Brunetka rozjaśnia włosy

Rzadko patrzę w lustro. To nie znaczy, że nie obchodzi mnie, jak wyglądam. Nigdy nie miałam jednak ochoty na radykalną zmianę swojego wizerunku, mówi aktorka Agnieszka Grochowska.

Brunetka rozjaśnia włosyBlondynka: Pierwszy raz rozjaśniłam włosy na potrzeby filmu. Wszyscy pytali, czy wróciłam z ciepłych krajów. Sama też tak się czułam: jakbym wróciła z podróży, która zmienia wszystko…

Nie szukam na portalach i w gazetach swoich zdjęć z festiwali czy przyjęć.
Na tych ostatnich też zresztą bywam rzadko. Nawet na premierę własnego filmu potrafię się wyszykować w pół godziny. Od dawna planuję, że następnym razem będzie inaczej. Że nawet godzinę poświęcę na malowanie, dobieranie stroju i układanie włosów. A później 45 minut przed imprezą odrywam się od książki i pędzę do łazienki.

W dodatku, kiedy w pośpiechu szykuję się na spotkanie prywatne, kreska nad okiem wychodzi mi równo, a włosy układają się jak trzeba. A przed premierami to się nigdy nie udaje.

Wyskakuję więc w stałym zestawie, średnio galowym, ale na szczęście zaraz zapominam, jak wyglądam. Skupiam się na tym, co widzę na ekranie. Ponieważ rzadko patrzę w lustro, z zaskoczeniem rejestruję zmiany zachodzące z wiekiem – widoczne tylko dla mnie linie na czole czy w kącikach oczu. A jeszcze niedawno w „Warszawie”, moim pierwszym filmie, byłam dzieckiem, które gra dorosłą.

Już od lat chowam się w bezpiecznej wersji siebie – brunetce z ciemnymi włosami. Pierwszy raz zmieniałam kolor włosów dopiero rok temu na planie filmu „Kamfora”. Z reżyserem Filipem Marczewskim doszliśmy do wniosku, że granej przeze mnie postaci bardziej pasują jaśniejsze włosy.

reklama

Stylista Łukasz Pycior rozjaśnił mi je tak dobrze, że wszyscy pytali, czy właśnie wróciłam z ciepłych krajów. Były jak wypalone przez słońce. A ponieważ moja cera wydawała się przy tym bardziej śniada, wyglądałam, jakbym rzeczywiście przez kilka miesięcy włóczyła się po Indiach. Sama też tak się czułam – jakbym wróciła z podróży, która zmienia wszystko.

Z lustra patrzyła na mnie inna Agnieszka: dojrzalsza, poważniejsza, z oczami w innym odcieniu brązu. Która, w dodatku, wykracza poza szufladkę, do jakiej ją wtłoczono – grzecznej, ułożonej dziewczynki. Wiem, że środowisko teatralno-filmowe też to zauważyło. Zaczęto przymierzać mnie do ról, których wcześniej nikt by mi nie zaproponował.

Brunetka rozjaśnia włosyDecyzja o zmianie koloru włosów – choć może to zabrzmieć nieprawdopodobnie – nie przyszła mi łatwo. Była rodzajem odwagi, na jaką nie mogłam się zdecydować przez wiele lat. Kilka dni temu wpadła mi w ręce fotografia z czasów, kiedy miałam 12–13 lat. Okazało się, że włosy miałam dokładnie takie, jakie zrobił mi Łukasz. Że jako dziecko byłam bardziej ciemną blondynką niż szatynką. Kompletnie o tym zapomniałam.

Nie chodzę na fitness, nie zaczynam dnia od biegania.
Natura obdarzyła mnie szczęśliwą przemianą materii. Za to lubię pracę fizyczną. Nie mogę usiedzieć spokojnie, kiedy ktoś coś przestawia bądź przenosi. Muszę się od razu włączyć. Teraz, kiedy kupiliśmy dom na Podlasiu, mam wreszcie gdzie działać. Przez osiem godzin dziennie potrafię przycinać gałęzie, rąbać drewno, sadzić, pielić albo układać bruk z pozostałych po budowie cegieł.

Jestem już z tego znana na całą wieś. Ta praca to dla mnie rodzaj medytacji. Nie myślę wtedy o niczym, ulatuje gdzieś niepokój, który dobrze zna każdy aktor, który nie pracuje na kontrakcie w teatrze czy serialu i stale czeka na propozycję roli. Mój zawód nie należy do najłatwiejszych. Głównie dlatego, że tak bardzo angażuje psychicznie.

Zmusza do wchodzenia w rejony, w które w normalnym życiu nie chcielibyśmy się zagłębiać. Jest oczywiście też nagroda. Aktorstwo dostarcza niesamowitej adrenaliny, radości, której nie da się porównać z niczym innym. Pierwsze dni na planie to dla mnie zawsze okres wielkiego niepokoju. Najpierw jest poczucie, że nic nie wiem i na pewno nie dam rady. Dopiero po kilku dniach, kiedy oswoję się z ekipą, to uczucie zastępuje pewność i spokój.

Na co dzień równowagi uczę się od Dyzia.
To nasz pies, mieszaniec husky, którego uratowaliśmy z łańcucha. Nie tylko dlatego, że Dyzio jak nikt potrzebuje regularności – musi być wyprowadzony na spacer, dostać posiłek. To istota, która jest tu i teraz. Nie koncentruje się, tak jak człowiek, na przeszłości albo na planach. To od Dyzia uczę się naprawdę być.


Wysłuchała: Karolina Kowalska
fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Gazeta
fot. Krzysztof Kuczyk/ FORUM

Źródło: Wróżka nr 6/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl