Jestem totalnie szczęśliwy

Bartłomiej Topa, aktor, żyje uważnie, bo według niego każda chwila jest cudem. Nie boi się śmierci i wierzy, że wystarczy się otworzyć, by zobaczyć… elfy.

Jestem totalnie szczęśliwyGdy mam z czymś problem, gdy nad czymś rozmyślam i szukam rozwiązania, pytam samego siebie, bo wszystko jest w nas. Odpowiedzi na wszystkie pytania, niewiarygodna siła, morze miłości, wielka mądrość.

* Wiem, że pana mogę o to zapytać. Wierzy pan w krasnoludki i elfy?
Wierzę, że istnieją obok nas inne istoty i różne formy życia, kórych nie potrafimy jeszcze dostrzec. Zarówno z powodu stopnia rozwoju duchowego, jak i tego, że jesteśmy na nie zamknięci. Niegotowi, by wszystko ujrzeć. I nie jest to właściwie kwestia wiary, ale edukacji, wiedzy.

Zjawiska, nazywane powszechnie metafizycznymi, coraz częściej da się wyjaśnić naukowo. Ale rozumieć więcej można także dzięki pracy nad sobą, rozszerzaniu świadomości. To, że nie potrafimy czegoś zobaczyć, nie znaczy, że tego nie ma.

* Mój znajomy, który zbierał materiał do książki o baśniach i legendach Mazowsza, mówił mi, że na wsiach ludzie ciągle wierzą, że to strzygi nocą zaplatają warkoczyki na końskich grzywach.
Piękna historia.

* A gdybyśmy tak chcieli te strzygi zobaczyć? Jak rozszerzyć świadomość, jak się otworzyć?
Na przykład oddychać. Ale w odpowiedni sposób. Ja robię tak: głęboki wdech, liczę do sześciu, potem pauza, znów liczę do sześciu i wydech też na sześć, znów pauza na sześć. Pięć cykli po cztery oddechy. To trwa 10-12 minut. Robię to codziennie.

reklama

* I co to daje?
Obserwuję siebie. Widzę, jakie pojawiają się myśli, jaki jest mój stan emocjonalny. Widzę i czuję więcej. Po takiej sesji człowiek zaczyna rozumieć, że jesteśmy jednością, że ludzie są identyczni. I że to jest droga do szczęścia.

* Pan jest szczęśliwy?
Totalnie.

* Miliony ludzi miotają się w poszukiwaniu szczęścia. A pan tak po prostu mówi, że jest totalnie szczęśliwy.
Bo jestem. I niczego szczególnego nie robię. Poddaję się życiu. Wstaję rano do działania, potem znów się kładę. Ale staram się być całym sobą w każdej sekundzie. Nie cofam się, nie biegnę do przodu. Bardzo się pilnuję, żeby być tu i teraz, choć to strasznie wyświechtany slogan. Jednak naprawdę działa.
Gdy mam z czymś problem, gdy nad czymś rozmyślam i szukam rozwiązania, pytam samego siebie, bo wszystko jest w nas. Odpowiedzi na wszystkie pytania, niewiarygodna siła, morze miłości, wielka mądrość.

* Zawsze dostaje pan odpowiedź?
Zawsze. Albo od razu, wprost, albo najpierw dzieje się coś, co jest obrazem, zdarzeniem, sytuacją. Analizując ją, wiem już, że ten znak był dla mnie.

* A znaki nieracjonalne, metafizyczne? Doświadczał ich pan?
Całe życie jest nieracjonalne, jest cudem. Każdy moment jest unikalny, ale większość ludzi nie myśli o tym w ten sposób, bo system edukacji i rozwój cywilizacji przyzwyczaił nas do nieodczuwania, obojętności, niereagowania na to, co spotyka nas na co dzień. Mnie nie dziwią zjawiska nadnaturalne, bo dla mnie każda zwyczajna na pozór sytuacja jest zadziwiająca. Dlatego gdy na moim łóżku uginał się materac, a ja siedziałem obok i wyraźnie widziałem, jakby niewidzialna istota stawiała na nim kroki, nie wydało mi się to ani straszne, ani niesamowite. Było to zaraz po śmierci mojego kolegi. Wiedziałem, że przyszedł pokazać mi, że wciąż jest. Dał mi znak.

* A gdzie jest, według pana? W innej przestrzeni?
Tak.

* Sądzi pan, że ludzie, którzy są po tamtej stronie, mogą nas widzieć?
Niektórzy tak, niektórzy nie. Pewnie wszystko zależy od bagażu doświadczeń, nie wiem, jak ją określić: istoty, duszy, świadomości? Pewnie niektórym jest to potrzebne, niektórym nie. Śmierć jest tylko przejściem do innego świata. Ludzie, którzy mocno, emocjonalnie i często materialnie byli związani ze swoim ziemskim życiem, wciąż tutaj krążą i próbują nasycić się tutejszą energią. Pogodzeni, odchodzą do innych wymiarów. Od ich wibracji zależy, jakie one będą. Jestem jednak przekonany, że mogą tu wrócić, jeśli będą musieli albo chcieli „przepracować” jakieś zadanie. Według mnie reinkarnacja istnieje.

* Słyszałam, że jest pan jak dr Dolittle: umie pan rozmawiać ze zwierzętami.
(śmiech) Mam z nimi dobry kontakt. Kiedyś udało mi się zatrzymać psa, który chciał się na kogoś rzucić. Nie ręcznie, oczywiście, ale mentalnie. Pies był wilczurem, a okoliczności całego zdarzenia niebezpieczne.

* I jak pan to zrobił?
Skoncentrowałem się i nakazałem psu, żeby się uspokoił. Ważna jest siła i intencja. Nie pamiętam już, jakiej użyłem formułki. A ze zwierzętami kontakt mam dobry również dlatego, że skończyłem technikum weterynaryjne. Mam psy, choć jeden z nich teraz odszedł.

* To rzadkość, by ktoś mówił o zwierzęciu „odszedł”. Powszechnie mówi się, że pies zdycha.
Miałbym problem, żeby tak powiedzieć. Tak samo, jak nie rozumiem nazywania zwierząt „braćmi mniejszymi”. To wartościowanie: ja jestem lepszy, ważniejszy, ktoś gorszy, mniej ważny.

* Jest pan wegetarianinem?
Tak, od 22 lat. To była jedna z tych decyzji, które podejmujemy, zyskując większą świadomość. Trzymam się jej, choć zdarzały mi się kilkutygodniowe powroty do jedzenia mięsa. Jednak w końcu znów zawsze wracałem do diety wegeteriańskiej.

* Gdyby miał pan dokończyć zdanie „Najważniejsze w życiu jest…”?
Oddech.


Sonia Ross
fot. Michał Hetmanek/ Reporter

Źródło: Wróżka nr 7/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl