Szefowa prezydenta

„Kobieta jest jak torebka herbaty. Nikt nie zna jej mocy, dopóki nie zanurzy jej we wrzącej wodzie”.Te słowa Anny Eleanor Roosevelt doskonale ilustrują jej wielkość. Nieraz dotknięta przez los, podnosiła głowę. Wiele wskazuje zresztą na to, że to właśnie ona była... głową prezydenta.

Szefowa prezydenta Agent włącza nagranie. „...lubię być przy tobie, kiedy zasypiasz, gładzić twoje włosy...”, brzmiał fragment zapisu z kasety, której słuchał właśnie prezydent. Głos był znajomy… Zbyt znajomy. Franklin Delano Roosevelt nie miał żadnych wątpliwości. Te słowa wypowiadała do obcego mężczyzny jego... żona. Wiosna 1943 roku. Do Białego Domu wchodzą agenci Counter Intelligence Corps z bardzo dziwną informacją. Pierwszą Damę, Eleanor Roosevelt, widziano na spotkaniu Komunistycznej Międzynarodówki Młodzieży. To nie wszystko. Pani prezydentowa była też dzień wcześniej w jednym z hoteli. Nie sama. Towarzyszył jej pewien mężczyzna. Podejrzewany o współpracę ze Związkiem Radzieckim. Z taką wiadomością oraz kasetą-dowodem agenci zostawiają prezydenta.

Brzydkie kaczątko

Dzieciństwo Anny Eleanor było smutne i samotne. Pozbawiona od samego początku urody dziewczynka rosnąca w cieniu swojej pięknej matki, Annie Hall, z każdym rokiem stawała się coraz bardziej zamknięta w sobie i zakompleksiona. Uwielbiana i podziwiana przez wszystkich, ale obojętna i zimna dla najbliższych matka zwykła nazywać małą Eleanor „granny”, czyli babunią. Matczyną oziębłość tłumaczyła swoim brakiem urody. Odrzucona i niedługo później osierocona (Annie Hall zmarła w wieku 28 lat) Eleanor tamten okres swojego życia wspominała jako pasmo udręk. Po śmierci matki marzyła, aby zajął się nią ukochany ojciec. Jednak ten, alkoholik i kobieciarz, skutecznie odsuwany był od dzieci przez swoją teściową.

reklama

Eleanor, wychowywana dalej surową ręką – tym razem babki – żyła jedynie oczekiwaniem na rzadkie wizyty ojca. Aż do sierpnia 1894 roku, kiedy dowiedziała się o jego śmierci. Jedyną ucieczką dla dziewczynki stały się książki. Zamykała się z nimi, unikając wszelkich kontaktów z otoczeniem. Również z kuzynami. Była bowiem wobec nich podejrzliwa. Wierzyła, że rodzina nią gardzi i tylko czeka na okazję, aby ją wyśmiać. Zakompleksiona, nawet nie spoglądała w stronę lustra. A słowa ciotki: „taka buzia i zęby nie zapewnią jej żadnej przyszłości” zapamięta na długo.

W 1899 roku ukończy 15 lat, a babka, zgodnie z życzeniem nieżyjącej córki, znajdzie dla swojej wnuczki odpowiednie miejsce, gdzie ta wychowywana będzie w duchu chrześcijańskiej moralności. Szkoła Allenswood miała już swoją sławną absolwentkę... Virginię Woolf. Zaprzyjaźniając się bardzo blisko z panną Souvestre, dyrektorką szkoły, Eleanor zaczynała nabierać pewności siebie. Zmieniła się nawet zewnętrznie. Inaczej się ubierała, czesała, a jej oczy przestały wyrażać tylko smutek.

Żona swojego kuzyna

„Prawdopodobieństwo, że panna Roosevelt wyjdzie za pana Roosevelta, było ogromne, wiadomo bowiem, że tylko Rooseveltowie bywają u Rooseveltów”, brzmiał fragment artykułu w „New York Sun” dzień po weselu. Ślub Eleanor i Franklina jeszcze długo i złośliwie opisywany był przez gazety. Świeżo poślubiona Eleanor nadal uważała się za nieszczęśliwą. Zamknięta, cicha i nietowarzyska była kompletnym przeciwieństwem swojego męża. Otwarty, uwielbiający ludzi i przyjęcia Franklin tylko szukał okazji, aby „zaszaleć”. Młoda żona albo zmuszała się, aby mu towarzyszyć, albo zostając w domu, godzinami „planowała” jego zdrady. Każdy taki wieczór musiał więc skończyć się awanturą. Delano nie czuł się winny, ale sfrustrowany wysłuchiwał wymówek żony, zdarzało mu się również przepraszać.

Przyszła Pierwsza Dama zajmowała się... robieniem na drutach, rodzeniem kolejnych dzieci, które zresztą bardzo szybko oddawała w dobre ręce nianiek i wdawaniem się w kolejne konflikty ze swoją teściową. Śmierć trzeciego syna, małego Franklina, za którą obwiniła się Eleanor, doprowadziła ją do głębokiej depresji. Męża odsunęła od rodziny. Delano, być może, aby zagłuszyć ból, zaczął bawić się jeszcze intensywniej niż dotychczas. Kiedy ona znowu spodziewała się dziecka, on odkrywał w sobie zamiłowanie do polityki. Miał zostać senatorem.

 Rok 1920. Eleanor oraz jej kuzyn i mąż Franklin Delano Roosevelt. Za 12 lat będzie to pierwsza para Ameryki.Droga po siłę

Depresja mija. Każdy dzień wypełniają nowe obowiązki. Rooseveltowie przeprowadzają się. Pani domu zaczyna podejmować pierwsze samodzielne decyzje. Angażuje służbę, urządza wnętrze, organizuje przyjęcia, które mają pomóc mężowi w karierze. Tak też się dzieje. Kiedy Franklin Delano Roosevelt zostaje senatorem, żona zatrudnia mu nawet sekretarkę Lucy Mercer. Nie może jednak przewidzieć, że Lucy stanie się dla jej męża kimś więcej niż tylko organizatorką życia zawodowego…

Kiedy dowiedziała się, co łączy senatora z jego sekretarką, przez chwilę zamierzała nawet okazać się wspaniałomyślna: jeżeli Franklin tego chce, dostanie wolność. Ta myśl szybko ją jednak opuszcza. Czuje się zraniona i oszukana. Do rozwodu nie doszło. A w domu państwa Roosevelt pozornie miało się nic nie zmienić. „Za spokojem kryje się zawsze zwycięstwo odniesione nad tęsknotą za szczęściem”, mówiła Eleanor i uświadamiała sobie z dnia na dzień, że zrezygnowała z własnego życia. Z bólem i zażenowaniem zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo dostosowywała siebie i swoją codzienność do upodobań męża, popierając wszystko, co robił i głosił. Teraz odkryła, że głośne i donośne sprzeciwianie się jemu i jego matce przynosi jej wielką satysfakcję. Ta nowa, silna Eleanor narodziła się na początku 1919 roku.

„Dwa rodzaje ludzi niczego nie osiągną: ci, którzy wstają dopiero długo po obudzeniu się oraz ci, którzy budzą się dopiero długo po wstaniu” – mawiała w swoim nowym wcieleniu i tak też starała się odtąd żyć. Zaczęła angażować się w walkę o prawa wyborcze kobiet. W sekcji kobiecej Komitetu Demokratów Stanu Nowy Jork Eleanor odnalazła ideał swojej młodości – pracę nad podnoszeniem poziomu intelektualnego i moralnego kobiet. A rola obrończyni ich praw bardzo przypadła jej do gustu.

W tym samym czasie Franklin Delano Roosevelt szykował się na fotel wiceprezydenta. Żona wspierała go bez większego zaangażowania, pochyliła się jedynie dłużej nad wyborem kolejnej sekretarki. Tak, aby nie mieć znowu kłopotów. Delano przegrał. Musiał wrócić do zawodu prawnika. Niedługo potem zachorował. Był sparaliżowany. Eleanor przyglądała się unieruchomionemu mężowi i czuła się coraz silniejsza. Wiedziała, że teraz każdy jego ruch zależy od niej. Opiekowała się nim bez większego zaangażowania emocjonalnego.

Głównie udzielała się teraz społecznie. Awansowała w kobiecej sekcji Komitetu Demokratów. Została skarbnikiem i zajęła się wydawaniem partyjnej gazetki. I to też ona, kiedy mąż zaczął powoli wracać do zdrowia i polityki, rozkręciła jego kampanię w 1924 roku. Wkrótce potem została żoną gubernatora. Mąż zyskiwał sympatię tłumów, ona zaprzyjaźniła się ze swoim ochroniarzem. Sierżant Earl Miller uwielbiał podopieczną, a Eleanor dzięki jego uwielbieniu stawała się coraz bardziej kokieteryjna. Ścięła włosy, odsłoniła nogi. Być może miała też nadzieję, że mąż zauważy jej przemianę. Nie zauważył.

Kwiecień 1933 roku, zdjęcie zrobione przed Białym Domem. Eleanor Roosevelt w towarzystwie męża i syna Jamesa. Mąż swojej żony

8 listopada 1932 roku stało się to, czego się obawiała. Jej mąż został 32. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Co zrobiła? Świat nigdy wcześniej nie widział takiej Pierwszej Damy. Przeszła Biały Dom od piwnic po strych, poznając wszystkie zakamarki. Kazała urządzić swój gabinet na piętrze reprezentacyjnym. Obsługę Białego Domu uznała za „urzędasów”, zwolniła większość, zostawiając jedynie czarnoskórych. Nie chciała lokajów ani odźwiernych. Swojej sekretarce, pannie Thompson, poleciła odpisywanie na wszystkie listy, które do niej przychodziły.

Małżeństwo Rooseveltów można było określić wtedy mianem „politycznego układu”. Prezydent jednak bardzo liczył się ze zdaniem żony. W każdej kwestii. Zwykł mawiać: „szefowa uważa...”. Amerykanie pokochali prezydentową, która chodziła w tenisówkach i była obecna na otwarciu każdej szkoły czy szpitala.

Nigdy wcześniej w historii Stanów Zjednoczonych Pierwsza Dama nie interesowała się tak bardzo warunkami życia ludzi ubogich, pokrzywdzonych przez los. Nigdy wcześniej Pierwsza Dama nie wyszła z cienia swojego męża. Eleanor zaczęła organizować konferencje prasowe przeznaczone wyłącznie dla kobiet. Jej nieśmiałość zniknęła bez śladu.

Radzieckie „skrzydła”


Nikt nie wiedział, kiedy ta historia się zaczęła, bo nikt nie przypuszczał, że Eleanor może zwrócić uwagę na kogoś takiego, jak Joseph Lash. Do pani Roosevelt, „obrończyni ludzkich spraw”, zgłosili się przywódcy partii komunistycznej, prosząc o pomoc, „ponieważ są traktowani w tak bardzo nieamerykański sposób”. Ona, jak zawsze w takich przypadkach, postanowiła zapoznać się ze sprawą...

Joe Lash „rozpromieniał jej życie”, pisała po latach. 30-letni Amerykanin rosyjskiego pochodzenia stał się dla niej kimś najważniejszym. Franklin Delano Roosevelt został po raz kolejny prezydentem, a w Ameryce zaczęto obawiać się Pierwszej Damy. Wielu miało wrażenie, że to ona pociąga za sznurki, wtrąca się we wszystko, „koronuje” i „dekoronuje” kolejnych wielkich. Wydawało się, że ożywiona miłością do Lasha pokochała, przynajmniej na chwilę, samą siebie. Prezydent zauważył jedynie, że odkąd małżonka zainteresowała się młodym „liderem”, znacznie poprawił się jej nastrój. Nie miał więc nic przeciwko temu. Aż do pewnego dnia…

W 1943 roku w Gabinecie Owalnym pojawili się agenci. Chodziło o szpiegostwo. Padło nazwisko Lasha powiązanego z komunistami i nazwisko… jego żony. Zatelefonował do niej. Następnego dnia podjął decyzję: wszyscy zamieszani w sprawę mają trafić na front japoński. Z sierżantem Lashem na czele. Ten wiedział, że płaci cenę za przyjaźń z Pierwszą Damą.

Trzecia kadencja Pierwszej Damy

Kiedy 2 kwietnia 1945 roku zmarł prezydent, wszyscy myśleli, że to koniec kadencji Pierwszej Damy. Nic podobnego. W 1946 roku została przewodniczącą Komisji Praw Człowieka przy ONZ. Pełniła tę funkcję za rządów Trumana, a potem, w wieku 77 lat, odzyskała stanowisko na prośbę Johna F. Kennedy’ego. Pod koniec życia Anna Eleanor Roosevelt miała ten blask, którego brakowało jej w młodości. Była uśmiechnięta. Do siebie i świata. W kolejnych sondażach Instytutu Gallupa Amerykanów pytano: „Którą ze współczesnych kobiet, z dowolnej części świata, darzy pan/pani największym podziwem?”. Co roku Amerykanie odpowiadali to samo: Eleanor Roosevelt. Zmarła w 1962 roku, a kondolencje płynęły z całego świata: od Chruszczowa, królowej Elżbiety. „Nigdy nie chciałam stać się cząstką historii”, miała kiedyś powiedzieć. Historia postanowiła inaczej.


Tekst: Karolina Morelowska

Korzystałam z książki Beaty de Robien „Eleanor Roosevelt. Między namiętnością a polityką”
Fot.: Topfoto/Forum, SZ Photo/Scherl/Forum, FIA/Rue des archives/Forum

Źródło: Wróżka nr 9/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl