Bohaterka życia

Nora Ephron, królowa komedii romantycznych. Nie tylko rozśmieszała nas do łez. Patrząc na jej Sally z „Kiedy Harry spotkał Sally” czy Annie z „Bezsenności w Seattle”, kobiety na całym świecie zaczynały wierzyć, że mogą żyć, tak jak chcą.

Nora Ephron, królowa komedii romantycznychBądźcie bohaterkami swojego życia, a nie jego ofiarami – mówiła scenarzystka Nora Ephron do absolwentek elitarnego Wellesley College w Massachusetts, który sama ukończyła. To była zasada jej życia. I bohaterek wszystkich jej filmów. Kobiety na całym świecie śmiały się, płakały, ale z kina wychodziły odmienione.

To dzięki niej – jak napisał nowojorski krytyk po premierze „Kiedy Harry poznał Sally” – kobiety dowiedziały się, jak powinien wyglądać orgazm, a mężczyźni, jak kobiety potrafią go udawać (słynna scena, gdy Sally udaje orgazm nad talerzem w barze, spointowana słowami pani ze stolika obok: „Proszę o to samo”). Po tym filmie kobiety w restauracjach przestały zamawiać gotowe dania z menu. Jak Sally, zawsze coś kazały zmienić. Dlaczego? Bo „chciały to tak, jak chciały”. Chciały też miłości takiej, jak bohaterki Ephron, a nie letnich uczuć.

Kobieta w większej roli

W czasach, gdy zaczynała pisać scenariusze, prawie nie było kobiet w hollywoodzkim biznesie. Jeśli jakaś się pojawiała, to tak jak jej matka, przy mężu. „Kobiety w Hollywood miały tyle do powiedzenia”, mówiła w wywiadach Nora, „co w amerykańskiej armii w 1943 roku”. Scenariusz musiał być pisany pod mężczyzn, bo to oni go zatwierdzali. I nie wyobrażali sobie, żeby kobieca rola mogła być większa niż męska.

Tymczasem to, co robiła Nora, trafiało do kobiet. W felietonach, które pisała do amerykańskich gazet, jest mnóstwo zabawnych rad, np. „Nigdy nie wychodź za mąż za mężczyznę, z którym nie chciałabyś być rozwiedziona”, „Jeżeli buty, które mierzysz w sklepie, nie są wygodne, to nigdy wygodne nie będą”.

reklama

W jednym z ostatnich wywiadów, ciężko chora, zamiast narzekać, zachęcała kobiety, aby korzystały z życia: „Powinnyście jeść smakowite rzeczy, póki jeszcze możecie je jeść, wybierać się do wspaniałych miejsc, póki jeszcze możecie... i nie miewać wieczorów, podczas których mówicie do siebie: co ja tu robię? Bo w którymś momencie szczęście się wyczerpie, wszystko się skończy w sekundę...”.

Spotkanie z nią to jak znalezienie się w jej filmie. „Była błyskotliwa i zabawna”, mówiła w wywiadzie dla „The New York Timesa” pisarka Sally Quinn. Meryl Streep opowiadała o Norze dziennikarzowi „New Yorkera”: „miała bon mot na każdą sytuację, w jej towarzystwie czułam się onieśmielona”. Zmarła na zapalenie płuc wywołane ostrą białaczką szpikową. Wiedziała o swojej chorobie od sześciu lat, ale utrzymywała ją w tajemnicy. Do końca pisała dwa scenariusze o Jane Austen i Peggy Lee. Nie marudziła, nie skarżyła się. Wyniosła to z domu. Matka powtarzała Norze i jej trzem siostrom: „Nie ma nic nudniejszego niż jęki i narzekania”.

Wiadomość o jej śmierci, 26 czerwca br., była najważniejszym newsem największego amerykańskiego portalu Huffington Post. Norę wspominali Meryl Streep, Billy Crystal, Meg Ryan, Nicole Kidman, Tom Hanks. Pisarze Margaret Atwood i Bret Easton Ellis złożyli jej hołd, a Nigella Lawson napisała, że Nora była jej idolką. Nawet Justin Timberlake ujawnił się jako wielki fan Ephron.

Inny z jej fanów napisał na Twitterze: „Wiele jej kultowych scen filmowych rozgrywało się w Empire State Building, flagi na tej słynnej budowli powinny zostać opuszczone do połowy”. A burmistrz NYC Michael Bloomberg powiedział: „Nora Ephron kochała Nowy Jork, nikt tak pięknie jak ona nie pisał o naszym mieście. Na zawsze pozostanie jego legendarną mieszkanką”.

Przyszła na świat w 1941 r. w Beverly Hills w – jak napisała – „domu pełnym jabłek, brzoskwiń i mleka”. Czuła się tak, jakby dorastała w serialu. Później jej rodzice rozpili się, ojciec co rusz lądował w psychiatryku, a matka zmarła na marskość wątroby w wieku 57 lat. Nora zawsze chciała być dziennikarką. Taką, jak odwiedzająca jej rodziców Dorothy Parker, słynąca z zabójczego dowcipu. Marzyła, by pracować w redakcji magazynu „Esquire”. Pisać scenariuszy nie chciała, bo jak mawiała: „Wystarczy, że robiła to moja matka”. Ale później napisała: „Nieważne, kim i skąd jesteś. Kiedy zasiadasz do pierwszej strony scenariusza, w głowie od razu układasz sobie przemowę na wręczenie Oscarów”. Sama nigdy żadnego nie dostała, choć aż trzy razy ją nominowano. Po raz pierwszy w 1983 r. za scenariusz filmu „Silkwood”.

W czasach prezydentury Johna F. Kennedy’ego odbyła staż w dziale prasowym Białego Domu. „Prawdopodobnie byłam tą jedną jedyną stażystką, której JFK nigdy nie miał ochoty poderwać”, żartowała potem w jednym z felietonów. Po stażu dostała pracę gońca w „Newsweeku” i zamieszkała w Nowym Jorku. Kiedy podczas długiego strajku prasy napisała tekst do sparodiowanego wydania „New York Post”, Dorothy Schiff, wydawca, stwierdziła: „Jeśli potrafi parodiować „Post”, to umie też dla niego pisać. Zatrudniam ją”. Wkrótce publikuje tekst o ślubie Boba Dylana i jej kariera nabiera tempa. Zaczyna pisać felietony do „Esquire’a”.

Źródło: Wróżka nr 9/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl