Zdrowie na życzenie

Medytacja wpływa nie tylko na mózg, ale również na sposób, w jaki myślimy i czujemy. Zagłębiając się we własnych myślach, możemy pokonać ból, depresję, a nawet nowotwór.

Zdrowie na życzenieWystarczy usiąść wygodnie, zamknąć oczy i przez 10-20 minut dziennie… nic nie robić. Po pół roku zapomnisz o stresie i przygnębieniu, które towarzyszą ci od miesięcy. Ataki złości (któż ich nie ma?) staną się coraz rzadsze i coraz krótsze. Przestaniesz się obwiniać i wreszcie polubisz samą siebie. Szybko zauważysz, że wraz z pogodą ducha i energią życiową wzrósł twój iloraz inteligencji, ożywiła się wyobraźnia, poprawiły się zdolność koncentracji i pamięć. Ale to dopiero początek…

Twój oddech, dotąd szybki i płytki, spowolni się i pogłębi. Obniży się ciśnienie krwi. Serce przestanie łomotać i zwolni swój rytm. Znikną dokuczliwe bóle mięśni i migreny, a gruczoły dokrewne zaczną wydajniej produkować hormony. Będziesz rzadziej kichać i chrypieć, bo wzrośnie twoja odporność. I to nie tylko na zwykłe przeziębienia i infekcje!

W 1979 roku izraelscy uczeni zbadali 23 ochotników. 12 z nich praktykowało przez 11 miesięcy medytację. Reszta nie medytowała wcale. W grupie medytującej poziom cholesterolu (jednej z przyczyn chorób serca) obniżył się z około 255 mg/dl do 225 mg/dl. U tych, którzy nie medytowali, żadnych zmian nie zaobserwowano.

Harwardzka Klinika Ciała i Umysłu od 30 lat bada lecznicze możliwości medytacji. Do tej pory naukowcy z amerykańskiego ośrodka dostrzegli jej pozytywny wpływ na takie dolegliwości, jak: nadciśnienie, arytmia serca, chroniczny ból, migrena, bezsenność, depresja oraz szeroko pojęte zaburzenia psychosomatyczne (między innymi niepłodność czy nowotwory). Innymi słowy medytacja to coś więcej niż tylko fitness dla mózgu i duszy – to też cudowne panaceum dla ciała.

reklama

Myślę, więc jestem
Buddyjski mnich, medytujący w pozycji lotosu, na pierwszy rzut oka wygląda, jakby jego mózg przestawił się na stan uśpienia. Ale to pozory. Zagłębiając się w myślach, bynajmniej nie usnął, tylko przeszedł w stan czujności i najwyższego skupienia. Tak samo zresztą podczas żarliwej modlitwy zachowują się umysły katolickich zakonnic.

Łacińskie słowo meditatio oznacza namysł i z reguły ma podtekst religijny. Uprawiając medytację leczniczą, nie trzeba jednak kontemplować skomplikowanych zagadnień teologicznych. Twoim zadaniem będzie bowiem nie rozważanie nad boskością, ale uspokojenie pracy mózgu, a następnie wizualizacja zdrowia, czyli wyobrażenie siebie w pełni sił. Neurolodzy traktują medytację jak odmienny stan świadomości, pokrewny relaksacji, hipnozie lub snowi.

Twierdzą też, że zagłębienie się w myślach samo w sobie jest zdrowe. Powoduje ono zwiększenie masy i sprawności mózgu oraz spowolnienie procesu jego starzenia się. Na poparcie swoich tez oprócz pięciu tysięcy lat doświadczeń mnichów z Dalekiego Wschodu mają też badania, które w ciągu 40 lat przeprowadzono z użyciem czułego elektroencefalografu (EEG) i rezonansu magnetycznego (MRI) w tak szacownych ośrodkach badawczych, jak: Harwardzka Klinika Ciała i Umysłu czy Uniwersytet Tokijski.

Zdrowa fala
Dr Andrew Newberg, neurofizjolog z Medical Center University of Pennsylvania, obserwując funkcjonowanie układu nerwowego mnichów buddyjskich, zauważył, że podczas medytacji uaktywnia się kora przedczołowa mózgu, odpowiedzialna za skupianie uwagi, a przestaje działać płat ciemieniowy, związany z orientacją w czasie i przestrzeni (skutkiem czego jest uczucie oddzielania się duszy od ciała). Podczas medytacji urządzenia zarejestrowały też w mózgu emisje fal: alfa (o częstotliwości około 8-13 Hz), beta (12-28 Hz), theta i delta (4-7 i 0,5-3 Hz) oraz gamma (40-100 Hz). Te pierwsze pojawiają się w stanie relaksu, drugie są znakiem skupienia, trzecie – snu, a te ostatnie stanowią dowód niezwykłej koncentracji mózgu.

Naukowcy nazywają je naturalnymi antydepresantami. W rzeczywistości fale gamma są rodzajem kodu, którym komunikują się neurony z odległych od siebie obszarów mózgu. Wpływając na najważniejsze funkcje ludzkiego umysłu: świadomość, pamięć, uwagę, fale o najwyższej częstotliwości wyznaczają naszemu umysłowi optymalny rytm pracy, którego utrzymanie jest dla mózgu tak samo ważne jak dla serca regularne bicie. Medytacja nie przynosi żadnych niekorzystnych skutków ubocznych – zero kosztów, same zyski! Dlatego też znalazła się w programie leczenia wielu amerykańskich szpitali. Poddaje się jej, na przykład, pacjentów czekających na ciężkie operacje.

Myśl silniejsza niż rak
„Byłem chory na raka. Lekarze mówili, że wyleczyć się go już jednak nie da. Między wierszami usłyszałem, że moje dni są policzone. Dziś mija osiem lat od tamtego momentu. Żyję wbrew diagnozom lekarzy. Doktor, który mnie prowadził, mówił: »Nic z tego nie rozumiem. To nie powinno się wydarzyć, ma pan szalone szczęście«. Ale to nie było szczęście. Pomogła mi siła woli i skupianie się na tym, żeby pozbyć się tego świństwa. Koncentrowałem się na swoim ciele i myślałem tylko o jednym – żeby było zdrowe. Ale kiedy opowiadam to ludziom, najczęściej pukają się w czoło” – powiedział mi kiedyś jeden z pacjentów.

Zresztą podobne kwestie w gabinetach lekarskich słyszy się coraz częściej, bo coraz więcej jest tych, którym udało się pokonać chorobę myśleniem. I to nie tylko w wyobraźni. Współczesna nauka potrafi wyjaśnić fenomen samoleczenia, który niesie medytacja. Badania, przeprowadzone na potrzeby tysiąca naukowych rozpraw, pokazały, że obniżając stężenie kwasu mlekowego we krwi i zwiększając opór elektryczny skóry (co jest jednym z symptomów głębokiego relaksu), na poziomie fizjologicznym redukuje ona poziom stresu lepiej niż trening relaksacyjny, wizualizacja czy hipnoza. A właśnie w stresie jest rak pogrzebany.

Stres pierwszy krok do piekła
Nowotwory są chorobami psychosomatycznymi – czynnikiem sprzyjającym ich rozwojowi jest stres psychologiczny. To rodzaj napięcia, który ma swoje źródło w naszych konfliktach wewnętrznych, dramatycznych przeżyciach, autoagresji i lęku. Stres wspomaga rozwój raka na dwa sposoby. Po pierwsze, zwyrodniałe komórki są przez organizm traktowane jak rana. Skaleczenie wyzwala w ciele reakcje obronne. Ciało poprawia więc ukrwienie miejsc zranionych, zagęszczając sieć naczyń krwionośnych w okolicy uszkodzenia. Ma to ułatwić i przyspieszyć gojenie się ran. W przypadku nowotworu działa to jednak odwrotnie – komórki rakowe są lepiej odżywiane i szybciej się rozwijają…

Po drugie, długotrwałe nierozładowane napięcie psychiczne prowadzi do podwyższenia we krwi poziomu kortyzolu – hormonu, który ciało wydziela w stresie i który przyspiesza przemianę materii. Niestety, przedłużająca się obecność kortyzolu we krwi sprawia, że hamowana jest produkcja „naturalnych obrońców” w naszym organizmie – limfocytów. Ich zadaniem jest niszczenie obcych bakterii, wirusów czy komórek nowotworowych oraz przyspieszenie gojenia ran. Można powiedzieć, że im dłużej jesteśmy w stresie, tym mniej komórek odpornościowych znajduje się we krwi. A im mniej limfocytów, tym bardziej człowiek jest podatny na przeziębienia i tym dłużej goją się rany.

Łagodząc stres, medytacja prowadzi więc do tego, że rak nie jest przez ciało „odżywiany” i zwiększa ilość komórek, które go niszczą. Dzięki temu medytujący może powstrzymać rozwój, a czasem nawet „cofnąć” nowotwór. Na tym polegają „cudowne uzdrowienia” ludzi, którzy „zawzięli się” i zaczęli codziennie wyobrażać sobie, że pokonają chorobę itp. Medytacja nie daje nadprzyrodzonych mocy, ale pobudza naturalne zdolności organizmu. Nie ma tutaj cudu, choć cała rzecz jest niezwykła.

Medytacja jako sposób leczenia nie wiąże się z ryzykiem i nie wywołuje żadnych skutków ubocznych. Innymi słowy to taki rodzaj terapii, który przy zerowych inwestycjach (prócz poświęconego czasu) zapewnia same zyski.

Rodzaje medytacji

Medytacja transcendentalna – polega na skierowaniu uwagi do wewnątrz na bardziej subtelne formy myślenia i doświadczania świata poprzez koncentrowanie się na jednym tylko bodźcu i ignorowaniu wszystkich innych. Stosuje się zazwyczaj mantrę – powtarzanie wielokrotnie tego samego dźwięku, „aż umysł wykroczy poza najsubtelniejsze stany myślowe i dotrze do źródła myśli”.
Medytacja otwarcia – polega na koncentrowaniu się początkowo na jednym tylko bodźcu i stopniowym rozprzestrzenianiu uwagi, tak aby objąć nią całe otoczenie.
Medytacja uważności – utrzymywanie czujności umysłu przy jednoczesnym niepodtrzymywaniu myśli. Skupiasz się na każdej myśli i bodźcu, które się pojawiają. Nie przywiązujesz się jednak do nich, pozwalając swobodnie napływać kolejnym bodźcom.

Jak medytować?

Usiądź w milczeniu w wygodnej pozycji. Nogi powinny pełnymi stopami dotykać podłogi, kręgosłup i głowa w linii prostej. Postawa ma być swobodna, luźna i przyjemna. Zamknij oczy – tak będzie łatwiej ci się „wyłączyć”. Rozluźnij mięśnie, oddychaj powoli i naturalnie. Skupiając się na swoim oddechu (nie przyspieszaj go ani nie spowalniaj), wyobraź sobie siebie samą w pełni zdrowia. Skoncentruj się na tej wizualizacji i z pełną koncentracją (a nie mechanicznie) przywołuj ją w momencie każdego wydechu.

Nie zaprzątaj sobie głowy tym, czy dobrze medytujesz. Koncentruj się tylko na pokonaniu choroby. Kiedy pojawią się inne myśli, przejdź nad tym do porządku i powróć do swojego powtarzania. Po zakończeniu medytacji nie otwieraj od razu oczu, pozwalając powrócić innym myślom. Zrób to po upływie minuty, po kolejnej – wstań. Medytację praktykuje się raz lub dwa razy dziennie przez 10-20 minut.


Marcin Florkowski

Źródło: Wróżka nr 7/2011
Tagi:
Komentarzy: 1
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl