasem oni pełni obaw sądzili, że się coś z moją psychiką dzieje. Podrosłam i zrozumiałam, że nie powinnam się przyznawać, że je widzę. Towarzyszyły mi do 13. roku życia. Wtedy wyjechałam z rodzicami na placówkę do Moskwy. Tam nie było ani aniołów, ani Boga...

Elżbieta tłumaczy model troistości naszego umysłu:
ŚWIADOMY - kieruje tylko w 10 procentach naszym życiem, PODŚWIADOMY - aż w 90 procentach; NADŚWIADOMY panuje nad dwoma poprzednimi. Oto jak one działają: Ja Świadoma - jestem szefem; moim pracownikiem i wykonawcą poleceń jest Podświadomość; ekspertem, do którego się zwracam o radę - Nadświadomość (Bóg).

reklama

Tyle że Podświadomość bywa nieznośnym pracownikiem. Polecenia interpretuje często po swojemu. Na przykład mówię: znajdź mi lepszą pracę. Oczekuję lukratywnej posadki, tymczasem dostaję propozycję... zamiatania ulic. Bo Podświadomość uznała, że tylko na taką pracę zasługuję. Dopóki się jej nie przekona, że to nieprawda, żadne nasze prośby, modlitwy wznoszone do Nadświadomości nie podziałają. Podświadomość ich nie przepuści, bo "swoje wie".

Cała sztuka w tym, by dotrzeć do źródeł tej wiedzy. Czemu Podświadomość nas nie docenia? Odpowiedź jest prosta: tak została zaprogramowana w dzieciństwie przez rodziców, wychowawców czy przyjaciół. Nie potrafi wartościować, że coś jest złe czy dobre. Bezkrytycznie przyjmuje czyjeś osądy, zapisuje i według tego zapisu działa w naszym życiu dorosłym.

Chwila rozmowy z Elżbietą i już wiem: mnie zaprogramował w dzieciństwie ojciec.

Głowa rodziny, żądająca bezgranicznego posłuchu, mawiał: - Kobieta ma prowadzić dom i wychowywać dzieci. Studia są ci niepotrzebne, bo i tak będziesz w życiu tylko gary zmywała... Postawiłam na swoim, skończyłam studia, pracuję zawodowo i wywalczyłam sobie w małżeństwie stosunki partnerskie. Niestety, tkwiąca w mojej podświadomości mała Ewunia wie, że ma być, jak tata chciał. Stąd pojawiło się u mnie nieświadome poczucie winy wobec ojca, bo zrobiłam inaczej. Doszłam więc do pewnego progu kariery i mała Ewunia powiedziała STOP!

Kiedy Ja Świadoma chcę zrealizować swój ambitny projekt, ona tak tworzy okoliczności i sytuacje, żeby mi to nie wyszło. Więc podświadomie szukam (przyciągam) takich partnerów, którzy się do tego biznesu z różnych powodów nie nadają. Moja Podświadomość (Ewunia) ma z tego jakąś korzyść, że nie idę dalej. Zrozumiałam to.

Przede mną stoi ogrom pracy: afirmacje, wizualizacje mają wykreślić z Podświadomości hamujące mnie kody. Potrwa to trzy tygodnie, 3 miesiące albo i dłużej. Codziennie przez pół godziny mam wypisywać na kartce papieru: "Uwalniam się od wpływów i panowania mego ojca nad moim życiem". "Czuję się niewinna wobec ojca, gdy spełniam się zawodowo". "Jestem wystarczająco dobra w tym, co robię". Elżbieta Liszewska zapewnia mnie, że to zadziała. Wypróbowała to na sobie. Dziś osiąga wszystko, czego zapragnie.

Urodzona w Łodzi jedynaczka była w centrum uwagi rodziny.

Nikomu nie udało się dochować potomka, więc ciotki, wujowie i kuzynostwo przelewali na nią niespełnioną miłość. Po studiach (rusycystyka i filologia polska) wyjechała do Bengalu, gdzie dowiedziała się o reinkarnacji i uwierzyła w karmę. Wcale jej się nie podobało, że nie można sobą kierować, bo nasze życie jest już zaprogramowane. Za to zafascynował ją pewien stary muzułmanin: Bóg jest jak ręka, a religie są jak palce, które do niego prowadzą - tłumaczył.

Dziś Elżbieta wie, że Indie były po to, żeby usłyszała właśnie o karmie i wróciła do Boga. Rok 1981 zastał ją już w Polsce. Wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci. Zajmowała się nimi troskliwie przez siedem lat, zapewniła szczęśliwe, spokojne dzieciństwo, dała mocne podstawy na przyszłe życie. Ale zaczęła chorować. Młoda energiczna kobieta z ambicjami nie realizowała się w domowej krzątaninie. Ratunkiem miało być nauczanie w szkole podstawowej rosyjskiego i polskiego.

- Nie podobało mi się to, ale przynajmniej na parę godzin mogłam się wyrwać z domu. I wtedy pojawił się ten agent ubezpieczeniowy z ofertą. Ubezpieczyłam się I... sama zostałam agentem w dużej zagranicznej firmie. Okazało się, że mam do tego talent. Ale dopiero po dwóch latach zdecydowała się odejść ze szkoły i poświęcić ubezpieczeniom bez reszty. Tam któregoś dnia spotkała Zbigniewa Królickiego. Prowadził kurs samokontroli umysłu w biznesie, zorganizowany przez jej firmę.

- Pierwszy raz usłyszałam o roli podświadomości w naszym życiu - wspomina. - Zrozumiałam, dlaczego nie zostaję dyrektorem oddziału, chociaż od roku się o tym mówiło. Zawsze wynikały jakieś przeszkody. Po kursie postawiłam sobie cel: zostanę dyrektorem oddziału albo kimś wyżej. Nie mogłam w to uwierzyć, kiedy po tygodniu wypisywania afirmacji rozdzwoniły się telefony. A po trzech miesiącach jechałam już do centrali w Warszawie podpisać umowę na stanowisko Dyrektora Departamentu. Przeskoczyłam naraz dwa szczeble: dyrektora oddziału i regionu.

Wyczaruj mi sukces! Realizowała się wspaniale zawodowo. W życiu osobistym było gorzej. Do domu, do Łodzi jeździła tylko na niedziele. W tygodniu do późna siedziała w firmie, a potem, samotnie, w wynajętym mieszkaniu. Nie tego chciała. Ale od czego mam moją technikę - pomyślała. Muszę się zaprogramować tak, by pracować w Łodzi za równie duże pieniądze. Tym bardziej, że już wtedy miała własną firmę "Akademia Liderów", a za sobą kursy samokontroli umysłu w biznesie, neurolingwistycznego programowania (NLP) oraz drugiego stopnia reiki. Przez rok współpracowała blisko z psychologiem, czerpiąc potrzebną wiedzę.

- Ledwo pomyślałam o powrocie do domu, a już dzwoni do mnie duża firma finansowa z Łodzi, proponując mi tam szkolenie pracowników i kadry menedżerskiej. Za te same, co w Warszawie pieniądze. Wcześniej prowadziłam już spotkania terapeutyczne z przyjaciółmi, znajomymi i rodziną.

Niektórzy pojawili się tylko raz, inni przychodzą do dzisiaj, bym pomogła im powalczyć z ich podświadomością. Każdemu powtarzam: - Twój sukces zależy od ciebie, a nie ode mnie. Ja tylko opracowałam terapię. Najpierw trzeba oczyścić Podświadomość. Dopiero wtedy podziałają na nią techniki kodowania nowych programów. Jak długo to trwa, zależy od indywidualnych przypadków.

Rok temu pojawił się u Elżbiety w gabinecie młody mężczyzna po rozwodzie. Potem jego firma zbankrutowała, a mieszkanie spłonęło. W trakcie terapii związał się ze wspaniałą kobietą, dostał popłatną pracę, teraz kupił sobie mieszkanie i samochód. Siedemnastoletnia córka Elżbiety miała do niedawna kłopoty z matematyką. Bo jak się okazało, Podświadomość dziewczyny bardzo nudził ten przedmiot. Po krótkiej terapii Podświadomość podpowiada jej tematy na klasówkę z matematyki. A z synem porobiło się całkiem śmiesznie. Chłopak ma 13 lat i nie znosi sprzątania. Miał widać dosyć matczynego gderania, bo któregoś dnia Elżbieta znalazła na jego biurku afirmacje na wielu kartkach: "W moim pokoju jest zawsze schludnie i czysto".

- I wiesz, co się stało? - mówi ze śmiechem Elżbieta. - Każdy z domowników wpada do jego pokoju i sprząta. Podświadomość syna oddziałuje na nasze, a my pod ich dyktando, zupełnie mechanicznie, składamy jego ubranie, zbieramy papierki, porządkujemy biurko.
Teraz syn jest na obozie. Wychowawczyni chwali go, że taki porządny, wszystko ma poukładane. Tyle że robią to za niego koledzy... Przecież w afirmacji nie było powiedziane, że on ma to robić.

Życie Elżbiety biegło, jak sobie wymyśliła. Ale coraz częściej słyszała szept w głowie, że jej dusza chce, by robiła coś innego. Podświadomość dyskutowała z tym szeptem, że przecież tak jest dobrze. - Poprosiłam Boga - daj mi jakiś znak, że mam robić to, czego dusza chce. Znak dostała w dramatycznych okolicznościach. W lutym tego roku miała wypadek. Samochód do kasacji, ona wyszła bez draśnięcia. Jakiś rolnik podszedł do niej, mówiąc: - Pani z takiego wypadku i cała? Kobieto, to znak, że tam na górze nie jesteś im potrzebna. Ty tu na ziemi masz coś do zrobienia.

- Przyjechało wtedy pogotowie. "Nazywam się Beata Dusza", powiedziała lekarka. A ja już wszystko zrozumiałam. To właśnie jest ten znak, to jej nazwisko. Mam robić to, czego potrzebuje moja dusza - przekazywać wszystkim moją wiedzę, doświadczenie. Uczyć ludzi, jak programować się, by być szczęśliwym. Elżbieta po wypadku napisała książkę "Pochwała skrzydeł". Bo przecież to jej Anioły ją uratowały. Teraz pisze "Poradnik Świadomego Życia". Cały czas prowadzi szkolenia pracowników w dużych firmach, ma też klientów indywidualnych: prezesów, menedżerów, prywatnych właścicieli i zwykłych ludzi.

Wymyśliła sobie, że stworzy w Polsce "szkołę osiągania sukcesów". We wszystkich sferach życia. Chciałaby też współpracować z Polonią. Zna z własnych doświadczeń problemy rodaków za granicą. Już prowadzi rozmowy ze swoją Podświadomością. I wie, że któregoś dnia zadzwoni telefon z konkretną propozycją... A dziesiątki aniołów w gabinecie Elżbiety spoglądają dobrotliwie, jakby chciały powiedzieć: Jej to się uda. Bo ona - tak samo jak my - chce, by wszyscy wokół byli szczęśliwi.


Ewa Rącza
Fot. Iwona Polak

Źródło: Wróżka nr 10/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl