Markiza

W latach 80. zamieszkałam z rodziną w dzielnicy, której wcześniej nie znałam. Sklepów na osiedlu było niewiele, tak że po różne produkty trzeba było jeździć „do miasta”. Z biegiem czasu, wypuszczając się z córką w wózku na dalsze spacery, odkryłam świetnie zaopatrzony prywatny warzywniak i cukiernię.

Zwłaszcza cukiernia bardzo mnie ucieszyła, bo jestem kompletnym antytalentem, jeśli chodzi o wypieki. Była bardzo mała i bardzo stara. Na witrynie widniał rok założenia: 1912. A więc pamiętała czasy rosyjskiego zaborcy. W środku także było staroświecko. Oszklone gabloty z ciastkami ustawionymi na kryształowych paterach, marmurowe blaty i kasa pamiętająca czasy Wokulskiego. W tym królestwie słodyczy rządziły pokaźnych rozmiarów właścicielka, mogąca być żywą reklamą swoich wyrobów, i jej znacznie szczuplejsza partnerka, zawsze siedząca przy kasie, w misternym siwym koku na głowie, który przypominał trzypiętrowy tort weselny.

Moim pierwszym zakupem były pączki. Okazały się tak wyjątkowe, że już żadne inne w mieście nie mogły się z nimi równać. Ale prawdziwą specjalnością cukierni były małe ciastka tortowe z owocowymi przybraniami, dokładnie takie, jakie pamiętałam z dzieciństwa. Kiedy córka podrosła, to ją zazwyczaj wysyłałam do naszej ulubionej cukierni. Po powrocie zawsze komentowała przesadną wylewność właścicielki, która znała imiona wszystkich młodych klientów i tak się też do nich zwracała. „Co to dzisiaj ci podejdzie, Karolinko?” – pytała za każdym razem moją córkę, a ona złościła się, że nie pozwoli się traktować jak dziecko.

Kasjerkę w koku córka nazywała „Markizą”, odkąd obejrzała ryciny przedstawiające francuskie damy dźwigające na głowie olbrzymie pudrowane peruki. Pseudonim z biegiem czasu przyjął się w naszej rodzinie. Cukiernia, tak jak kiedyś sklepy mięsne, była nieczynna w poniedziałki. Za to w soboty i w niedziele był największy ruch. Zwłaszcza te pracowite niedziele kłuły w oczy parafianki z pobliskiego kościoła, ale nigdy nie zdobyły się na czynny bojkot i po sumie grzecznie ustawiały się w kolejce po sękacz, sernik i babkę piaskową. Mnie też się zdarzało odstać swoje.

reklama

Od starszych kobiet z tej dzielnicy dowiedziałam się, że cukiernia działała nieprzerwanie w czasie I wojny, że w pobliskiej kamienicy mieszkał przed II wojną Adolf Dymsza, stały klient, że w czasie okupacji właściciele pomagali potrzebującym i że jedynie w okresie powstania warszawskiego trzeba było sklep zamknąć, bo znalazł się w centrum walk. Kamienica ocalała i cukiernię otwarto już wiosną 1945 roku. Opowiedziałam o tym wszystkim córce, która jakby bardziej łaskawie spojrzała na obie panie.

Któregoś dnia, wracając ze szkoły, Karolina weszła z koleżankami na pączki. Coś musiało ją zastanowić, bo po powrocie do domu powiedziała: „Markiza była dzisiaj jakaś niewyraźna”. Zapytałam, co ma na myśli. Przypomniała mi się reklama leku na przeziębienie. „Znaczy, że chora?”. „Niewyraźna”, podtrzymała swoje spostrzeżenie córka. „I nie siedziała jak zwykle za kasą. Stała na schodkach prowadzących na zaplecze”. Na tym zdziwieniu poprzestałyśmy. Kilka dni później to ja wracałam obok cukierni i postanowiłam kupić coś słodkiego. Ale była zamknięta. Na drzwiach wisiała klepsydra z wiadomością o pogrzebie Leokadii M.

Nie przypuszczałam, że to o którąś z pań chodzi. Kobieta, która też się przed klepsydrą zatrzymała, powiedziała, że to Markiza umarła! Zrobiło mi się bardzo smutno, przez tyle lat obie cukierniczki stały mi się bliskie, jak dobre sąsiadki. Już miałam odejść, gdy usłyszałam słowa wciąż stojącej obok mnie kobiety: „Pierwszy raz widzę, żeby ktoś pomylił się w dacie śmierci. Leokadia na pewno nie umarła 13 marca. Tego dnia, to był piątek, widziałam ją w cukierni, chociaż była taka…”. „Niewyraźna” – dopowiedziałam za nią. „Właśnie. I nie siedziała za kasą”. Dziwnie mi się jakoś zrobiło. Niewyraźnie. Na razie postanowiłam nie niepokoić córki wiadomością, że prawdopodobnie tamtego dnia widziała ducha. Tym bardziej postanowiłam jej nie niepokoić, gdy właścicielka cukierni potwierdziła, że Markiza odeszła… 13 marca.


Maria z Warszawy

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl