Chłopy są jakieś inne

„Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, orły, sokoły, herosy?”, pytała w połowie lat 70. Danuta Rinn. I sama sobie odpowiadała – nie ma, nie ma!

Patrick Swayze jako kobieta w "Ślicznotkach"Wtedy jeszcze daleko było do kryzysu silnej płci. Wciąż funkcjonował supermęski kanon: maniery Jamesa Bonda, umysł Stirlitza, mięśnie Janosika, serce Kmicica. Ten wzorzec zakwestionowano w latach 90. Podano w wątpliwość wszystko, co dotąd uważano za typowo męskie i typowo żeńskie: podejście do życia, wrodzone umiejętności, wrażliwość, reakcje na stres, zachowanie, wygląd. Wszystko się wymieszało i stanęło na głowie.

Dobitnie widać to, a przede wszystkim słychać w filmie „Baby są jakieś inne” Marka Koterskiego. Dwaj niewydarzeni faceci wygłaszają smętno-komiczne konstatacje. Starają się znaleźć powody niefartów, jakie nieustannie stają się ich udziałem. Zwalają je – jakże inaczej! – na swoje partnerki.

Jedyne, co im pozostało z samczych zachowań, to „męskie” przeklinanie. Rzekomi inteligenci wulgaryzmami zastępują znaki przestankowe, żeby sobie dodać jaj. No, ale kobitki nie gorsze – załatwiają potrzeby fizjologiczne w męskiej toalecie, nie racząc nawet przymknąć drzwi. To przecież naturalne! Słowem – baby, owszem, są jakieś inne. Ale faceci też.

– Przez pierwsze dwa tygodnie panie w firmie na wyprzódki robiły mi kawę, zanim nie zorientowały się, że nie jestem chłopcem – zwierzyła mi się eks-studentka. Obdarzona przez naturę androgyniczną urodą, dodatkowo komplikuje rozpoznanie płci biseksualnym strojem. Ta dziewczyna to symbol współczesności. Nie chodzi o wygląd, lecz o wymieszanie elementów żeńskich i męskich w zakresie psychiki, zachowania, obyczajów. I wymianę społecznych ról.

Panowie coraz częściej odkrywają w sobie damskie cechy. I coraz odważniej się do tego przyznają. Ci zaś, którzy upierają się przy wzorcu sexy macho, stają się pociesznie anachroniczni. Tom Jones to już przeżytek minionej epoki.

reklama

Po zakończeniu zdjęć do „Ślicznotek” Patrick Swayze miał już tak serdecznie dość bycia kobietą, że…
spalił swoje wszystkie filmowe kostiumy i kosmetyki.


Kiedyś facet przebrany za babę gwarantował efekt komiczny. Greps, znany z teatru bulwarowego, znakomicie sprawdził się w komedii „Pół żartem, pół serio”. Pod koniec lat 50., kiedy film powstawał, w USA kobiety były kobiece, a faceci męscy. Arcydzieło Billy’ego Wildera opiera się na absurdzie – Josephine (Tony Curtis) i Daphne (Jack Lemmon) uchodzą za dziewczyny, pomimo wyraźnie niekobiecych gestów i reakcji. Prostoduszni Amerykanie dawali się nabrać na atrybuty kobiecości: sukienka, wysokie obcasy, uszminkowane usta. Kwintesencją tej komedii (o wiele bardziej dwuznacznej, niż zwykło się sądzić) jest scena, kiedy Daphne wyznaje adoratorowi, że jest mężczyzną. „Nobody’s perfect”, słyszy w odpowiedzi. Dziś można to zinterpretować tak: nikt nie jest doskonały, kto nie znajduje w sobie elementów drugiej płci.

Potem pojawiło się jeszcze wiele filmów z facetami w spódnicach. Dustin Hoffman jako „Tootsie”, Robin Williams w roli „Pani Doubtfire”, Patrick Swayze jako drag queen w „Ślicznotkach”, Jude Law w roli topmodelki w „Rage”. Im bliżej współczesności, tym postaci stawały się mniej śmieszne. A potem przebieranki przeniosły się z ekranu na inne dziedziny kultury. Już całkiem na poważnie.

Z machizmem rozprawiają się artyści. Dorota Nieznalska (ta sama, która stanęła przed sądem za „profanację krzyża”) podważyła mit mężczyzny-opoki, silnego, rozważnego i moralnego opiekuna słabszych. Na fotografii zatytułowanej „Potencja” sportretowała umięśnionego faceta w pozie przypominającej „Myśliciela” Rodina. Jej model nie podpiera ręką podbródka, tylko zaciska dłoń w pięść. Drobna zmiana sprawia, że z bohatera uosabiającego refleksyjne podejście do życia mężczyzna u Nieznalskiej zamienia się w agresywnego prymitywa. Takiego, który nie popieści, lecz przywali.

Chyba że trafi na godnego przeciwnika. Jak Kuba Bąkowski, kolejny artysta komentujący płciowe zamieszanie, który zmierzył się – fizycznie! – ze słabszą płcią. I przegrał. W serii zdjęć widzimy go ćwiczącego wespół z Agatą Wróbel. „Kruszyna” nawet się nie poci, podczas gdy artysta pada z wysiłku. „Kobieta mnie bije”, powinien zapłakać jak Maksio z „Seksmisji” Machulskiego. Ale przecież chłopaki nie płaczą… A damy deliberują – gdzie ci mężczyźni?


Monika Małkowska
krytyk sztuki, dziennikarka, grafik
fot. East News

Źródło: Wróżka nr 12/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl