Między Ja i My: czas indywidualistów?

Podobno to kobiety częściej są zwolenniczkami modelu „razem, ale osobno". Dlaczego? – To zrozumiałe. Przez całe wieki nie były samodzielne, więc teraz odreagowują! – uważa Iza Falkowska, psycholog z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej.


Kiedyś wszystko było „po bożemu": ślub, wspólne gniazdko, dzieci... Teraz coraz częściej widzimy, że dziewczyna spotyka chłopaka, rodzi się uczucie, ale ani o wspólnym mieszkaniu, ani o ślubie, ani tym bardziej o dziecku żadne z nich nie myśli. Po prostu ze sobą są i już. I to może trwać latami.

Takie związki były zawsze. Czemu teraz zdarza się to częściej? Trochę to wynika z ducha czasów, w jakich żyjemy. Świat się zmienił. To, co kiedyś było oczywiste, dziś wcale takim nie jest. Jest więcej wolności, więc ludzie wybierają to, co im pasuje. Czasem mądrze, czasem głupio, ale samodzielnie. A celem związku nie są już, jak kiedyś, dzieci. Jesteśmy bardziej nastawieni na samorealizację, karierę...

Ale dlaczego dziewczyna nie chce żyć w bliskości ze swoim chłopakiem na co dzień? Przecież czasami dobrze mieć pod ręką kogoś, kto wysłucha, pocieszy...

Być może ta dziewczyna nie potrafi w pełni się zaangażować? Żyjemy w czasach indywidualistów. To sprawia, że często trudniej nam tolerować odmienność drugiego człowieka. My mamy swoje przyzwyczajenia i nie mamy ochoty tego z kimkolwiek negocjować. Stawiamy szklankę z herbatą na ulubionym miejscu i nie chcemy, aby nam ją ktoś przestawiał. I tak sobie myślę, że w Polsce i innych krajach postkomunistycznych nastawienie na indywidualizm może być jeszcze silniejsze. W końcu przez lata kołchozowe poczucie wspólnoty było nam narzucane.

Jednostka niczym, jednostka bzdurą?

O właśnie! A teraz jednostki królują i często wcale nie chcą się tym królestwem z nikim dzielić. A na dodatek wcale nie muszą tego robić. Dawniej było inaczej. Do tego dzielenia się, czyli inaczej mówiąc, do dojrzewania w związku w pewnej mierze przymuszały ludzi okoliczności zewnętrzne.

Za komunizmu nie było mieszkań, więc ludzie siłą rzeczy musieli mieszkać razem? Zresztą niekoniecznie z tą najbliższą, wybraną osobą...

Kiedyś o wiele mniej osób, a zwłaszcza kobiet, mogło pozwolić sobie na to, żeby prowadzić samodzielnie dom. Bo wiadomo, że prowadzenie wspólnego jest po prostu tańsze. Dziś te ograniczenia znikają.

reklama


Z moich obserwacji wynika, że zaskakująco często do wspólnego zamieszkania prą mężczyźni.

Nie znam badań na ten temat, ale intuicyjnie sądzę, że istotnie mogą być tym bardziej zainteresowani. Bo mieszkanie razem to regularny seks bez wychodzenia z domu. A przy tym szansa, że ktoś im upierze, ugotuje, posprząta. Przemiany obyczajowe sprawiły zaś, że nie muszą się obawiać, iż od razu będą musieli się żenić. A kobiety, które przez wiele lat nie były samowystarczalne w związkach, być może teraz po prostu odreagowują?

I odgrywają się na facetach?

Po prostu korzystają z możliwości, jakie im oferuje współczesność. Dbają same o swoje interesy. Często słyszę, że mieszkanie oddzielnie zapobiegnie wypaleniu związku, że dzięki temu nie wkradnie się do niego nuda... Coś w tym jest. Ludzie teraz dużo dłużej żyją i mają o wiele więcej wolnego czasu. Kobiety nie muszą już prać w balii, pralka robi to szybciej i lepiej, kompletnie bez ich udziału. Mężczyzna zamiast wyruszać na kilkudniowe polowanie, wyskakuje do sklepu na rogu. A ponieważ czasu, jaki pozostaje nam do spędzenia wspólnie z partnerem, jest więcej, więc trudniej razem wytrzymać, czymś go wypełnić. Dawniej mężczyzna żył góra do pięćdziesiątki, wyruszał na wojny, w domu było go mało. Mieli czas się za sobą stęsknić.

Mam znajomą, która po dramatycznym rozwodzie reaguje alergicznie na wszelkie sugestie, że mogłaby zamieszkać z mężczyzną. Związki tak, ale na dystans.

To akurat jest zupełnie naturalne. I zdarza się także wtedy, gdy ktoś jako dziecko napatrzył się na nieudany związek rodziców. Skoro raz i drugi się nie udało – myślą takie osoby – to znaczy, że to się po prostu udać nie może. I że jak nie będą z nikim zbyt blisko, to nikt ich nie zrani. Ale ta asekuracja z reguły jest pozorna. To iluzja, bo jak przydarzy się zdrada czy nielojalność, to i tak będzie bolało. Nie da się przed tym uciec. Tam, gdzie jest uczucie, czasami pojawia się ból.


Chyba trudniej zbudować wspólne życie, gdy ma się już swoje lata? Wszystko mamy zorganizowane, zaplanowane, urządzone i niełatwo podjąć decyzję, że zmieniamy to dla bliskości z drugim człowiekiem.

To prawda. Poza tym osoby w dojrzałym wieku myślą częściej głową, a nie sercem. A przecież zawsze można w nieskończoność wynajdywać niezliczone za i przeciw. W młodości emocje nami rządzą. Pod wpływem impulsu po prostu coś się dzieje i już. Młodzi wpadają w związek, nie włączając w to chłodnej kalkulacji. Moi znajomi, żyjący od lat „razem, ale osobno", stanowczo zapewniają, że bardzo się kochają. Po prostu nie chcą wspólnie mieszkać... Jednak często bywa tak, że ludzie latami żyją „razem, ale osobno", rozstają się i któreś z nich po jakimś czasie tworzy pełny bliski związek z nową osobą. Może więc po prostu czasem chodzi o to, że ten konkretny człowiek nie jest dla nas odpowiedni? Nie wiemy, jak to by było z kimś innym.

Jeśli taki związek nam pasuje i nikt nie czuje się w nim skrzywdzony, to chyba mimo wszystko lepiej w nim być, niż żyć samotnie?

Na dwoje babka wróżyła. Bycie razem „na odległość" może dawać nam wiele satysfakcji, zapewnia duży margines swobody. Jest po prostu wygodne, zwłaszcza w czasach, gdy żyje się coraz szybciej, a ludzie są – jak już mówiłam – bardziej niż dawniej skupieni na sobie. Jednocześnie jednak taki układ blokuje nam pewne możliwości. Nie mamy motywu, aby się ruszyć i poszukać innego partnera. Założyć konto na portalu internetowym lub choćby pójść na dyskotekę. A może właśnie to byłby ktoś, z kim moglibyśmy być naprawdę razem? Pod jednym dachem?

A czy miłości, tej największej, trzeba szukać aż w internecie? Zawsze mi się wydawało, że ona po prostu spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Przytrafia się i już...

Takie rzeczy zdarzają się raczej w kinie albo w powieściach. Znalezienie miłości, a potem zbudowanie trwałego, pełnego związku wymaga inicjatywy, wysiłku i pracy. I ta praca nie kończy się wcale z chwilą, gdy zamieszkamy razem albo dotrzemy do ołtarza!

Zofia Domaniewska

Źródło: Wróżka nr 2/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl