Modne magazyny i poradniki mają radę na stres – jesteś przemęczona i zestresowana? Weź urlop! Proste? Jasne, ale co zrobić, gdy właśnie z tego urlopu wracasz, przekraczasz próg pracy, a stres rzuca ci się do gardła? Spokojnie, i na to są sposoby.
Jest tak strasznie, że wolisz już nigdy nie wyjeżdżać, niż choćby jeszcze jeden raz przeżyć ten stan po powrocie? Nie rezygnuj z wakacji, kiepskiemu nastrojowi można zaradzić. Dziwisz się, że po dwóch tygodniach odpoczynku, słodkiego nicnierobienia, spacerów i leniuchowania czujesz zmęczenie, jakbyś nigdzie nie wyjeżdżała. A do tego jesteś dziwnie rozdrażniona, przygnębiona, a nawet masz problemy ze snem (i gdzie się podziały te niby naładowane na cały kolejny rok akumulatory?). Nie martw się, to nic strasznego, żaden stan chorobowy. Tak może się po prostu objawiać „zespół stresu pourlopowego”. Na szczęście jest do przeżycia. Choć raczej nie da się go uniknąć, z pewnością można go zminimalizować.
Trudno wejść od razu na wysokie obroty, potrzebny jest czas na adaptację do nowego trybu życia. Niestety, do dobrego organizm szybko się przyzwyczaja i już po tygodniu czy dwóch rozkoszowania się późnymi kolacyjkami albo nocnymi spacerami po urokliwych uliczkach wakacyjnych kurortów (co potem trzeba przecież odespać), trudno wstać na zawołanie budzika i niczym skowronek ruszyć do codziennych zadań za biurkiem. Psycholodzy uważają, że organizm może reagować niechęcią na koniec urlopu od kilku dni do dwóch tygodni. Wszystko zależy od długości wypoczynku i intensywności zawodowych zajęć po jego zakończeniu.
Musimy dać sobie trochę czasu, zanim zaczniemy tryskać nowymi pomysłami – najlepszą wydajność i świeże spojrzenie na zawodowe problemy zyskamy najwcześniej 3–4 dni po urlopie, gdy przyzwyczaimy się już do myśli, że szum fal bijących o brzeg, dotyk gorącego piasku na skórze, zapach wiatru należą do przeszłości albo dość odległej przyszłości, natomiast tu i teraz mamy tę samą, znaną od lat i niekiedy nużącą pracę. Pomyśl, spędziłaś wspaniałe chwile: zamiast wstawania na baczność pod dyktando nielitościwego budzika, żołnierskiego prysznica, połykania w biegu kanapki popijanej parzącą kawą i przegryzanej pastą do zębów, bo czas goni, a autobus trąbi na przystanku – leniwe przeciąganie się w pościeli, może śniadanie w łóżku. A jeśli nawet nie, to długo celebrowana poranna kawa, spacery boso po rosie. Powrót do kieratu po tych cudownie odprężających dniach to istna tortura. A jednak, trzeba się jej poddać.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.