Od nowa

Następnego dnia po ślubie Kasi Paweł, mąż Kwiryny, przygotował kolację. Kwiryna wyciągnęła butelkę wina, która została z obiadu weselnego.

­­­Od nowaBędziemy tak świętować bez naszej córki? – spytała Kwiryna. Nie odpowiedział. Myślała, że powie: „Rozpoczynamy nowy etap życia, bo córka wyprowadziła się z domu”. Powiedział, że musi jej coś wyznać. Odchodzi. Ma inną kobietę.

„Co on mówi?”, pomyślała. Chyba nie powiedział tego człowiek, którego znała. Jaka kobieta?
– Mamy córkę – wyjaśnił mąż. – Byłem z tobą tylko dla Kasi. Gdyby nie ona, odszedłbym już dawna. Dusiłem się tu.

Przypomniała sobie: człowiek, który wie, że kogoś krzywdzi, chce dodatkowo uderzyć, wdeptać w ziemię, bo wtedy czuje, że krzywdzony jest marny, do niczego i ta krzywda mu się słusznie należy. Czyż nie uczyła się tego na studiach?

– Wyjadę do koleżanki – powiedziała. – Wrócę jutro po południu. Spakuj się, weź z domu wszystko, co chcesz. Nie chciałabym cię już zastać po powrocie. Z trudem powstrzymywała płacz. Szła do koleżanki pieszo. Zacisnęła usta. „Nie dam z siebie zrobić ofiary”, pomyślała. Koleżanka spytała, dlaczego przyszła tak nagle i bez uprzedzenia.

– Och, po prostu – powiedziała Kwiryna – muszę u ciebie przenocować. Na poduszce położyła koszulę, żeby nie nasiąkła łzami. Jak zorganizował transport w nocy? Głupie pytanie.

Zawsze i wszędzie umiał wszystko dla siebie załatwić. Z mieszkania zniknęły książki, płyty, obrazy i pies. Wspólna książeczka oszczędnościowa i samochód. Siedziała i przypominała sobie to wszystko już bez gniewu, jak epizod z serialu. Takie rzeczy się przecież zdarzają. Żal gdzieś wyparował. Kasia przyszła po trzech dniach od wyprowadzenia się ojca.

reklama

– Nie wiedziałaś, że ma kogoś? – zdziwiła się. – Wszyscy wiedzieli. Pokręciła się chwilę po mieszkaniu i wyszła. Jej bogaty, wspaniały mąż nie lubił, kiedy wybierała się gdzieś bez niego.

Następnego dnia dyrektorka podstawówki, w której pracowała Kwiryna, powiedziała jej, że zerówkę poprowadzi inna nauczycielka, a ona ma przejść do przedszkola. Siostra dyrektorki kończyła studia, było jej potrzebne miejsce po Kwirynie. Kwiryna zastanawiała się, dlaczego ją aż tyle naraz spotkało. Dopadła ją arytmia serca, choć serce ma zdrowe jak dzwon. Zawsze była wysportowana, szczupła, z pięknymi włosami, których nie trzeba było farbować na kasztanowo. Arytmia? Jak mogła sobie pozwolić na taką rozpacz?

Nie poszła pracować do przedszkola. Uznała przesunięcie z ukochanych klas początkowych do dzieci „nocnikowych” za degradację. Wieczorami chodziła po ulicach. Może kilometr, może dziesięć. Wracała do domu ledwo żywa. I smażyła placki ziemniaczane. Jadła nie więcej niż jeden. Dlaczego wciąż te placki? Nie wiedziała. Potem znów chodziła po mieszkaniu – od ściany do ściany. Piątego dnia po odejściu męża przyszła koleżanka. Zobaczyła puste regały. Może domyśliła się, ale nie powiedziała ani słowa.

– Idziemy do kina, zbieraj się – oświadczyła kategorycznie. W kinie Kwiryna siedziała wyprostowana i sztywna. Nie mogła zrozumieć, co się dzieje na ekranie. Koleżanka oświadczyła Kwirynie, że zabiera ją do leśniczówki. 

– Pójdziesz do lasu i wypłaczesz się, dlaczego ty w ogóle nie płaczesz, to nienaturalne – denerwowała się. Nie rozmawiały o mężu Kwiryny. Wieczorami siedziały przed kominkiem w leśniczówce i rozmawiały o książkach. W dzień zbierały grzyby. Kwiryna chodziła od drzewa do drzewa, nie myśląc o niczym.

Nie wróciła do pracy w szkole. Nie miała już arytmii serca, nie chodziła kilometrami po mieście, ale spotkała na ulicy kolegę ze studiów. Był teraz biznesmenem, prowadził wielką firmę budowlaną, miał żonę i córkę. Kwiryna powiedziała mu, że nie ma pracy, a on – że właśnie poszukuje kogoś do przyjmowania zleceń telefonicznych. Oferuje jej etat, żeby przetrwała do emerytury, a kiedy na nią przejdzie, może dalej u niego pracować.
Poszli do kawiarni i rozmawiali jedno przez drugie o wszystkim i o niczym. Opowiedziała mu o swoim małżeństwie. Ze zdziwieniem czuła, jak po policzkach spływały jej łzy i wszyscy dookoła to widzieli.

– Nie znam seksu, Paweł – mówiła – ten mój z mężem to szkoda gadać. Macierzyństwa też nie znam. Adopcja to nie to, co własne dziecko, choć bardzo kocham Kasię. Widzisz, Paweł, nie dostałam w życiu niczego, co ważne. Tylko zdrowie. Bo to mam bez zarzutu. Ale przecież do zdrowia potrzebne są jakieś dodatki, prawda?

– Zawsze cię lubiłem – powiedział kolega. – Może zakochałbym się wtedy, na studiach, gdybyś na to pozwoliła. Ale byłaś zawsze jakby za szybą, jakby dla nikogo. Teraz będziesz miała u mnie spokojną pracę. To prawie tak samo ważne jak zdrowie, przekonasz się, Kwiryna.

Przez następne dziesięć lat przyjmowała zgłoszenia od klientów, którzy chcieli zrobić remont albo zbudować dom. Miała ciepły głos i intuicję. Zgłoszenia przyjmowała od rana do 16.00, a czasem również wieczorem. Potem szła do kina. Ale coraz rzadziej i rzadziej. Zauważyła, że nie lubi się spotykać z ludźmi. Czuła głęboką niechęć, kiedy miała się z kimś zobaczyć i rozmawiać o byle czym. Koleżanki stopniowo wypadały z jej życia.

Już wieczorem z satysfakcją myślała, że będzie jadła śniadanie, zawsze to samo – ser i jabłko. Wytrzepie chodniczek, potem zrobi sobie kawę i postawi malowany kubeczek na krochmalonej serwetce. Potem będzie sprzątać. Pogrążała się w codziennych rytuałach. Wypełniały jej myśli, bo prawdę mówiąc, nie miała o czym myśleć. Potem zaczynały się telefony: „Naprawdę może pan zaufać naszej firmie” – mówiła spokojnym, ciepłym głosem. Kolega ze studiów twierdził, że jest firmowym aniołem.

Po południu nastawiała telewizję, przyjaciółkę samotnych. Jakaś książka. Kiedyś przygarnęła z ulicy kota. Spał z nią i miała dzięki niemu poczucie przynależności do kogoś obok. Kiedy wypadł z 12. piętra i zabił się, nie chciała już innego zwierzaka. Bała się cierpienia. Pragnęła spokoju. Żadnych arytmii. Tyle ludzi o tym marzy.

Źródło: Wróżka nr 3/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl