Herbaciany dżin

– Pani się duchów nie boi, prawda? –  zapytała mnie perska piękność o śpiewnym imieniu Aida.
– Ależ skąd, wcale – zapewniłam, jak na profesjonalnego detektywa przystało. Nie dodałam tylko, że z duchami mam czasem na bakier. Zwłaszcza jeden potrafi mnie doprowadzić do szewskiej pasji.


Herbaciany dżinPrzede mną siedziała córka bogatych Persów z Iranu. Siedziała, od czasu do czasu pochlipując sobie pod nosem. Najwyraźniej czekała, aż zacznę zadawać pytania. Popatrzyłam z nieskrywaną zazdrością na piękne, migdałowe, odrobinę załzawione oczy mojej nowej klientki. Pinezka zrobiła to samo i po chwili, pewnie też z zawiści, prychnęła, po czym schowała się za szafę. Zauważyłam, że kocica ma ostatnio straszne humory.

– Może przechodzi klimakterium? – odezwała się Natalia.
– Miałaś nie czytać w moich myślach, prawda?! – warknęłam do ducha mamusi, zapominając o obecności Aidy.
– Pani w tej chwili rozmawia z duchem? – domyśliła się perska bogini. Bezmyślnie przytaknęłam. W oczach Aidy pojawiło się uznanie.
– No dobrze – ucięłam temat. – A w pani przypadku o jakiego ducha chodzi?
– O dżina.

– Uuuu – nawet nie próbowałam ukryć zdumienia.
– No właśnie – przytaknęła Aida. – W dodatku o dżina, który uwziął się na mojego męża! Poczułam, że albo mam do czynienia z kompletną wariatką, albo stoję przed nie lada wyzwaniem.
– Strasznie go kocham. Gucia, nie dżina – wyznała piękna żona. – A ten wstrętny demon chce mi go odebrać.

Gustawa Mroczyńskiego, dla przyjaciół Gucia, Aida poznała sześć lat temu, podczas studiów. Ona studiowała architekturę. Była najzdolniejszą i, rzecz jasna, najpiękniejszą studentką na roku. Gustaw za to studiował rolnictwo, bo tylko na ten kierunek udało mu się dostać. A na dodatek był okropnie brzydki. O czym przekonałam się, gdy Aida wyjęła z torebki fotografię.

reklama

– Prawda, że cudowny? – zapytała, a ja z wrodzonej delikatności uznałam to pytanie za retoryczne. W głowie zaświtały mi jednak inne: Jak to możliwe, by tak piękna kobieta zakochała się w takim brzydalu? I by takim rudzielcem o wzroście ogrodowego krasnala jak ja zainteresował się ktoś tak przystojny jak rehabilitant Krzysztof?

Aida tymczasem niespodziewanie się rozgadała. Ze szczegółami opowiedziała mi słodko-gorzką historię miłości do Gustawa. Rodzice, dowie- dziawszy się, że wyszła za mąż za Polaka, wyrzekli się jej. Z rodziną Mroczyńskich Gustaw nie miał lepiej. Jawnie dawali mu do zrozumienia, że nie są zachwyceni synową z jakiegoś tam, za przeproszeniem, Teheranu.

Z trudem wiążąc koniec z końcem, odrzuceni przez bliskich, małżonkowie zamieszkali na jednym z krakow- skich osiedli, w kawalerce. Po jakimś czasie ich problemy finansowe zniknęły, bo Aida projektowała luksusowe apartamenty. Gustaw też jakoś sobie radził, pracując w firmie urządzającej ogrody. Wtedy właśnie pojawił się dżin. Demon, który w arabskiej tradycji posiada nadnaturalne moce, potrafi wszystko lub prawie wszystko. Dżin do Gucia przychodzi co noc. Ciągle z tym samym rozkazem.

– Każe mu… odejść ode mnie, bo jak nie, to będzie miał przechlapane – Aida całkiem się rozkleiła. Nie wiedziałam, jak się zachować, i tępo patrzyłam, jak płacze. Na szczęście Pinezka uratowała sytuację. Wyszła zza szafy i wskoczyła klientce na kolana. Pomyślałam, że mój kot ma, co prawda, humory. Ale, jak trzeba, empatii mu nie brakuje.

Demon straszył Gucia bardzo konkretnie. Na przykład, że jak go wreszcie nie posłucha, to straci pracę. W ostateczności, jeśli nadal będzie głuchy na jego prośby i groźby, może stracić i życie.Faktem jest, że Gustaw na początku próbował sytuację bagatelizować. W końcu jednak wpadł w depresję. Nie jadł, nie spał, nie chodził do pracy. Kiedy w końcu go zwolniono, oboje z Aidą uznali, że dżin właśnie zaczął wprowadzać swoje groźby w czyn. Wtedy przeszło jej przez głowę, że arabskie dżiny nie pojawiają się tak bezsensownie w krajach, w których ludzie o ich istnieniu zwykle nie mają pojęcia. Uznała, że w całej tej sprawie na pewno maczała palce jej rodzina.

W akcie desperacji pojechała nawet do Iranu. Rodzice wyśmiali jednak wyrodną córkę. Do rozpuku rozbawiło ich przede wszystkim to, że ona wierzy w istnienie dżinów. Usłyszała, że w Polsce kompletnie zgłupiała, że tylko w dzikich krajach ludzie ulegają zabobonom… Załamana wróciła do Krakowa. Bojąc się o życie ukochanego Gucia, coraz częściej poważnie myślała o odejściu od męża. Po wyjściu Aidy zaczęłam przekopywać internet w poszukiwaniu jakiego-kolwiek punktu zaczepienia. Ale nie znalazłam niczego, co pomogłoby mi rozwiązać sprawę.

– Ponoć są to duchy powstałe z czystego ognia bez dymu. Mogą przyjmować dowolną postać. Człowieka, potwora, a nawet zwierzęcia, które znajduje się w ich pobliżu. Czasem więc lepiej, jeśli narazimy się dżinowi, unikać zwierząt w swoim otoczeniu – relacjonowałam świeżo nabytą wiedzę zaciekawionej Klotyldzie, która zjawiła się u mnie w okolicach północy.
– Sprawdziłaś, czy Mroczyńscy nie hodują przypadkiem rybek albo myszoskoczka? – zapytała chichocząc Natalia.
– Dobry pomysł. Przejdź się do nich do domu – poradziła mi, na odmianę poważnym tonem, Klotylda. – Poszukaj jakichś znaków. Może ktoś po prostu rzucił na nich urok.

Posłuchałam medium. Do Mroczyńskich wybrałam się następnego ranka. Ich maleńka kawalerka była czyściutka i gustownie urządzona. Widać, że Aida postarała się, żeby ich gniazdko miłości było bardzo przytulne. Obejrzałam każdy kąt, ale żadnego pentagramu czy innego podejrzanego znaku nie znalazłam. Znalazłam za to w łóżku półprzytomnego Gustawa, który z trudem wstał, żeby się ze mną przywitać. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Był to kuzyn Gustawa, Robert. Przyniósł w prezencie ziołową herbatkę, którą Aida czym prędzej zabrała do kuchni.

– To ostatnia rzecz, która jeszcze trzyma go przy zdrowiu – wyjaśniła mi szeptem, przygotowując napar w kuchni. Dodała, że kuzyn Gucia jest jedyną osobą z rodziny Mroczyńskich, która utrzymuje z nimi kontakt. Twierdziła, że Robert jest dobrym, troskliwym człowiekiem i okazywał jej ostatnio mnóstwo wsparcia.
– Przynosi nam te cudowne herbaty ziołowe – pokazała mi dwie torebki z suszonymi listkami o odurzającym, obrzydliwym zapachu.
– Ta jest dla Gucia na jego depresję, a ta jest dla mnie, zwykła, smakowa. Ale pyszna – wytłumaczyła Aida.
– Czy Robert jest zielarzem? – zapytałam trochę zdziwiona specyficznym objawem troski kuzyna Gustawa.
– Tylko z zamiłowania – usłyszałam.

Z zawodu był elektronikiem, prowadził mały punkt naprawy telefonów komórkowych w dużym centrum handlowym. Aida pokazała mi komórkę, którą sprezentował Gustawowi.
– Nic nie znalazłam – warknęłam wchodząc do Klotyldy.
– A ty nie masz zwyczaju pukać? – oburzyła się.
– Nauczyłam się tego… od ciebie – rzuciłam złośliwie. Przyjrzałam się jej. Coś mi w niej nie grało.

– Starałam się w zaświatach skontaktować z jakimś dżinem, ale pudło, ich po prostu nie ma – powiedziało medium, jakby nie zauważając moich docinków. – Albo to perskie bożyszcze jest niespełna rozumu, albo musisz poszukać racjonalnej przyczyny. Chcesz soku? Siedząca obok Natalia nalewała sobie właśnie do kieliszka kolejną porcję wiśniówki. Nagle uświadomiłam sobie, że Klotylda jest… trzeźwa.
– Lekarz jej powiedział, że jest uczulona na alkohol – Natalia zwijała się ze śmiechu. Spojrzałam na Klotyldę z niedowierzaniem.
– No uczulona jestem, cholera jasna! – Klotylda wkurzona nalała sobie soku, a duch mojej matki spadł z krzesła i zaczął turlać się po podłodze.

Zgodnie z sugestiami mojej trzeźwej mimo woli sąsiadki zaczęłam szukać przyczyn kłopotów Mroczyńskich poza światem metafizycznym. W sukurs przyszedł mi mój ulubiony nadkomisarz Kajetan Wisła. Zaopatrzył mnie w małe, niewinne urządzonko. Po raz kolejny odwiedziłam mieszkanie Mroczyńskich. I wkrótce wszystko stało się jasne. Zaprosiłam Aidę do biura. Zapytałam, czy jest gotowa osobiście posłuchać głosu dżina, który nawiedzał jej męża. A który to głos zdobyłam dzięki pluskwie, którą założyłam w telefonie komórkowym Gustawa. Dzięki uprzejmości uprzejmego nadkomisarza. Aida milcząco przytaknęła. Puściłam nagranie...

– Przecież to Robert! – krzyknęła Aida ze zdumieniem. – Ale jak to możliwe? Przecież Gustaw rozpoznałby głos swojego kuzyna!
– Nie, ponieważ był naćpany halucynogennymi ziółkami, które dostawał od Roberta, a które pani z wielką ochotą mu parzyła – wytłumaczyłam.
– Ale przecież ja powinnam słyszeć, jak Robert gada do Gucia w nocy…

– Herbatka przeznaczona dla pani była silnym środkiem usypiającym. Nawet gdyby strzelały armaty, to by się pani nie obudziła – rozwiałam złudzenia Aidy. Dodałam, że Robert był jedynie wykonawcą pomysłu, na jaki wpadła cała rodzina Mroczyńskich. Celem było pozbycie się z życia Gustawa jego żony, z jakiegoś, za przeproszeniem, Teheranu.

Pod lupę wziął wkrótce Roberta nadkomisarz Wisła. Kuzyn Gucia trafił za kratki za handel nielegalnymi substancjami i za narażenie zdrowia oraz życia Aidy i jej męża. Gustaw szybko wyszedł z depresji, małżonkowie znów byli szczęśliwi. Ja za to szczęśliwa nie byłam wcale. Bo jak tu być szczęśliwym, gdy trzeba będzie zdobyć się na odwagę, by oznajmić przystojnemu rehabilitantowi Krzy-sztofowi, że nie chcę się już z nim więcej spotykać? (Swoją drogą, co na to powie mój kręgosłup?!).

Jak odczuwać szczęście, gdy wie się, że jedyne, o czym się marzy, to spotkać się znów, choćby przypadkiem, z wcale nie tak znowu przystojnym człowiekiem, o którym niewiele więcej się wie – że jest biologiem-atropologiem, że w godzinach pracy grzebie w ludzkich czaszkach, na przykład w czaszce pewnej księżnej. Że jedyne dziś moje marzenie to Czarek Czarny.


Ewa Aleksandra Mleczko,
Sonia Jelska

Źródło: Wróżka nr 9/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl